Reklama

Yvonne Strahovski: Żona astronauty

Kiedy w 2012 r. po pięciu latach zakończyła się emisja bijącego rekordy popularności serialu "Chuck", Yvonne Strahovski - która grała w tej produkcji jedną z głównych ról - nie miała pojęcia, co ją czeka. Ale przyszłość okazała się dla niej łaskawa.

W kolejnych latach mogliśmy oglądać Strahovski m.in. w filmach "Mama i ja" oraz "Ja, Frankenstein", a także w telewizyjnych hitach "Dexter" i "24: Jeszcze jeden dzień". Najnowszą produkcją z udziałem 32-latki jest natomiast miniserial "The Astronaut Wives Club" ("Klub Żon Astronautów"), który w tym miesiącu debiutuje na antenie amerykańskiej stacji ABC.

- Rzeczywiście, udało mi się zagrać kilka fajnych ról pod rząd. Te ostatnie lata w mojej karierze to prawdziwa frajda - przyznaje Strahovski (australijski akcent mojej rozmówczyni, który słyszę w telefonie, ani na jotę nie uległ osłabieniu). - Jest wspaniale; jest tak, jak to sobie wymarzyłam. Kiedy jako nastolatka chodziłam na warsztaty aktorskie, myślałam sobie, jak fantastycznie byłoby móc wcielać się w różne postaci i w ciągu jednego danego mi życia przeżywać życiorysy wielu ludzi. Uważam się za wielką szczęściarę, że dziś mogę się w ten sposób realizować; w dodatku poprzez tak różne media, jak teatr, film i telewizja.

Reklama

- Ale na tym nie kończy się moja lista życzeń - dodaje gwiazda. - Lista epok, w których chciałabym się zanurzyć jako aktorka, właściwie nie ma końca. Wychowywałam się na Szekspirze: kiedy miałam 14 lat, zagrałam Violę w "Wieczorze Trzech Króli". Rewelacyjnie czułam się w tych zachwycających kostiumach, w tych wszystkich gorsetach i sukniach... Mam ochotę na więcej. Marzę również o rolach w filmach i sztukach opartych na klasycznych powieściach, jak "Wichrowe Wzgórza".

Ci telewidzowie, którzy zdecydują się śledzić losy bohaterek "Klubu Żon Astronautów", przeniosą się z kolei w lata 60. XX wieku. To właśnie wtedy małżonki amerykańskich pionierów podboju kosmosu stworzyły nieformalną grupę wsparcia, by wspólnie radzić sobie z presją, jaką wywierały na nich NASA, media, ich mężowie - a także ze strachem, że każdy następny pozaziemski lot ich mężczyzn mógł okazać się tym ostatnim. Dodajmy, że ten liczący dziesięć odcinków miniserial został zrealizowany na podstawie bestsellerowej książki "Żony astronautów" autorstwa Lily Koppel.

Yvonne Strahovski przypadła w udziale rola Rene Carpenter, szykownej żony Scotta Carpentera (Wilson Bethel), który był jednym z siedmiu członków pierwszej grupy astronautów wytypowanych do lotów kosmicznych w ramach programu Mercury - i który jako drugi Amerykanin w historii odbył lot orbitalny wokół Ziemi. W pozostałe żony astronautów wcieliły się Dominique McElligott (jako Louise Shepard), Odette Annable (Trudy Cooper), Erin Cummings (Marge Slayton), Azure Parsons (Annie Glenn), Zoe Boyle (Jo Schirra) i Joanna Garcia (Betty Grissom).

- Lata 60. to była wspaniała epoka. Nie byłam nawet w najmniejszym stopniu rozczarowana tym, co zostało odtworzone na potrzeby serialu - opowiada Strahovski. - Na co dzień nie chodzę raczej w spódnicach i sukienkach, ale z prawdziwą radością zakładałam na planie ubrania w stylu retro. Poza tym wcielałam się nie w jakąś fikcyjną postać, a w kobietę, która faktycznie żyła w tamtych czasach. W dodatku było to fascynujące życie. Granie Rene Carpenter było dla mnie prawdziwym zaszczytem.

Strahovski nie miała okazji spotkać się osobiście z wiekową już panią Carpenter, ale - jak zapewnia - i tak odczuwa z nią silną więź.

- Historia jej życia jest bardzo inspirująca - wyjaśnia. - Każdy w większym lub mniejszym stopniu zna historię amerykańskich lotów kosmicznych. Oglądaliśmy filmy i czytaliśmy książki o mężczyznach, którzy na pokładach prototypowych statków latali do gwiazd - ale nigdy nie analizowaliśmy tej historii z perspektywy kobiet, które czekały na astronautów w domu, i które z dnia na dzień znalazły się nagle w świetle reflektorów, mimowolnie stając się twarzami kosmicznego wyścigu. Musiały na bieżąco uczyć się, jak sobie z tym wszystkim radzić, a nie było to łatwe. Właściwie trudno było to objąć rozumem: z jednej strony te kobiety zmagały się z tym wszystkim same, ale z drugiej działo się to na oczach reporterów i przed obiektywami aparatów. Ładunek emocjonalny zawarty w tej opowieści jest ogromny. Dla naszych bohaterek był to czas wielkiej próby. Co więcej, mało kto jest w stanie zrozumieć, co przeżyły, bo w podobnej sytuacji znalazła się zaledwie garstka kobiet. Właśnie dlatego żony astronautów utworzyły ten tytułowy klub - po to, by się wzajemnie wspierać i dzielić swoimi przeżyciami. Ten serial ukazuje to we wspaniały sposób i z wyjątkowej perspektywy.

Aktorka dodaje, że podczas pracy na planie pomiędzy wszystkimi odtwórczyniami ról żon astronautów nawiązała się przyjaźń. Tym samym można powiedzieć, że utworzyły one swój własny klub.

- Rzadko się zdarza, że możesz do woli spędzać czas z ludźmi, z którymi uwielbiasz przebywać. Nam wszystkim było to dane. Spędzałyśmy wspólnie czas na planie i poza nim. A przecież towarzyszyli nam jeszcze nasi koledzy grający naszych mężów-astronautów, a także nasi bliscy i przyjaciele, którzy specjalnie dla nas przyjechali na ten czas do Nowego Orleanu, gdzie powstawał serial. Doskonale bawiliśmy się w tym licznym gronie, korzystając z bogatej oferty miasta. Ja sama zakochałam się w jego jazzowej otoczce. To było coś cudownego, jak wyjazd na wakacyjny obóz.

To by było na tyle, jeśli chodzi o gwiezdne życie Strahovski. Równolegle aktorka o polskich korzeniach pracowała jeszcze nad zupełnie inną rolą - w kryminalnym "Manhattan Nocturne", nawiązującym do tradycji filmu noir; wielowątkowej historii obfitującej w liczne zwroty akcji. Strahovski partneruje w niej Adrienowi Brody'emu i Jennifer Beals.

- Moja postać to klasyczna femme fatale. To była niezła jazda! - opowiada. - A do tego ta fantastyczna obsada, z Adrienem na czele. To profesjonalista w każdym calu i świetny aktor, o czym zresztą świadczy Oscar na jego koncie. (...)

Na koniec naszej rozmowy pytam jeszcze moją rozmówczynię o plany zawodowe na najbliższą przyszłość, ale ona dyplomatycznie odmawia odpowiedzi. Wygląda na to, że - wbrew życzeniom miłośników komiksów - Strahovski nie zagra Carol Danvers, znanej też jako Kapitan Marvel. Aktorka przyznaje jednak, że jest świadoma istnienia aktywnego lobby na rzecz powierzenia jej głównej roli w pełnometrażowym filmie o przygodach tej fikcyjnej superbohaterki.

- Widzę to chociażby na Twitterze - mówi. - To przemiłe, że tylu ludzi widziałoby mnie jako Kapitan Marvel, ale doprawdy nie potrafię powiedzieć, czy ich marzenia kiedykolwiek się spełnią.

© 2015 Ian Spelling

Tłum. Katarzyna Kasińska

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

The New York Times
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama