Paul McCartney daje zarobić

Jeśli ktoś wybiera się dziś na koncert Paula McCartneya, to powinien przy okazji powalczyć o autograf tego gwiazdora. Dlaczego?

Jeśli ktoś wybiera się dziś na koncert Paula McCartneya, to powinien przy okazji powalczyć o autograf tego gwiazdora. Dlaczego?

Według danych firmy Paul Fraser Collectibles, pośrednika w obrocie dóbr kolekcjonerskich, autografy Paula McCartneya tylko w latach 2000-2012 zdrożały średnio o 1043 proc. Można za nie obecnie dostać nawet 2000 funtów.

Jednak ci, którzy mieli tyle szczęścia, żeby wejść w posiadanie rzadkiego przedmiotu związanego ze wszystkimi Beatlesami, mogli zarobić jeszcze więcej. Co jakiś czas na aukcjach można zdobyć wyjątkową pamiątkę związaną z "chłopcami z Liverpoolu". Ostatnio został na przykład pobity rekord kwoty zapłaconej za płytę z autografami całej czwórki Beatlesów. Wyjątkowa płyta Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band została sprzedana za bagatela 290,5 tys. dolarów i wynikiem tym przebiła szacunkową wycenę o 868,3 proc.! Poprzedni rekord należał do podpisanej przez całą czwórkę płyty Meet The Beatles, która w 2011 r. została sprzedana za 150 tys. dolarów.

Reklama

Co jednak, jeśli nie przepadamy za muzyką The Beatles? Rynek pamiątek po sławnych ludziach, czyli memorabiliów, w Zachodniej Europie i USA jest bardzo rozwinięty i bogaty. Tworzenie kolekcji inwestycyjnych skoncentrowanych na znanych i podziwianych osobach to nic niezwykłego. Tu każdy może znaleźć coś dla siebie.

Dlaczego ludzie sięgają po taki sposób lokowania kapitału? Dzięki takiemu rozwiązaniu można połączyć inwestowanie ze swoimi pasjami i zainteresowaniami. Dodatkowo rzadkie przedmioty kolekcjonerskie mogą stanowić element dywersyfikujący nasz portfel.

Co w takim razie mamy do wyboru? Wspomniane już autografy - według indeksu PFC40 Autograph Index - przynosiły średnio 14 proc. zysku w sakli roku przez ostatnie 12 lat. Największe zyski osiągnęli w tym czasie posiadacze autografów George'a Harrisona (+1310 proc.), Neila Armstronga (+1264 proc.), Andy'ego Warhola (+900 proc.), Walta Disney'a (+844 proc.) oraz Johna Lennona (+835 proc.). Jak widać z tego zestawienia, można znaleźć coś zarówno dla fanów muzyki, kinematografii, jak i sztuki współczesnej. Jednak nie tylko autografy mogą okazać się dobrą inwestycją. Ciekawie prezentują się również wyniki sprzedaży listów, zdjęć czy płyt.

19 marca 1953 r. Francis Crick napisał list do swego 12-letniego syna. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby w liście tym ojciec nie chwalił się po raz pierwszy, że odkrył strukturę DNA. Za to okrycie Crick otrzymał zresztą nagrodę Nobla. 60 lat później ten sam list został sprzedany za 6 mln dolarów i o ponad 200 proc. przebił wycenę.

Z kolei w maju br. list napisany przez Marylin Monroe tuż przed jej śmiercią został sprzedany za 156 tys. dolarów, przy wycenie sięgającej zaledwie 50 tys. Dobrze sprzedają się również zdjęcia tej gwiazdy srebrnego ekranu. Niedawno w Polsce mieliśmy do czynienia z aukcją zdjęć Marylin, na której jedna fotografia przy wycenie na poziomie 6,5 tys. dolarów, została sprzedana za 12,9 tys. Dlaczego takie przedmioty drożeją?

- Na rynku dóbr kolekcjonerskich rządzi podaż i popyt. Z każdym rokiem historyczne kolekcje, znajdujące się w rękach prywatnych, ulegają zmniejszeniu w wyniku uszkodzeń lub sprzedaży do muzeów czy innych instytucji - mówi Paul Fraser, brytyjski ekspert inwestycyjny na rynku kolekcjonerskim. - Przy tym mamy ogromną bazę kupujących. Grupa około 200 milionów kolekcjonerów na całym świecie decyduje o wzroście cen na rynku i gwarantuje, że nie spotkają nas na nim nagłe nieprzyjemne niespodzianki - dodaje Fraser.

Wealth Solutions
Dowiedz się więcej na temat: Paula | aukcja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »