Śmierć czyha na ciebie w banku
Czy reklamowanie pożyczek konsumpcyjnych powinno być zakazane? Moim zdaniem - tak. Na podobnych zasadach, jak reklamowanie napojów alkoholowych i wyrobów tytoniowych - ze względu na wysoką szkodliwość społeczną.
Przyjrzyjmy się liczbom. "Egzekucji komorniczych w Polsce przybywa w ekspresowym tempie. W 2007 roku było ich 1,7 mln. W ubiegłym roku już 4,2 mln!" - czytamy w ogólnopolskim dzienniku "Metro", w publikacji "Czas komorników" z dnia 26 listopada 2012 roku. "Najwięcej do odzyskania jest szybkich pożyczek, gdzie jedynym zabezpieczeniem był dowód osobisty" - to kolejny fragment cytowanego artykułu.
Powyższe sensacje znajdują, niestety, pełne potwierdzenie w danych publikowanych przez Komisję Nadzoru Finansowego. Z "Raportu o sytuacji banków w I półroczu 2012 r.", opracowanego przez KNF, dowiadujemy się, że na dzień 30.06.2012 roku aż 17.9 proc. kredytów konsumpcyjnych stanowią kredyty zagrożone. Jest to wolumen na łączną kwotę 22,6 mld zł! Więcej danych na temat zaległości w spłatach kredytów gospodarstw domowych przedstawia poniższa tabela.
Polacy zalegają bankom ze spłatą prawie 40 mld zł kredytów, a większość źle spłacanych zobowiązań, bo ponad 57 proc., to pożyczki konsumpcyjne. Przedstawione dane nie zawierają jednak całej prawdy na ten temat. Po pierwsze, powyższe statystyki nie obejmują pożyczek udzielonych przez SKOK-i (ok.11 mld zł) i przez parabanki (szacunkowo 3 mld zł). Tu też na pewno nie wszystkie kredyty spłacają się terminowo...
Ze statystyk kredytów zagrożonych wypadają także tysiące złych kredytów, które banki chętnie sprzedają firmom windykacyjnym w pakietach zwykle nie mniejszych niż 5 mln zł. W ten sposób banki pozbywają się potężnej masy nie spłacanych pożyczek konsumpcyjnych, których łączna wartość sięgać może nawet do kilkuset milionów złotych rocznie (kredytami mieszkaniowymi się w ten sposób nie "handluje").
Mimo tak dramatycznych danych, rozdawanie przez banki pożyczek na prawo i lewo (bo tak to należy nazwać, mając na względzie bardzo poważne ryzyko braku zwrotu pożyczki) kwitnie na całego. Na dodatek bankowcy angażują ogromne środki na reklamę tychże produktów. Codziennie oglądamy w telewizji dziesiątki głupawych reklam, w których występują topowi polscy aktorzy namawiający nas na szybkie i proste pożyczki: ekspresowe, w 15 minut, "od ręki". Na dodatek - z miniratką.
I nie jest to jedyny problem, że za parę lat "otwarta" polityka banków w zakresie udzielania pożyczek konsumpcyjnych - produktów, na których jest tak duża szkodowość - może wywrócić cały polski system bankowy. Wszak w podobny sposób zrodził kryzys finansowy w USA - tam...
Banki te przejechały się najbardziej na kredytach typu NINJA, udzielanych osobom bez dochodów (No Income), bez pracy (No Job) oraz bez majątku (No Assets), a nie na kredytach hipotecznych udzielanych zgodnie ze sztuką bankową, czyli dobre zabezpieczenie plus zdolność kredytowa.
Ale to nie bankowcy najbardziej ucierpią na tak zmasowanej akcji udzielania ryzykownych pożyczek. Drugą stroną każdej umowy jest klient, często nieświadomy zagrożeń, jakie wiążą się z "przekredytowaniem". Dość często spotykam się w pracy zawodowej z przypadkami beznadziejnymi - są to osoby, które przy zarobkach 2-4 tys. zł nabrały po kilkanaście różnych pożyczek i kart kredytowych, a następnie straciły płynność i mają na głowie kilku komorników.
Zawsze w takiej sytuacji zastanawiam się, jak mogło do tego dojść. Już przy trzech czy czterech pożyczkach potencjalnego klienta każdy pracownik banku (zwany często mocno na wyrost "doradcą kredytowym") winien zahamować zapędy tegoż do uzyskania kolejnej - wszak dane o wszelkich zobowiązaniach kredytobiorców figurują w BIK-u. Pracownik banku ma dostęp do tych informacji.
Jak więc możliwe jest, że takiej osobie udało się pozyskać kilkanaście pożyczek, których miesięczne spłaty często przekraczają osiągane dochody? A to są fakty - wiele takich sytuacji znam z racji wykonywanego zawodu.
Prawdą jest, że banki potrafią zachęcić do zadłużania się ponad stan. To nie tylko kampanie reklamowe prowadzone na wielką skalę, o których wcześniej wspominałem. To także niezwykle milutki i profesjonalny "doradca kredytowy" (czytaj: bardzo dobrze wyszkolony sprzedawca pożyczek). Jednak w sytuacji, kiedy w trakcie spłaty tegoż zobowiązania pojawią się problemy, bankowcy przestają być fajni. Mało ich interesuje, że straciliśmy pracę, o co dziś nietrudno, czy też, że większość bieżących dochodów musimy przeznaczyć na leczenie chorego dziecka. W takich sytuacjach, jeśli nie spotkamy się ze zrozumieniem ze strony pożyczkodawcy (a tak niestety jest najczęściej), to z kłopotów finansowych już się nie wygrzebiemy. Bowiem...
Jeśli nie pomoże nam ktoś z rodziny, to nas właśnie czeka.
Zejście z tego świata w wyniku przedawkowania narkotyków jest śmiercią gwałtowną, męczymy się może kilka, czy kilkanaście godzin (przepraszam, nie jestem specjalistą w tej dziedzinie - przyp. aut.). Śmierć społeczna - z powodu przedawkowania pożyczek - to śmierć bardziej okrutna. Krok po kroku tracimy wszystko - pracę, mieszkanie, przyjaciół, zdrowie. Najczęściej też rodzinę. No, bo jak wytłumaczyć najbliższym, że nabraliśmy piętnaście kredytów na rzeczy, których mieć wcale nie musieliśmy?
W końcu tracimy też godność i szacunek dla samych siebie. Przez całe dalsze życie musimy żyć z piętnem skrajnej nieodpowiedzialności, czy też - czystej głupoty. Wszak każda kolejna pożyczka była efektem świadomej decyzji i wymagała podpisów na umowie kredytowej.
Jeszcze jedno smutne stwierdzenie. Polskie społeczeństwo nie ma żadnej wyrozumiałości dla rodaków, którym się nie powiodło. Znajomy ma problemy finansowe? Przestajemy odbierać od niego telefony - pewnie dzwoni pożyczyć trochę kasy. W naszym kraju jest to, niestety, standard. Można by to podsumować tak:
Dowody? Sprawa z ostatnich miesięcy, opisana w listopadzie br. w "Gazecie Wyborczej" przez pana Wojciecha Karpieszuka (tytuł publikacji: "Eksport biedy z Warszawy. Czy chcesz mieszkać obok bezdomnych?"). Oto mieszkańcy małej, podwarszawskiej miejscowości Bobrowiec gromadnie zaprotestowali przeciwko otwarciu w ich sąsiedztwie ośrodka Monaru dla bezdomnych. Konkretnie w Hotelu Lando w Bobrowcu. Z tej publikacji dowiadujmy się, że pod protestem, złożonym w gminie Piaseczno, zebrano już 250 podpisów.
Oto wypowiedź jednej z mieszkanek Bobrowca: "mieszkańcy Żoliborza, Tarchomina, czy Mokotowa postąpiliby tak samo: gdyby okazało się, że w środku ich osiedla jeden z bloków będzie przeznaczony na noclegownię, też wzbudziłoby to protesty".
Na protesty te odpowiada dyrektor biura pomocy i projektów społecznych w społecznym ratuszu: "Mieszkańców proszę o tolerancję. Problem bezdomności może dotknąć wszystkich. Zdarzają nam się klienci, którzy jeszcze dwa lata temu mieli mieszkania na kredyt, po dwa samochody. Pracowali w banku i stracili pracę". No cóż, kto pożyczką handluje, czasem od pożyczki ginie...
Bardzo trafnie tę postawę mieszkańców Bobrowca nazwał autor publikacji w jednym z podtytułów:
Może więc warto pomyśleć o wyspach dla biednych i bezdomnych, na których mogliby mieszkać nie narażeni na protesty "porządnych" obywateli z sąsiedztwa? Tyle, że w Polsce wysp mamy niewiele, a bezdomnych wciąż przybywa.
My tu o takich smutnych sprawach, a wszak idą Święta! To przecież dla każdej rodziny, dla każdego Polaka - kilka magicznych dni, na które czekamy cały rok! Czas wielkich zakupów. Niestety, często bezsensownych lub nieprzemyślanych: na hojne prezenty dla bliższej i dalszej rodziny, na wielką świąteczną wyżerkę, po której musimy parę dni odchorować.
Nie masz na gotówki, czytelniku? Nie martw się, w każdym banku doradca wciśnie ci z uśmiechem superlekką, świąteczną, pożyczkę.
I do galerii handlowych biegiem marsz! Żeby nam wszystkiego nie wykupili.
Na koniec jeszcze jedna, miła niespodzianka: dla najbardziej aktywnych świątecznych zakupowiczów przewidzieliśmy cenne nagrody. Są nimi bezpłatne pobyty w Hotelu Lando w Bobrowcu. Mamy do rozdania kilka ostatnich zaproszeń.
Krzysztof Oppenheim
Oppenheim Enterprise