Grozi nam kolejne piekło finansowego kryzysu?

Europejscy przywódcy po cichu rozważają, czy powinni przyjść z pomocą sąsiadowi w tarapatach. Naradom towarzyszą obawy, że Grecja nie spłaci swoich długów w terminie i rozpęta tym samym kolejne piekło finansowego kryzysu.

Niemcy, Francja i inne europejskie potęgi zasiadły do debaty nad koniecznością udzielenia wsparcia finansowego Grecji zaledwie miesiąc po tym, jak w podobny sposób na ratunek Dubajowi pośpieszył sąsiedni emirat, Abu Zabi.

Po dziesięciu latach rozrzutności napędzanej kolejnymi zaciąganymi pożyczkami, Grecja staje twarzą w twarz z sytuacją, która praktycznie sprowadza się do runu na bank (masowego wycofywania depozytów - przyp. tłum.). A napięte finanse państwa, mimo regularnego kolorowania rzeczywistości przez rząd w Atenach, wywołały niepokój na już i tak niespokojnych rynkach finansowych. Część ekonomistów obawia się, że kłopoty Grecji mogą wywołać poważne i długotrwałe reperkusje w całej Europie. Obecny kryzys stwarza poważne wyzwania dla euro, które Grecja przyjęła w 2001 roku. Kurs wspólnej europejskiej waluty w stosunku do dolara i jena spadł niedawno do najniższego od sześciu miesięcy poziomu.

Reklama

"Bankructwo Grecji nie wchodzi w grę, i wielu sądzi, że na pewnym etapie będziemy musieli zainterweniować" - mówi wysoki unijny urzędnik ds. finansów, któremu jednakże nie zezwolono na publiczną wypowiedź z uwagi na delikatność zagadnienia. "Nie musi do tego dojść, i mamy nadzieję, że nie dojdzie - ale byłoby to lepsze niż niewypłacalność Grecji."

Forma i skala finansowego wsparcia, jeżeli w ogóle zapadnie decyzja o udzieleniu go, muszą dopiero zostać uzgodnione - mówią przedstawiciele kilku europejskich stolic. Niewiadomą pozostaje ewentualne zaangażowanie Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Za opcją tą opowiada się część europejskich przywódców, podczas gdy inni są zdania, że Europa powinna samodzielnie rozwiązać grecki problem.

Tymczasem ani Grecja, ani jej europejscy sąsiedzi nie przyznają publicznie, że UE rozważa udzielenie Grecji pomocy. "Te pogłoski nie mają żadnego pokrycia w rzeczywistości' - napisała w przesłanym elektroniczną drogą oświadczeniu rzeczniczka niemieckiego ministerstwa finansów. "Są całkowicie bezpodstawne."

Grecki premier George Papadou, przemawiając na tegorocznym forum ekonomicznym w Davos, powiedział, że jego kraj nie potrzebuje unijnej pożyczki. "Nigdy o nią nie prosiliśmy" - zaznaczył. Coraz większe wątpliwości budzi jednak skuteczność drastycznych środków zaproponowanych w ramach kontroli greckiej polityki budżetowej - i to pomimo skoordynowanych wysiłków w celu uspokojenia rynków, podejmowanych przez rząd w Atenach.

Inwestorzy obawiają się, że kryzys w Grecji może wywołać reakcję łańcuchową w całej Europie Południowej. Niepokoje te już skutkują odpływem pieniędzy z rynku obligacji Portugalii, Hiszpanii i Włoszech.

Rynek szybko i brutalnie zweryfikował sytuację. 28 stycznia różnica w oprocentowaniu obligacji greckich i niemieckich - będąca wskaźnikiem wiary inwestorów w grecką wypłacalność - była najwyższa od czasu wprowadzenia euro i wynosiła prawie cztery pełne punkty procentowe.

Oficjele w Atenach, Frankfurcie i Brukseli niewzruszenie powtarzali tymczasem, że Grecji nie grozi wykluczenie z unii walutowej.

Jeżeli Unia miałaby udzielić Grecji jakiejkolwiek pomocy, rząd premiera Papandreou zostanie poproszony o przedstawienie bardziej szczegółowego programu zmniejszenia deficytu budżetowego, który obecnie wynosi 12,7 procent PKB. Poziom akceptowany przez UE to 3 procent. Politycy podkreślają, że pomoc finansowa, bez względu na jej ostateczny kształt, nie może podważyć wiarygodności euro.

Kolejnym warunkiem udzielenia pomocy miałyby być dalsze gwarancje w zakresie wiarygodności greckich danych gospodarczych. W zeszłym roku nowo wybrany rząd znacząco zrewidował poziom deficytu, kolorując statystyki, które później okazały się być mocno naciągane.

Te niedawne posunięcia odzwierciedlają utrzymujący się sceptycyzm członków unii walutowej w kwestii realności planów, które do tej pory przedstawił grecki rząd. Ateny chcą zredukować deficyt do poziomu 3 procent PKB do roku 2012, co jeden z pragnących zachować anonimowość europejskich dyplomatów określił jako cel nierealistyczny.

Deficyt budżetowy Grecji czterokrotnie przewyższa unijny limit. Zadłużenie kraju sięga 113 procent PKB. Greccy politycy utrzymują jednak, że - jako iż Grecja nie należy do największych gospodarek strefy euro - jej problemy mogą ulec zniwelowaniu: grecka gospodarka stanowi zaledwie około 2,5 procent PKB strefy euro.

Richard McGuire, analityk pracujący dla RBC Capital Markets w Londynie, jest zdania, że wykluczenie Grecji z unii walutowej byłoby rozwiązaniem daleko gorszym, niż jakiekolwiek potencjalne zyski wynikające z ponownego przyjęcia drachmy i jej dewaluacji w celu powiększania konkurencyjności.

W przypadku sąsiadów Grecji niebezpieczeństwo wystąpienia reakcji łańcuchowej rzeczywiście istnieje. Inwestorzy mogą w następstwie sprawdzić elastyczność innej mocno zadłużonej gospodarki strefy euro - najprawdopodobniej Włoch, których zadłużenie również wynosi 113 procent PKB.

"Pozwolenie, by fiskalne niedociągnięcia małego zakątka regionu przyśpieszyły wzrost kosztów obsługi długów w większych państwach ościennych, ma niewielki sens" - mówi McGuire. Mechanizm jakiejkolwiek unijnej pomocy finansowej będzie skomplikowany, jako że istnieją poważne wątpliwości co do możliwości jej udzielenia w ramach obecnego traktatu regulującego funkcjonowanie Wspólnoty.

Jedną z opcji, uważaną za mało prawdopodobną, mogłoby być wyemitowanie niezależnej obligacji dla całej strefy euro, liczącej obecnie 16 państw. Wymagałoby to jednak najpewniej skomplikowanych zmian prawnych. Niemniej jednak Martin Schultz, przywódca frakcji socjalistycznej w Parlamencie Europejskim, zaapelował 28 stycznia o przedstawienie propozycji w tej kwestii. "Powinniśmy stanąć z Grecją ramię w ramię, i nie pozostawiać jej na łasce światowych rynków" - powiedział.

Obecnie dyskutowanych jest kilka potencjalnych propozycji.

25 stycznia Grecja zdecydowała się zaciągnąć pożyczkę na rynku obligacji, oprocentowaną na 6,22 procent, co dowodzi, że obawy inwestorów nie są bezpodstawne. W niedawnym wywiadzie grecki minister finansów George Papaconstantinou przyznał, że wysokie oprocentowanie odbiera jako sankcję, poprosił jednak inwestorów, by nie tracili wiary. W tym roku Grecja musi uzbierać przynajmniej 53 miliardy euro. Większość tej sumy musi zgromadzić już na wiosnę.

Stephen Castle and Matthew Saltmarsh

New York Times News Service

Tłum. Katarzyna Kasińska

New York Times IHT
Dowiedz się więcej na temat: Grecja | PKB | piekło | procent | pieczenie | strefy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »