Jeśli stoczni nie kupią Katarczycy, nie kupi ich raczej nikt
Jeśli nie inwestor katarski, to nikt. Niecały tydzień przed upływem terminu premier odsłania kolejne karty w sprawie sprzedaży stoczni. Już nie uspokaja, a przyznaje, że nie ma stuprocentowej pewności, że zakłady w Gdyni i Szczecinie pójdą w katarskie ręce.
Słowa premiera to raczej PR-owska zagrywka, a nie przyznanie się do porażki. Donald Tusk już wie, albo przeczuwa, że transakcja nie dojdzie do skutku i aby uniknąć niewygodnych pytań i nie pokazać słabości, sam w bardzo ostrych słowach przyznaje: - Szukamy na siłę inwestora dla stoczni i znajdujemy. Takiego, jakiego znaleźliśmy. Czy myślicie państwo, że inwestorzy z Kataru marzyli o tym, by inwestować w polskie stocznie? Nie, ponieważ dzisiaj ten rynek skurczył się o 50 proc - mówi Tusk.
Ale przecież lepiej próbować z takim inwestorem, który - jak to ujął Donald Tusk - wybrzydza, niż od razu powiedzieć "pas". Rząd się nie poddał zrobił co mógł, a jeśli ktoś uważa, że może to zrobić lepiej to proszę bardzo, premier czeka na pomoc i propozycje - to taka sprytna zagrywka Tuska.