Klimat na ostrzu noża
Polityka klimatyczna UE nie zmieni się - przynajmniej na razie. Zaostrzenie wymagań co do emisji CO2 będzie miało zróżnicowane skutki dla krajów członkowskich. Charakterystyczne, jest to że właśnie politycy Danii i Niemiec, których mieszkańcy zużywają najwięcej CO2 na głowę, tak mocno krytykują Polskę jako hamulcowego polityki klimatycznej.
Pomimo polskiego weta ws. zwiększenia celów redukcji emisji CO2, Komisja Europejska nadal forsuje zaostrzenie polityki klimatycznej Unii Europejskiej. Skutki takiego kursu będą dla poszczególnych krajów członkowskich bardzo zróżnicowane.
Nie powstrzyma to wzrostu emisji CO2 na świecie. Kraje unijne o znacznym udziale przemysłu i produkcji energii z paliw kopalnych, jak Polska, ewidentnie stracą. Część krajów unijnych mogłaby odnieść korzyści z takiej polityki poprzez rozwój nowych technologii i opartej na nich produkcji. Grupę potencjalnych beneficjentów zdaniem Bolesława Jankowskiego, wiceprezesa firmy doradczej EnergSys Badania Systemowe, tworzą: Francja (rozwój przemysłu jądrowego), Niemcy (rozwój energetyki odnawialnej), Wielka Brytania (rozwój, usługi finansowe), Holandia i Skandynawia (rozwój nowoczesnych urządzeń, przy zachowaniu niskich emisji CO2).
Już widać jednak, że spodziewane korzyści nie pojawią się w oczekiwanej skali. Po pierwsze - jest mało prawdopodobne, że podobne do unijnych wymagania zostaną wdrożone w innych krajach. Rewolucja łupkowa sprawia, że w najbliższych dekadach energetyka nadal będzie się opierać na paliwach kopalnych. Nie pojawi się na rynku światowym tak silny jak oczekiwano wzrost popytu na urządzenia dla energetyki jądrowej, odnawialnej czy na instalacje do wychwytu i składowania CO2.
Po drugie, widoczne staje się, że nawet w nowych segmentach produkcji firmy unijne przegrywają w konkurencji z firmami azjatyckimi. Może więc dojść do tego, że wykreowany w UE popyt na urządzenia energetyki odnawialnej, jądrowej czy efektywne energetycznie urządzenia, będzie zaspokajany głównie dostawami z Chin, przyczyniając się do pogłębienia stagnacji gospodarczej w UE, powodowanej wysokimi cenami energii i ograniczeniem energochłonnej produkcji przemysłowej.
Wetując zaostrzenie celów redukcji emisji CO2 przez kraje Unii Europejskiej, Marcin Korolec, minister środowiska, przypominał, że UE odpowiada jedynie za 11 proc. emisji CO2 na świecie, a globalne zobowiązania innych krajów mają być uzgodnione dopiero w 2015 roku. Z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że w 2015 r. żadne konkretne i wiążące ustalenia w tej sprawie nie zapadną. Gospodarcze i społeczne uwarunkowania większej części świata wskazują, że światowa emisja CO2 musi w najbliższych dziesięcioleciach rosnąć.
Międzynarodowa Agencja Energetyczna (IEA) w raporcie World Energy Outlook 2011 (WEO 2011), opublikowanym pod koniec 2011 r., zwraca uwagę, że obecnie na świecie ok. 1,3 mld ludzi nie posiada dostępu do energii elektrycznej ani do najprostszych, ułatwiających życie urządzeń zasilanych prądem. 2,7 mld mieszkańców Ziemi nadal przyrządza posiłki w najprostszy sposób, wykorzystując biomasę. Do wyprodukowania i zasilenia urządzeń, na które jest tak olbrzymi potencjalny popyt, trzeba będzie zużyć dużych ilości energii, która w znacznej części będzie pochodziła z paliw kopalnych.
Wzrost zużycia paliw kopalnych i emisji CO2 potwierdzają także prognozy WEO 2011. W tzw. Scenariuszu Nowych Polityk zawartym w WEO 2011, popyt na energię zdecydowanie wzrasta, zwiększając się o jedną trzecią w latach 2010-35. Założenia wzrostu populacji na Ziemi o 1,7 miliarda osób i 3,5 proc. średniego rocznego wzrostu gospodarki światowej generują coraz wyższy popyt na usługi energetyczne. Niższy wskaźnik wzrostu światowego PKB w krótkim okresie, niż przyjęty w WEO 2011 spowodowałby tylko marginalną różnicę w zakresie długoterminowych trendów dla energii.
Raport wskazuje jedną bardzo ważną kwestię, o której zapominają zwolennicy zaostrzenia rygorów emisyjnych przez UE - otóż dynamika rynków energetycznych jest w coraz większym stopniu determinowana przez państwa spoza OECD (Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju, do której należą najbogatsze kraje świata, w tym Polska).
Kraje spoza OECD mają odpowiadać za 90 proc. przyrostu populacji, 70 proc. wzrostu produkcji gospodarczej i 90 proc. wzrostu popytu na energię w okresie 2010-35.
Chiny mają się umocnić na pozycji największego światowego konsumenta energii: w 2035 r. kraj ten ma zużywać prawie 70 proc. energii więcej niż Stany Zjednoczone (drugi największy konsument), pomimo iż konsumpcja energii na osobę w Chinach będzie wciąż mniejsza niż połowa tego co w Stanach Zjednoczonych.
Tempo wzrostu zużycia energii w Indiach, Indonezji, Brazylii i na Bliskim Wschodzie będzie nawet szybsze niż w Chinach.
Oczywiście na całym świecie, także w Chinach, trwa szybki rozwój odnawialnych źródeł energii - i z pewnością będzie on postępował nadal.
Nie zmieni to faktu, że duża część rosnącego zapotrzebowania na energię w krajach rozwijających się będzie pokrywana przez paliwa kopalne, których używanie przy obecnie istniejących technologiach powoduje emisje CO2.
Część komentatorów, zwłaszcza z organizacji ekologicznych, wskazuje, że problemem wstrzymującym rozwój światowej gospodarki jest wyczerpywanie się zasobów naturalnych, a zwłaszcza paliw kopalnych jak ropa i gaz. Ich zdaniem, osiągnęliśmy już punkt szczytowy, jeśli chodzi o wielkość wydobycia paliw kopalnych na świecie i teraz będzie się ono zmniejszać.
Część ekspertów rozwiewa jednak te obawy. Prognozowany szczyt wykorzystania paliw (przede wszystkim ropy, gazu i węgla) co kilkadziesiąt lat odsuwany jest... o kolejne kilkadziesiąt lat.
Daniel Yergin, amerykański analityk rynku naftowego, nagrodzony Pulitzerem za książkę "Nafta, władza, pieniądze", ocenia, że wydobyto ok. 20 proc. ropy ze znanych dziś złóż.
A wciąż odkrywane są nowe złoża, pojawiają się także nowe technologie, pozwalające np. na wydobycie ropy łupkowej.
IEA w swoich raporcie otwarcie przyznaje, że koniec ery paliw kopalnych jest wciąż odległy. Ich zużycie nadal będzie rosnąć, choć procentowo nieznacznie może spaść. W WEO 2011 prognozuje się, że udział paliw kopalnych w światowej konsumpcji energii pierwotnej lekko spadnie z 81 proc. w 2010 r. do 75 proc. w 2035 r.
Kraje rozwijające się wciąż mają znacznie mniejszy wskaźnik emisji CO2 na mieszkańca niż kraje Unii Europejskiej. Chiny, które są największym emitentem CO2 na świecie, na głowę mieszkańca wyemitowały w 2009 r. 5,13 tony a Indie, trzeci co do wielkości emitent, zaledwie 1,37 tony.
W tym samym czasie średnia dla mieszkańców UE wyniosła 7,15 tony CO2. Statystyczny Polak wyemitował w 2009 r. nieznacznie więcej CO2, bo 7,52 tony. Charakterystyczne, że to właśnie politycy Danii i Niemiec, których mieszkańcy zużywają najwięcej CO2 na głowę, tak mocno krytykują Polskę jako hamulcowego polityki klimatycznej.
Biorąc pod uwagę te wskaźniki - czy można domagać się od Chin, Indii czy innych krajów rozwijających się, żeby ograniczyły one swoje emisje CO2? Oczywiste, że Chiny z ponad 1,3 mld mieszkańców czy Indie z ponad 1,1 mld mieszkańców muszą emitować więcej niż cała Unia Europejska z nieco ponad 500 mln mieszkańców.
Tymczasem z polityki klimatycznej UE cieszą się... państwa spoza Unii.
- Kontynuacją unijnej polityki klimatycznej zainteresowane są w sposób naturalny Komisja Europejska, a także niektóre sektory przemysłowe w UE, np. pracujące na rzecz energetyki odnawialnej czy jądrowej. Utrzymanie tej polityki jest też w interesie Chin, Indii, czy Rosji - przekonuje Jankowski.
- Chiny rozwinęły produkcję elektrowni wiatrowych, stały się liderami w produkcji paneli fotowoltaicznych, dlatego są zainteresowane utrzymaniem rynku zbytu na tego typu urządzenia w UE.
Chiny i Indie mogą liczyć, że wysokie koszty emisji CO2 spowodują przenoszenie produkcji z UE do tych krajów, co wspierać będzie ich rozwój gospodarczy. Rosja z kolei ma szanse na zwiększone dostawy gazu, a być może także nowe zamówienia na budowę elektrowni jądrowych, w tym także w Polsce.
W opinii Jankowskiego inaczej wygląda sytuacja Polski, która jest najbardziej narażona na negatywne skutki polityki klimatycznej spośród krajów UE. Potwierdzają to opracowania przedstawione przez Komisję Europejską. Wprawdzie oceny dotyczące skutków redukcji 80 proc. gazów cieplarnianych zgodnie z Mapą 2050 pokazują jedynie efekty dla całej UE, to pewne informacje dot. skutków dla poszczególnych krajów można znaleźć w opublikowanych analizach oceniających skutki zaostrzenia celu redukcji emisji w roku 2020 z 20 proc. na 30 proc. (European Commission: Analysis of options beyond 20 proc. GHG emission reductions: Member State results).
Z opracowania tego wynika, że w przypadku pełnego wdrożenia Pakietu klimatycznego bezpośrednie koszty dla Polski, mimo zastosowania mechanizmów kompensacyjnych, będą ponaddwukrotnie wyższe niż średnio w grupie biedniejszych krajów UE i prawie dwukrotnie wyższe niż średnio w bogatszych krajach UE.
Biznes INTERIA.PL na Facebooku. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze
W przypadku zaostrzenia celu redukcji do 30 proc. koszty w Polsce są nadal wyraźnie wyższe niż średnio w pozostałych krajach. Oceny te przyznają także, że mechanizmy kompensacyjne, jakie miały być zastosowane w celu wyrównywania kosztów, okazują się w przypadku Polski zupełnie nieskuteczne.
- Różnice w stosunku do wcześniejszych ocen są szokujące, gdyż w opracowania KE z roku 2008 mechanizmy te miały przynieść Polsce w 2020 r. przychody na poziomie 1,2 proc. PKB, kompensując niemal w całości koszty wdrożenia Pakietu klimatycznego - podkreśla Jankowski.
Obecne oceny KE wskazują, że przy pełnym wdrożeniu Pakietu klimatycznego mechanizmy te nie przyniosą Polsce żadnych korzyści.
- Świadczy to bowiem o tym przyznanie, że wcześniejsze niezwykle optymistyczne dla Polski oceny, które były podstawą do podejmowania decyzji, były całkowicie błędne - konkluduje Jankowski.
To bardzo ważny wniosek w kontekście podjęcia przez KE i prezydencję duńską zdecydowanych działań na rzecz przedłużenia i zaostrzenia polityki redukcji emisji aż do roku 2050. Świadczy to bowiemo tym, że ocena gospodarczych i społecznych skutków wdrażania polityki klimatycznej jest zagadnieniem bardziej złożonym, niż sądzono dotychczas.
Oznacza konieczność głębszego zastanowienia nad oceną skutków nowo proponowanych działań oraz konieczność ponownej dyskusji nad sposobem zapewnienia sprawiedliwego podziału kosztów i korzyści z już wdrożonych celów i mechanizmów.
Dariusz Ciepiela
Biznes INTERIA.PL na Facebooku. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze