Jak banki w Polsce łamią prawo? Bardzo często...
Czy banki działające w Polsce powinny przestrzegać przepisów prawa? Choć pytanie wydaje się niedorzeczne dla osób spoza branży finansowej, bankowcy uważają, że są poza prawem. W mojej praktyce spotykam się z tym co dzień.
Poniższe zarzuty wobec banków to efekt moich obserwacji branży, w której działam już ponad 20 lat. Dla lepszego zobrazowania problemu, w niniejszej publikacji odniosę się do porównania zawodu bankowca z innym zawodem publicznego zaufania - z lekarzem. W tym celu wykorzystam m.in. opracowanie znalezione w internecie pt. "Odpowiedzialność karna, cywilna i zawodowa lekarza", autorstwa doktora nauk medycznych magistra prawa Tomasza Jurka.
Nikt nie ma wątpliwości, jakie znaczenie dla życia i zdrowia pacjenta ma fachowa opieka medyczna. Za błędy medyczne lekarzowi grozi nawet odpowiedzialność karna. W cytowanym opracowaniu znalazłem m.in. tradycyjną definicję błędu (autorstwa Bolesława Popielskiego), którą można zastosować do każdej dziedziny:
"Błędem jest postępowanie (działanie bądź zaniechanie) wbrew podstawowym, powszechnie uznawanym zasadom współczesnej (aktualnej) wiedzy w danej dziedzinie."
Spróbujmy przenieść powyższe na grunt bankowy. Jakie szkody może swojemu klientowi wyrządzić bank poprzez nieprofesjonalne działanie, w tym ewidentny błąd zawodowy? Takim błędem z pewnością będzie wpakowanie klienta na minę w postaci toksycznego kredytu własnej produkcji (patrz: opcje walutowe, kredyt we frankach przy bardzo niskim kursie tej waluty wobec złotówki), ale także wykazanie się pełną ignorancją przy ewentualnej restrukturyzacji zadłużenia. W ten sposób tysiące porządnych Polaków stało się bankrutami, a wielu przedsiębiorców musiało ogłosić upadłość (co było ze szkodą także dla ich pracowników i kontrahentów). Upadłości firm powodują również istotne straty dla gospodarki, a co za tym idzie - dla Skarbu Państwa. Pragnę zauważyć, że Kodeks cywilny przewidział pewne działania szkodliwe społecznie, które z całą pewnością można przypisać bankom. Jednak, w praktyce, zdecydowana większość sporów sądowych klientów z bankami rozstrzygana jest na korzyść instytucji finansowych.
W jednej ze swoich publikacji pt. "Bank - przyjaciel, czy śmiertelny wróg przedsiębiorcy" wymieniam trzy najbardziej toksyczne produkty kredytowe banków. Są nimi wymienione wcześniej opcje walutowe i kredyty we frankach oraz kredyty w rachunku bieżącym udzielane podmiotom gospodarczym na 12 miesięcy. Intuicja podpowiada, że jeśli kredytobiorca biorąc jeden z tych produktów poniósł znaczące straty (być może nawet zbankrutował) pomimo przykładnego wywiązywania się z umowy kredytowej, to winą za powyższe należy obciążyć bank. Obecnie jednak całe piwo musi wypić klient, a nie bank - co przeczy podstawowej zasadzie bezpieczeństwa konsumenta. Czy coś na ten temat znajdziemy w Kodeksie cywilnym? Oczywiście, że tak! Cytuję poniżej stosowne, obowiązujące obecnie zapisy k.c.:
"Odpowiedzialność za szkodę wyrządzoną przez produkt niebezpieczny
Art.4491
1. Kto wytwarza w zakresie swojej działalności gospodarczej (producent) produkt niebezpieczny, odpowiada za szkodę wyrządzoną komukolwiek przez ten produkt.
(...)
3. Niebezpieczny jest produkt nie zapewniający bezpieczeństwa, jakiego można oczekiwać, uwzględniając normalne użycie produktu. (...)"
Nie znalazłem nigdzie dopisku "nie dotyczy banków"... Trzymając się wprost cytowanych powyżej zapisów, jeśli spłacamy kredyt zgodnie z umową i po pewnym czasie - wskutek wadliwości tego kredytu - wpadamy w ogromne problemy finansowe, z których nie da się wyjść i których nie mogliśmy przewidzieć, wina leży po stronie "producenta", czyli banku. Dlaczego ten oczywisty fakt nie jest brany w Polsce pod uwagę? Bankowość to bodajże jedyna dziedzina gospodarki, gdzie winą za wady fabryczne towaru obciąża się wyłącznie klienta. Jak więc banki odżegnują się od winy się w opisanej sytuacji? Zawsze w ten sam sposób:
W ten sposób może się jednak wyłgać każdy producent trefnego towaru - klient dokonał przecież zakupu z własnej, nieprzymuszonej woli. Każdy produkt może mieć wady ukryte, ale zawsze odpowiada za nie producent, a nie konsument. Poza sytuacją, kiedy "producentem" jest bank.
Przejdźmy do kolejnego tematu, w którym bankom można dużo zarzucić. Mam na myśli restrukturyzację. Bankowcy uganiają się za klientami, którym można wcisnąć jakiś produkt kredytowy. Atakują z każdej pozycji, na dodatek udając wielką sympatię wobec upatrzonej ofiary. Stosunek pracowników tego banku, do klienta, który ma potem problem ze spłatą zobowiązania - a może się to zdarzyć niemal każdemu - ulega gwałtownemu ochłodzeniu. Bo kredyt trzeba spłacać i basta; bardzo rzadko pracownik banku "pochyla się" nad sytuacją klienta, aby mu pomóc znaleźć rozwiązanie. A tym rozwiązaniem jest fachowo przeprowadzona restrukturyzacja zadłużenia.
Jak więc powinna wyglądać restrukturyzacja? Tego typu działanie najprościej jest opisane na stronie internetowej jednego z banków (nazwijmy go "Bankiem X").
Cytuję:
"Co zrobić, jeśli masz problem ze spłatą kredytu?
Bank - w wyniku ustaleń prowadzonych z kredytobiorcą - może proponować różne rozwiązania warunków spłaty kredytu, mające na celu jak najlepsze ich dopasowanie do możliwości klienta".
Pięknie brzmi, nieprawdaż? Problem w tym, że ten sam bank ma w nosie problemy klienta i jeśli ten zgłasza się z prośbą o "dopasowanie spłaty kredytu do bieżących możliwości", Bank X mówi "nie", zasłaniając się "obowiązującym procedurami" lub "aktualną polityką". Tylko czy ukochane przez banki "procedury" mogą być sprzeczne z prawem polskim? Choć odpowiedź jest oczywista, to, jak na razie, zaakceptowaliśmy takie działanie banków.
Jak faktycznie wyglądają "ustalenia prowadzone z kredytobiorcą", mającym problem ze spłatą kredytu w banku, o którym mowa powyżej? Przypominają stary żart...
Nie wszystko, bowiem, co szybkie jest dobre... Właśnie Bank X stosuje wyłącznie "przyspieszoną" restrukturyzację. Nawet przy znaczących kwotach kredytu w rachunku bieżącym (może to być kredyt na kilkaset tysięcy złotych), udzielonego przez ten bank przedsiębiorcy, Bank X daje kredytobiorcy na spłatę całości zobowiązania maksimum 24 miesiące. Nie bacząc na to, że może to doprowadzić do upadłości firmę, którą prowadzi kredytobiorca. Na dodatek bank ten w okresie restrukturyzacji znacząco podnosi marżę kredytu, nawet o 50 proc.
Jak się z tego typu działania tłumaczą pracownicy banku?
Tu muszę nadmienić, że podobne sposoby "restrukturyzacji" można też znaleźć w paru innych bankach, Bank X nie jest tu niechlubnym wyjątkiem... Przeanalizujmy opisane działanie pod kątem zgodności z prawem polskim.
Zarzut numer 1. Opisane działanie banku jest niezgodne z ustawą o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji. Cytuję:
"Art. 16.
1. Czynem nieuczciwej konkurencji w zakresie reklamy jest w szczególności:
(...)
2) reklama wprowadzająca klienta w błąd i mogąca przez to wpłynąć na jego decyzję co do nabycia towaru lub usługi;"
Przecież potencjalny kredytobiorca, mając pełną wiedzę, w jaki sposób przeprowadzana będzie restrukturyzacja przez kredytodawcę, mógłby wybrać inny bank. Na przykład PKO BP, który niemal zawsze idzie klientom na rękę, współpracując z nimi aktywnie przy ustalaniu zasad restrukturyzacji dopasowanej do możliwości kredytobiorcy. Podobnie, bardzo przyjaźnie do swoich klientów nastawione są niedoceniane w Polsce banki spółdzielcze.
Zarzut numer 2. Opisane działanie banku jest niezgodne z zasadami współżycia społecznego. Jest to czyn niezgodny z prawem, o czym mówi Kodeks cywilny. Cytuję:
"Art. 5.
Nie można czynić ze swego prawa użytku, który by był sprzeczny ze społeczno-gospodarczym przeznaczeniem tego prawa lub z zasadami współżycia społecznego. Takie działanie lub zaniechanie uprawnionego nie jest uważane za wykonywanie prawa i nie korzysta z ochrony."
Jak to rozumieć? Przytoczę tu komentarz znaleziony w internecie. Autora nie znam, ale trudno się nie zgodzić z jego opinią:
"Jest rzeczą oczywistą, iż od odpowiedzialności za szkodę nie może być zwolniony jej sprawca, tylko dlatego, że będzie powoływał się na przysługujące mu prawo podmiotowe i na działanie w ramach tego prawa, jeżeli działanie to było sprzeczne ze społeczno-gospodarczym przeznaczeniem prawa lub z zasadami współżycia społecznego."
Niefachowo przeprowadzona restrukturyzacja może zakończyć się dla danej firmy katastrofą: upadłością, utratą źródła dochodu przez przedsiębiorcę oraz jego pracowników, a nawet bankructwem rodziny osoby (osób) prowadzących tę firmę. Nastąpi to w sytuacji, kiedy przedsiębiorca utraci płynność finansową z powodu zbyt wysokich obciążeń, związanych z obsługą kredytu po restrukturyzacji.
Zarzut numer 3. Opisane działanie banku jest ewidentnym błędem zawodowym, działaniem niezgodnym z wiedzą bankową.
Co na temat technik restrukturyzacji mówi aktualna wiedza bankowa? Tu pozwolę sobie oddać głos dr Krzysztofowi Czerkasowi, który jest niewątpliwie jednym z najwybitniejszych praktyków i zarazem teoretyków polskiej bankowości. W opracowaniu "Finansowanie inwestycji komercyjnych w Polsce", autorstwa Krzysztofa Czerkasa, czytamy:
"Restrukturyzacja przez bank kredytu może przybrać wiele form zależnych od specyfiki konkretnego projektu i formy prawnej przedsiębiorstwa. W ramach restrukturyzacji kredytu bank może zaproponować nowe warunki spłaty zadłużenia. Nowe warunki spłaty zadłużenia wobec banku mogą przewidywać:
- odroczenie terminu spłaty całości lub części należności bez jej redukcji;
- zmianę sposobu spłaty kredytu;
- obniżenie oprocentowania;
- zawieszenie naliczania odsetek od dnia podpisania porozumienia o restrukturyzacji zadłużenia i deklarację umorzenia, pod warunkiem spłaty przez kredytobiorcę bankowi pozostałej części zadłużenia;
- redukcję części lub całości odsetek;
- rezygnację z naliczania i dochodzenia odsetek za okres postępowania egzekucyjnego."
Czy w tej sytuacji tego typu działanie banku - na dodatek wykonywane z pełną świadomością - nie powinno być tak samo karane, jak ma to miejsce przy błędach lekarskich?
To jeszcze nie koniec zarzutów wobec sposobu "restrukturyzacji" przeprowadzanych przez niektóre banki. Jak się okazuje, nie dość, że bank narzuca kredytobiorcy wyłącznie "przyspieszoną restrukturyzację", której klient może nie przetrzymać, to na dodatek chce na nieszczęśniku więcej zarobić. Jak? Podnosząc znacząco oprocentowanie w stosunku do ustaleń zawartych w umowie kredytowej. Możemy w tej sytuacji postawić kolejny, bardzo poważny zarzut kredytodawcy: bank osiąga dodatkowy dochód w sposób nieuprawniony, tj. wykorzystując sytuację przymusową kredytobiorcy. Mając na względzie, że bank obciąża zwiększonymi kosztami kredytobiorcę będącego w tarapatach finansowych, jest to czyn wysoce niemoralny, podobnie jak np. oszukanie niewidomego przy wydawaniu reszty. Ale jest to także czyn niezgodny z prawem, o czym poniżej.
Zarzut numer 4. Opisane działanie banku ma znamiona wyzysku, zwanego potocznie "lichwą".
Cytuję kolejny artykuł z Kodeksu cywilnego:
"Art. 388. Przesłanki wyzysku
§ 1. Jeżeli jedna ze stron, wyzyskując przymusowe położenie, niedołęstwo lub niedoświadczenie drugiej strony, w zamian za swoje świadczenie przyjmuje albo zastrzega dla siebie lub dla osoby trzeciej świadczenie, którego wartość w chwili zawarcia umowy przewyższa w rażącym stopniu wartość jej własnego świadczenia, druga strona może żądać zmniejszenia swego świadczenia lub zwiększenia należnego jej świadczenia, a w wypadku gdy jedno i drugie byłoby nadmiernie utrudnione, może ona żądać unieważnienia umowy."
Podaję jeszcze definicję "przymusowego położenia" w odniesieniu do kredytobiorców.
"Przymusowe położenie
"Przymusowe położenie jest sytuacją, w której kredytobiorca nie ma możliwości zawarcia umowy na dogodnych, równych warunkach. Przymusowa sytuacja może być wywołana poprzez naglący termin lub jakąś ważną okoliczność osobistą."
Opisane powyżej techniki z zakresie restrukturyzacji, wynikające ze stosowanych przez niektóre banki "procedur", to podawanie tonącemu brzytwy miast koła ratunkowego.
Na dodatek jest to czyn dokonywany z pełną świadomością. Być może tak sobie bankowcy kombinują: gość pewnie nie przetrzyma długo, to przynajmniej trochę jeszcze na nim zarobimy. Dopóki nie padnie...
Jak długo będziemy na to pozwalać?
Czy maksyma znana z medycyny: "Primum non nocere", nie powinna mieć zastosowania we wszystkich branżach, w tym przede wszystkim w przypadku wykonywania zawodu publicznego zaufania?
Krzysztof Oppenheim
Nieruchomości Boża Krówka