Poradnik dla zadłużonych (odc. 10): Mity i prawda na temat upadłości konsumenckiej
W poprzednim odcinku Poradnika opisałem trzy prawdziwe historie naszych klientów, dla których uzyskanie statusu upadłego oznaczało szczyt szczęścia. To jest rozpoczęcie etapu "Życie 2", po pełnym oczyszczeniu z koszmarnych długów, niszczących im wcześniej egzystencję.
Celem niniejszej publikacji jest pokazanie państwu, że upadłość konsumencka ma też swoje cienie i nie w każdym przypadku okaże się wybawieniem dla wnioskodawcy. Szczególnie, że wokół tego tematu narosło już sporo mitów, z którymi dziś chciałbym się rozprawić. Tak, aby pokazać prawdziwy obraz upadłości, nie tylko od strony korzyści. Ale także bez wzbudzania niepotrzebnego strachu przed tym działaniem - co czasem znajduję w publikacjach (pewnie piszą je lobbyści firm windykacyjnych).
Bzdura! Syndyk wyznaczony przez sąd do prowadzenia danej sprawy upadłego to nie Chyra z filmu "Komornik". Syndyk pełni jakby rolę kuratora, pomaga sądowi w uzyskaniu realnego spojrzenia na dany temat. Między innymi ma zbadać, czy upadły nie ukrył posiadanego majątku (np. posiada samochód, ale nie wpisał tego do wniosku o upadłość), nie wyzbył się mieszkania poprzez darowiznę na członka rodziny, aby ten składnik majątku nie wszedł do masy upadłościowej. Zazwyczaj syndyk nie bierze pod uwagę rzeczy ruchomych, których posiadaczem jest upadły, które mają znikomą wartość rynkową (np. wysłużone meble, stary dywan), a są użyteczne dla upadłego. Czasem może się zdarzyć, że sąd przychyli się do wyłączenia z masy upadłości np. samochodu upadłego - może mieć to miejsce wtedy, jeśli właściwie zostanie to uzasadnione przez wnioskodawcę (potem potwierdzone przez syndyka). Przykład: upadły rozwozi pizzę własnym autem współpracując z restauracją, dzięki czemu może uzyskiwać dochód. Straci tę możliwość, jeśli pozbawimy go auta. Odnośnie "odszkodowania" za pozostawione mieszkanie (lub dom) w ofierze, jako składnik majątku upadłego - w kolejnym akapicie.
Bzdura! Nawet najbardziej tragiczna sytuacja, w jakiej się znalazłeś, nie zwalnia cię z obowiązku prawidłowego wypełnienia wniosku, oraz załączenia wymaganej przez sąd dokumentacji. W tym względzie formalizm dla sądu jest bowiem ważniejszy od strony merytorycznej.
Druga kwestia to opis sytuacji, jaka doprowadziła daną osobę do niewypłacalności. Bardzo ważne jest wykazanie, że dłużnik nie doprowadził do swojej sytuacji finansowej umyślnie lub poprzez zaniedbania, czy też niefrasobliwe działania. Należy wskazać przyczyny losowe zaistniałej sytuacji (lub działania wymuszone, których następstwem było popadnięcie w długi).
Z drugiej strony nie można przedobrzyć, ani fantazjować. Czysta sprawa "doprawiona" wpisaniem do wniosku nieprawdy (np. wymyślona przez wnioskodawcę choroba członka rodziny lub inne "nieszczęście"), przy negatywnej weryfikacji tego faktu przez syndyka automatycznie powoduje oddalenie wniosku.
Niby się zgadza, ale nie do końca. Zacytuję tu stosowny fragment obecnie obowiązującej ustawy Prawo upadłościowe i naprawcze:
Art. 49113. 1. Jeżeli w skład masy upadłości wchodzi lokal mieszkalny albo dom jednorodzinny, w którym zamieszkuje upadły, a konieczne jest zaspokojenie potrzeb mieszkaniowych upadłego i osób pozostających na jego utrzymaniu, z sumy uzyskanej z jego sprzedaży wydziela się upadłemu kwotę odpowiadającą przeciętnemu czynszowi najmu lokalu mieszkalnego w tej samej lub sąsiedniej miejscowości za okres od dwunastu do dwudziestu czterech miesięcy.
Sędziowie czytają ustawę w jej dokładnym brzmieniu, upadły dostanie guzik z pętelką, jeśli w danej nieruchomości nie mieszka, co może mieć miejsce, jeśli na przykład wyjechał "za chlebem" do innego miasta. Należna kwota na wynajem - przy założeniu, że warunek pierwszy jest spełniony - to wydzielenie przez sąd ze sprzedaży tej nieruchomości kwoty w wysokości od 12- do 24-miesięcznej opłaty na wynajem. Jaka to będzie kwota - pozostaje w gestii sądu.
Trochę tak, trochę nie. Jeśli będzie to darowizna na członka rodziny i będzie ona dokonana w krótkim okresie przed złożeniem wniosku o upadłość - do 12 miesięcy - nie może to zostać zaakceptowane przez sąd. Darowizna taka jest natomiast absolutnie "nie do ruszenia", jeśli stosowny akt notarialny został zawarty w okresie dłuższym niż 5 lat przed złożeniem wniosku o upadłość.
Nie ma natomiast żadnych przeciwskazań, aby sprzedać nieruchomość na wolnym rynku tuż przed złożeniem wniosku o upadłość. Sądowi jednak może się nie spodobać, jeśli cena sprzedaży była bardzo mocno zaniżona, lub kiedy sprzedający ze sprzedaży pozyskał znaczące środki (tj. nie zostały one przeznaczone na spłatę wierzycieli), które gdzieś się "rozpłynęły", tj. nie zostały ujęte w majątku dłużnika, wpisanym do wniosku o upadłość.
Niestety to prawda. Porównując działanie wybranych sądów, absolutnym "de beściakiem" dla wnioskodawców jest sąd w Warszawie. Bardzo mało odrzutów (poza brakami formalnymi, lub brakiem tzw. "zdolności upadłościowej" wnioskodawcy), przy częstym korzystaniu z możliwości ogłoszenia upadłości osobom, którym można zarzucić rażące niedbalstwo przy zaciąganiu kolejnych zobowiązań. Zgodnie z ustawą, sędzia może taki wniosek rozpoznać pozytywnie kierując się "względami słuszności, lub względami humanitarnymi". Przypadkiem takim była sprawa państwa Kozłowskich, opisana w poprzednim odcinku Poradnika (aż 50 zobowiązań, w tym 47 pożyczek od parabanków i chwilówek). Mieliśmy jeszcze kilka podobnych przypadków i za każdym razem sąd w Warszawie wykazywał się empatią i brał pod uwagę całokształt uwarunkowań zaistniałej sytuacji (czyli tzw. tło społeczne), wydając postanowienie o upadłości naszego klienta.
Trudno pewnie będzie państwu uwierzyć, że kilkakrotnie stosowne postanowienie sądu warszawskiego, przyznające wnioskodawcy status upadłego zostało wydane już po... 3 dniach od złożenia wniosku!
Po drugiej stronie - to jest nasze najgorsze doświadczenie - działanie sądu w Białymstoku. Zacytuję kilka fragmentów z wniosku naszej klientki.
"Mieszkam z dorosła córką i synem w jednym pokoju, w domu byłego męża. Eks-mąż mnie bił przed rozwodem i wciąż mnie bije. Nie korzystam z kuchni, bojąc się, że znów mnie uderzy" (...)
"Córka ma 30 lat i ma stwierdzony znaczny stopień niepełnosprawności, jest to upośledzenie umysłowe. Jest zupełnie niezdolna do pracy, oraz wymaga stałej opieki. Jako prawny opiekun dostaję 643 zł renty socjalnej, ale utrzymanie tak chorej osoby jest bardzo kosztowne - drogie leki, środki pielęgnacyjne. 643 zł to zdecydowanie za mało, żeby to wszystko kupić i jeszcze ją nakarmić" (...)
"Syn, który z nami mieszka jest bezrobotny. Nigdy nie miał pracy. Nie było mnie stać na wykształcenie syna, który pogrąża się z roku na rok w coraz większej depresji" (...)
"Ja nie mam pracy. Jestem poważnie chora na serce, mam wstawiony rozrusznik. Otrzymuję rentę chorobową w wysokości 907 zł oraz zasiłek pielęgnacyjny na córkę w kwocie 153 zł." (...)
"Mam 60 lat, jestem ciężko chora i niedołężna. Boję się, że przez stres związany z moim zadłużeniem po prostu umrę. Nie ma godziny, abym nie była nękana, straszona i szantażowana przez windykatorów" (...)
"Wysoki Sądzie, pieniądze, które pożyczałam były potrzebne mi na życie. Nie starczało nam nawet na podstawowe potrzeby. Ostatnie pożyczki brałam wyłącznie na spłatę wcześniejszych zobowiązań i to spowodowało, że wpadłam w pętlę kredytową".
Co na to Wysoki Sąd, a konkretnie Sąd Okręgowy VII Wydział Gospodarczy w Białymstoku?
Wniosek naszej klientki został oddalony. Sędziowie nie dopatrzyli się w tej sprawie względów słuszności, ani względów humanitarnych. Oto fragment uzasadnienia:
"Całkowicie "otwarta" upadłość konsumencka mogłaby promować negatywne postawy społeczne. Liberalizacja przesłanek upadłości konsumenckiej nie może prowadzić do pokrzywdzenia wierzycieli, w całości przesuwając ciężar ekonomiczny niewypłacalności na wierzycieli właśnie."
W taki oto sposób Sąd w Białymstoku stał się obrońcą interesu lichwiarzy, sprzedających pożyczki-chwilówki obciążone kosztem 30 proc. miesięcznie.
Brawo Białystok!
Była to jedyna przegrana sprawa upadłości konsumenckiej naszych klientów.
Totalna bzdura! Bardzo wiele zależy od sytuacji finansowej i majątkowej danej osoby. Jeśli posiadamy składniki majątku - nawet, gdy ich wartość jest niższa od zadłużenia - często dużo lepiej wyjdziemy finansowo, jeśli uda nam się sprzedać daną rzecz (lub nieruchomość) przed złożeniem wniosku o upadłość. Zwykle uzyskamy ze sprzedaży znacznie wyższą cenę niż kiedy zbycie nastąpi z udziałem syndyka. Jeśli uzyskujemy odpowiednie, dość wysokie dochody, musimy się pogodzić z tym, że po upadłości syndyk będzie nam wyliczał każdy grosz - pomimo, że są to pieniądze za naszą pracę - i ten stan będzie się utrzymywał przez kilkanaście miesięcy (tyle trwa druga część postępowania, tj. z udziałem syndyka-kuratora). Nawet jeśli twoje dochody nie są wysokie, a do sprawy zostanie wyznaczony syndyk nie posiadający ludzkich uczuć w nadmiarze, możesz być bardzo rozczarowany po uzyskaniu statusu upadłego. Oto jeden z komentarzy do poprzedniego odcinka Poradnika (pisownia oryginalna):
krsenior - 09.09 (10:19)
"ja też mam ogłoszoną upadłość konsumencką, ale jestem osobą samotną mam 75 lat i żyłem do tej pory tylko z emerytury którą otrzymuję z ZUS i niestety nie jest tak dobrze jak tu niektórzy piszą, po otrzymaniu postanowienia o upadłości otrzymuję z ZUS tylko 441zł tj.50% najniższej emerytury, postępowanie trwa już 16 miesięcy a ja muszę żebrać żeby przeżyć i te osoby które tu piszą o radości chyba pracują na czarno bo jeśliby pracowali na umowę o pracę też by dostawali ok.1200zł. Ta ustawa wykańcza emerytów"
Nie ustawa jest wadliwa, szanowny panie, tylko trafił się panu nieżyczliwy syndyk. Swoją drogą nie wiemy, jaka była sytuacja finansowa "krseniora" przed złożeniem wniosku? Jedno jest bardzo prawdopodobne - w opisanej sytuacji owa osoba dostanie umorzenie długów w całości, więc wkrótce męka z syndykiem na karku zamienić się może w błogostan: będzie to życie bez żadnych długów.
Ustawa dotycząca upadłości konsumenckiej - w mojej opinii - jest napisana doskonale. Szwankuje jednak, wcale nierzadko, przede wszystkim "czynnik ludzki" oraz zwykła nonszalancja wnioskodawcy przy tworzeniu dokumentacji do sądu. Według stanu na dziś, nie zachęcam potencjalnych "upadłych" do samodzielnego opracowywania wniosku. Sugeruję oddanie sprawy w ręce profesjonalistów.
Aby nie zrobić fałszywego kroku, potrzeba z pewnością solidnej wiedzy tworzącego wniosek do sądu. Jeśli sprawę taką przekazaliśmy w "dobre ręce", pamiętajmy, że sama, fachowa wiedza to nie wszystko. Konieczne są także dobre chęci i działanie w pełni zgodne etyką zawodową, czyli zawsze w najlepszym interesie wnioskodawcy. A tego klient danej kancelarii sprawdzić nie będzie umiał. Pozostaje więc kierowanie się intuicją.
W dzisiejszej publikacji pisałem o cieniach i słabych stronach upadłości konsumenckiej. Ale nie może to przesłonić przeogromnych korzyści, jakie mogą być efektem uzyskania statusu upadłego, w szczególności jeśli długi przerosły nie tylko nas, ale nie spłacą ich nigdy następne pokolenia dłużnika. Przypomnijmy najważniejsze atuty ustawy:
1. Plan spłaty wierzycieli jest ustalany na maksimum 36 miesięcy, jeśli przejdziemy ten okres, dokonując wyznaczonych spłat - uzyskujemy całkowitą wolność od wszelkich, wcześniejszych zobowiązań.
2. Sędziowie, wyznaczając wysokość miesięcznej raty przy tworzeniu planu spłaty wierzycieli, kierują się wyłącznie możliwościami zarobkowymi dłużnika, a nie wysokością zobowiązań. Sędziowie muszą także uwzględnić, że dłużnik musi gdzieś mieszkać i musi posiadać jakieś środki na pożywienie - to także jest uwzględnione przy ustalaniu planu spłaty wierzycieli.
3. Po zamknięciu postępowania oraz ustaleniu planu spłaty wierzycieli (np. 36 miesięcy po 300 zł), można zarabiać do woli! Nawet 100 tys. zł na miesiąc. Ustawa nie przewiduje w takiej sytuacji zwiększenia stopnia zaspokojenia wierzycieli, czyli dalej spłacamy po... 300 zł miesięcznie.
Czyli jednak, patrząc na całokształt ustawy o upadłości konsumenckiej - zdecydowanie przeważają plusy dodatnie!
------
Krzysztof Oppenheim - ekspert finansowy od kredytów hipotecznych, restrukturyzacji i konsolidacji zobowiązań, związany z bankowością od 1993 r. Specjalizuje się także w upadłości konsumenckiej oraz w doradztwie przy oddłużaniu. Założyciel Fundacji Praw Dłużnika "Dłużnik też Człowiek". Obecnie także Prezes Zarządu "Nieruchomości Boża Krówka"
Kolejne odcinki "Poradnika dla zadłużonych", autorstwa Krzysztofa Oppenheim, będą się ukazywać w Interii w każdy piątek. Zapraszamy do lektury!