Amerykanom powodzi się coraz gorzej
W końcu marca Fed (bank centralny USA) ogłosi stan zamożności gospodarstw domowych w Stanach Zjednoczonych w IV kwartale ub. roku. Przecieki już są - wyniki nie będą dobre. W gospodarstwach domowych jest 56 bilionów dolarów.
Oznacza to utratę 12 procent w porównaniu z rekordowym III kwartałem 2007 roku. To największa strata od kiedy zbiera się powyższe dane. Ceny domów zaczną rosnąć najwcześniej w połowie roku. Mediana jest teraz niższa o 20 procent od szczytu (219 tys. USD w 2007 roku) i w styczniu wynosiła 170 tys. USD. Ceny te są najniższe od sześciu lat.
Giełdowe ceny akcji spadły jeszcze bardziej - o ponad 50 procent od najwyższego punktu w październiku 2007 r. To ważne, bowiem o wiele więcej Amerykanów spekulowało na NYSE lub Nasdaq i budowało na papierach swoje finansowe powodzenie. Jak widać było też ono czysto papierowe. W 2008 roku 47 procent gospodarstw domowych (czyli 54,5 mln) uczestniczyło w grze wszelakimi papierami wartościowymi. Jeszcze w 1989 r. było tylko 39 procent takich gospodarstw.
Jednocześnie od 1989 do 2004 roku z 36 do 65 mln Amerykanów wzrosła liczba osób w jakiś sposób planowo (inwestycyjnie) odkładająca na emeryturę. Obywatele USA w funduszach emerytalnych mają uzbierane 15,9 biliona USD (to 35 procent aktywów gospodarstw domowych - tuż przed kryzysem, po II kwartale 2007 roku, było to 17,4 biliona USD czyli 40 procent).
Ostatnio prezydent Barack Obama ujawnił, że planuje podniesienie od 2011 roku podatku od dywidend i zysków kapitałowych z 15 do 20 procent (do końca 2010 r. stawki są gwarantowane przez prawo). To uderzy mocno po kieszeni także zwykłych Amerykanów. Będzie to też bardzo negatywny sygnał wysłany na Wall Street. Wróci on echem spadku cen akcji, to pewne... Swoją drogą skąd wiadomo, że w 2011 r. będzie wzrost na giełdach? Jeśli podniesienie taksy wypadnie na zniżki indeksów to biada Obamie...
Krzysztof Mrówka, Interia.pl