Co kupić na 2010 rok?
Jedna z podstawowych zasad inwestowania mówi, by nie "łapać spadającej brzytwy" i nie kupować akcji, które mocno tanieją. W ostatnich latach strategia ta okazywała się korzystniejsza niż kupowanie akcji liderów zwyżek.
Do zakończenia roku pozostało kilkanaście dni i jeszcze mniej giełdowych sesji. O noworocznych porządkach w portfelach myślą nie tylko fundusze inwestycyjne i emerytalne, ale również indywidualni inwestorzy.
W ciągu ostatnich miesięcy nie potrzeba było specjalnej strategii, aby wypracować dodatnią stopę zwrotu - na fali poprawy nastrojów za granicą zdecydowana większość akcji notowanych na GPW zyskiwała na wartości, dlatego prawie każdy, kto był obecny na rynku, zaliczy ten okres do udanych.
Liderzy kontra przegrani
Postanowiliśmy sprawdzić, jak w ciągu ostatnich lat radziły sobie portfele akcji skonstruowane według kilku prostych zasad. Po pierwsze, interesowały nas tylko największe spółki, wchodzące w skład indeksu WIG20, czyli te, którymi najczęściej interesują się krajowe i zagraniczne instytucje finansowe. Z punktu widzenia drobnych inwestorów ich największą zaletą jest duża płynność - łatwo nabyć i sprzedać określoną liczbę akcji, ponieważ codziennie tymi walorami obraca największa liczba uczestników rynku. Po drugie, aby zdywersyfikować ryzyko, do koszyka wybieraliśmy akcje pięciu spółek. W końcu, po trzecie, najważniejszym kryterium była stopa zwrotu wypracowana przez akcje danej spółki w poprzednim roku.
"Portfel liderów" tworzyły walory pięciu spółek, które w zakończonym właśnie roku dały zarobić najwięcej spośród wszystkich komponentów indeksu WIG20. "Portfel przegranych" powstawał w oparciu o dokładnie przeciwne kryteria - wybieramy pięć spośród dwudziestu spółek, które dały w minionym roku zarobić najmniej. Chcieliśmy sprawdzić, która z inwestycyjnych zasad miała w ciągu ostatnich lat bardziej praktyczne zastosowanie: "pozwól zarabiać zwycięzcom" czy "kup tanio, sprzedaj drogo".
Wygrywają przegrani
Okazuje się, że w ciągu ostatnich trzech lat bardziej opłacało się dać szansę ubiegłorocznym przegranym - w każdym z obserwowanych okresów portfel złożony z walorów, które w poprzednim roku dały najniższe stopy zwrotu, uzyskiwał wynik lepszy niż "portfel liderów". Najbardziej widoczne było to w latach, kiedy na szerokim rynku dominował popyt i główne giełdowe indeksy zyskiwały na wartości - w 2007 roku portfel przegranych dał zarobić 17 proc., podczas, gdy liderzy WIG20 z 2006 roku wypracowali stopę zwrotu na poziomie 9 proc., czyli tyle samo, co WIG. Przewaga jeszcze bardziej uwidoczniła się dobiegającym końca 2009 roku - spółki, których akcje najsilniej taniały rok wcześniej, najbardziej odczuły poprawę nastrojów na światowych giełdach i wypracowały ponad dwukrotnie wyższą stopę zwrotu niż WIG, który zyskał 40 proc. i prawie czterokrotnie wyższą niż WIG20, który wzrósł o 24 proc. W tym samym czasie najbardziej odporne na kryzysową panikę z 2008 roku papiery, okazały się niezbyt trafnym wyborem - "portfel liderów" zyskał na wartości tylko 3 proc.
Typy na 2010
Idąc za ciosem, przygotowaliśmy listę spółek, które spełniają przyjęte wyżej kryteria. Jeżeli 17 grudnia 2009 roku mielibyśmy wybrać pięć spółek z WIG20, które zachowywały się najsłabiej, to byłyby to: Telekomunikacja Polska, Cyfrowy Polsat, TVN, PKO BP oraz PGNiG. Koszyk liderów utworzyłyby: KGHM, Lotos, Getin, GTC, Bank Zachodni WBK.
Oczywiście trzeba mieć na uwadze, iż nie ma żadnej gwarancji, że prawidłowości obserwowane w przeszłości wystąpią także w przyszłym roku. Ponadto, wnioski wyciągnięte na podstawie zaledwie trzech lat, i to lat za sprawą kryzysu najbardziej wyjątkowych na przestrzeni kilku ostatnich dekad, ze statystycznego punktu widzenia mogą mieć niewielką wartość. Niemiej, warto wiedzieć, że tradycyjne strategie inwestycyjne sprawdzają się przeważnie w warunkach, które można uznać za zbliżone do normy, a zarówno spadki z 2008 roku, jak i późniejsze, wyjątkowo silne odbicie z 2009 roku, nie przystają do definicji przeciętności. Całkiem prawdopodobne jest, że gdy na rynki akcji powróci marazm, inwestorzy przypomną sobie, że łapanie spadającej brzytwy nie jest najlepszym pomysłem, ale o tym przekonamy się dopiero po fakcie.
Łukasz Wróbel