Londyn (jeszcze) ufa Polsce

Informacja o planowanym gigantycznym polskim deficycie budżetowym (52,2 mld) zł na światowych rynkach definitywnie przeszła bez echa. Najważniejsze jest teraz zaufanie, jakim cały czas obdarza się nasz kraj i ekipę nim rządzącą.

Rodzimi analitycy w większości wypowiadali się w tonie podobnym do słów Macieja Kossowskiego z Wealth Solutions: - Gazety już uszczuplały nasze portfele. Londyńskie City zareagowało jednak bardzo spokojnie, a Nowy Jork z uwagi na Święto Pracy przespał news. Brak reakcji rynków finansowych, zwłaszcza rynku długu oraz rynku walutowego, świadczy o tym, że ważniejsze dla inwestorów są pozytywne informacje napływające z globalnej gospodarki. Nie bez znaczenia pozostaje również fakt, że Polska dzięki wzrostowi PKB nadal odbierana jest pozytywnie na tle innych europejskich państw.

Reklama

Na łagodne przyjęcie przez inwestorów wiadomości o wzroście deficytu budżetowego w przyszłym roku wpływ niewątpliwie mają plany rządu odnośnie do działań zmierzających do trzymania zadłużenia poniżej progów ostrożnościowych. Pójście w stronę prywatyzacji zamiast podnoszenia podatków i cięć w wydatkach to na pewno dobre wiadomości. Dodatkowo inne dane makroekonomiczne, jeżeli nadal będą nas pozytywnie zaskakiwać powinny przyćmić znaczenie wzrostu deficytu budżetowego.

W dalszej perspektywie, reforma finansów publiczny jest oczywiście nieuchronna. Sytuacja, w której trzy czwarte wydatków publicznych to wydatki sztywne, regulowane ustawami, nie może być na dłuższą metę zachowana. Jednak wszyscy są zgodni, że ze zmianami należy poczekać do czasu po wyborach prezydenckich. Wszelkie głębokie reformy w tej dziedzinie w obecnej sytuacji politycznej będą blokowane przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

Zajmujący się Europą Środkową i Wschodnią Łukasz Olszewski, wiceprezydent departamentu bankowości Inwestycyjnej Standard Banku, teraz jednego z największych światowych banków, ocenił: - Wysokość prognozowanego deficytu budżetowego jest znacząca, lecz w świetle sytuacji ekonomicznej w skali zarówno globalnej jak i regionu Europy Centralnej nie powinna być niespodzianką.

Biorąc pod uwagę poprawiającą się kondycję międzynarodowych rynków finansowych w połączeniu ze stosunkowo dobrymi wynikami polskiej gospodarki wydaje się, iż sfinansowanie tego deficytu nie powinno być problemem dla polskiego rządu. Londyn na razie lubi Polskę i prawdopodobnie dopóki gospodarka światowa nie zostanie uderzona przez kolejną falę kryzysu tak pozostanie. Polska nadal postrzegana jest jako kraj stabilny, o znaczącym potencjale wzrostu - powiedział Olszewski.

Rozmawiając z Łukaszem Wardynem, dyrektorem zarządzającym City Index na Europę Środkową i Wschodnią chcemy przybliżyć postrzeganie kondycji polskiej gospodarki w Londynie.

Krzysztof Mrówka: Jaki jest najsłabszy punkt projektu polskiego budżetu na 2010 rok?

Łukasz Wardyn: - Nie znajduję takiego w rządowych wyliczeniach. Rząd przyjął wariant ostrożnościowy - to należy chwalić. Na dzisiaj trudno kategorycznie wskazać słaby element, ponieważ pozostaje on poza naszymi lokalnymi wyliczeniami.

To znaczy?

- Myślę o niepewnych czasach w jakich żyjemy. Reakcje inwestorów są nieprzewidywalne. Trudno prognozować nawet w krótkim terminie. Patrząc optymistycznie - w świetle założenia, że globalną recesję mamy już za sobą i nie będzie kolejnej fali kryzysu wpływy do budżetu z prywatyzacji mogą być niedoszacowane. Uzyskane ceny akcji mogą być lepsze. Idealnym przykładem jest potencjał zdobycia kapitału poprzez sprzedaż części KGHM. Dzisiaj walor kosztuje ok. 88 złotych, jeszcze kilka miesięcy temu 20 zł, szczyt w roku 2007 to 145 zł. Jeżeli ceny miedzi będą dalej rosnąć cena może wrócić w okolice 140 zł i więcej, natomiast w przypadku załamania cen metali nieżelaznych przecena kombinatu o połowę nie będzie dziwić rynku... Niestety, w otoczeniu takich właśnie kruchych założeń musi funkcjonować rząd.

Czy rynki zagraniczne są w stanie bez problemu wchłonąć planowane emisje polskich papierów dłużnych?

- Wszystko zależy od nastrojów panujących na rynkach w 2010 roku i chciałbym podkreślić jeszcze raz, że sytuacja na rynkach będzie kluczowa. Jeżeli ceny światowych akcji i tolerancja ryzyka nie będą spadać wtedy rynek to wchłonie. Polska jest dobrze postrzegana przez Londyn.

Co się może stać gdy sytuacja na rynkach zagranicznych się pogorszy i nie będzie można uplasować zagranicznych emisji?

- W sytuacji poważnego pogorszenia nastrojów i uderzenia drugiej fali kryzysu, całą kalkulację będzie można wrzucić do kosza. Przede wszystkim stopa bezrobocia wzrośnie mocniej, a kurs złotego będzie na innym poziomie. "Posypią się" też wpływy podatkowe.

O takiej sytuacji lepiej w tej chwili nie myśleć, ponieważ polski rząd nie ma praktycznie żadnej amunicji aby ustrzec się przed ewentualnym kataklizmem, który miałby swoje korzenie poza granicami Polski. Nieznaczne pogorszenie się nastrojów, które jest wielce prawdopodobne w sytuacji gdy kondycja światowej gospodarki będzie się poprawiać w kształcie wieloletniej litery "U" spowoduje, że przez wiele miesięcy będziemy się obawiać o budżet, ale jest wielce prawdopodobnie - tak jak podczas poprzedniej fali spowolnienia w Polsce - że inwestorzy nas nie zawiodą.

Czy nie obawia się Pan, że planowane emisje papierów dłużnych z jeden strony i planowane gigantyczne sprzedaże firm energetycznych poprzez GPW spowodują załamanie na giełdzie?

- Planowane gigantyczne emisje zarówno papierów dłużnych jak nowych akcji nigdy nie były głównym powodem załamania na GPW. Jeżeli w 2010 r. giełda będzie spadać, to i tym razem nie nowe emisje będą powodem załamania. Mogą one jedynie pomóc wprowadzić naszą giełdę w marazm w roku 2010 w przypadku spokoju na rynkach światowych lub pogłębiać spadki w przypadku uderzenia drugiej fali kryzysu. Mimo wszystko marginalizowałbym wpływ wejścia nowych aktywów na główne trendy cenowe naszej giełdy.

Czy prognozowany kurs euro (3,5 zł) w 2013 roku jest realny czy jest to raczej wróżenie z fusów?

- Cieszę się, że naszą działalnością nie jest prognozowanie kursów w długim terminie, co dzisiaj nazwałbym właśnie wróżeniem z fusów. Patrząc na świat przez pryzmat zmienności rynków finansowych to swobodnie można powiedzieć, że czasy są szalone. Dilerzy złota mają apetyty na poziomy wyższe niż USD 1000 i powrót do długoterminowego trendu wzrostowego, USD wygląda jakby wracał do długoterminowego trendu spadkowego.

Wyceny spółek są już na poziomach nienotowanych od lat i naprawdę tylko bardzo duże ożywienie w gospodarce usprawiedliwi takie wyceny. Świat liczy na Chiny jako siłę napędową i opiera wycenę metali nieżelaznych (ceny rosną) na potencjale tej gospodarki, a jednocześnie sam popyt na fizyczne metale spada, zapasy miedzi na giełdach rosną. Żyjemy w czasach wielkiej niestabilności, niewiedzy i abstrakcyjnych wycen wielu instrumentów finansowych, których wzrost i spadki liniowo i wyjątkowo dynamicznie wpływają na gospodarki świata w krótkim i długim terminie. W przypadku tak wielu czynników zewnętrznych prognoza wyceny pary EUR/PLN na 2013 r. jest według mnie niczym innym niż wróżeniem z fusów.

Dziękuję za rozmowę.

Opracował Krzysztof Mrówka

Czytaj również:

Warto postawić na złotego

Amerykański bank podnosi prognozę dla Polski

Filar: PKB wzrośnie w 2009 roku o 1 proc.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: PKB | Ufa | Londyn
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »