Przekłuwanie złotych spadochronów

Antykryzysowe działania rządów mają wreszcie wyeliminować wysokie odprawy pobierane przez menedżerów narażających własne firmy na straty.

Guru inwestorów giełdowych Warren Buffett, choć obraca na co dzień miliardami, a na liście najbogatszych w świecie okupuje drugie miejsce - od 51 lat mieszka w tym samym domu, kupionym wtedy za 31 tys. dolarów. Porusza się wysłużonym lincolnem ze słowem "skąpiec" na tablicy rejestracyjnej. Ulubionym daniem Buffetta pozostają hamburgery, napojem coca-cola - jak w czasach, gdy jako nastolatek zarabiał na życie roznoszeniem gazet a potem instalowaniem automatów do gry. Podobnej wstrzemięźliwości i skromności zabrakło winowajcom światowego kryzysu finansowego. W filmie "Wall Street" grany przez Michaela Douglasa bohater, wzorowany na spekulantach z lat 80 Michaelu Milkenie (szefie działu obligacji światowych w banku Drexel) i Ivanie Boeskim, wygłasza słynny monolog w obronie chciwości. Problem sprawców kryzysu polega na tym, że chciwość zdecydowanie przeważyła w nich nad hojnie opłacanymi umiejętnościami. Szok świata wywołany został nie tym, że zarabiali tak wiele, lecz że za te pieniądze objawili tak niewiele wyobraźni i talentu.

Premie dla bankrutów

Były prezes Goldman Sachsa Lloyd Blankfein zarobił w ub. r. prawie 69 mld dol, James Cayne z Bear Stearns 38 mln dol, zaś Richard Fuld jr. z Lehman Brothers - 34 mln dol. Richard Syron z Fredie Mac oraz Daniel Muld z Fannie Mae zainkasowali odpowiednio 18 i 12 mld dol za rok, w którym ich instytucje pożyczkowe udzielały niemożliwych do spłacenia kredytów dorywczo pracującym mieszkańcom przyczep campingowych. Sprawiedliwym w Sodomie okazał się odchodzący szef znacjonalizowanej firmy ubezpieczeniowej AIG Robert Willamstad. W odruchu przyzwoitości odmówił pobrania przysługujących mu 22 milionów dolarów odprawy. Stanowisko objął przed trzema miesiącami, a przez ten czas giełdowe notowania AIG spadły o... 97 procent. Już przy okazji afery Enronu i Tyco, sprzed kilku lat, oglądaliśmy wielopiętrowe rezydencje z basenami na Florydzie, które wybudowali dla siebie menedżerowie poprzez kreatywną księgowość wyprowadzający pieniądze z zarządzanych firm i zatapiający oszczędności podwładnych, zgromadzone w zakładowych funduszach emerytalnych. Sądy jednak okazały się dla nich surowe, wyroki otrzymali wyższe niż w Polsce za zabójstwo, ich pałace konfiskowano. Jeff Skilling z Enronu odsiaduje 24-letni wyrok, Dennis Kozlowski z Tyco oraz Bernie Ebbers z WorldComu powędrowali za kraty na ćwierć wieku.

Podpalacze mają się dobrze

Winowajcy obecnego kryzysu nie są przestępcami, a zwalniając stanowiska pobrali odprawy w majestacie prawa. Wprawdzie demokratyczny kongresmen z Indiany Ralph Emanuel domaga się nie tylko ujawnienia "kto podłożył ogień", ale też finału, że "podpalacz wyląduje w więzieniu", zaś FBI prowadzi postępowanie w sprawie Fredie Mac i Fannie Mae, ale na razie sprawcy mają się dobrze. Dlatego zarówno administracja amerykańska jak rządy krajów Unii Europejskiej, zwłaszcza Francji, podjęły skoordynowane działania, aby prawo zmienić. Złote spadochrony nie należą się tym, którzy popełnili błędy lub w inny sposób narazili przedsiębiorstwo na straty - podkreślał prezydent Francji Nicolas Sarkozy na konwencji UMP 25 września. Zrzeczenie się odprawy w wysokości 3,7 mld euro wymogła na prezesie bankrutującej Dexii Axelu Millerze dopiero francuska minister finansów Christine Lagarde. W dramatycznej, nocnej rozmowie postraszyła, że jeśli nie zrezygnuje ze złotego spadochronu - państwo nie uratuje znajdującej się nad przepaścią firmy. Przemawiający w Tulonie do czterech tysięcy swoich zwolenników Sarkozy ostrzegł, że jeśli szefowie instytucji finansowych sami nie ograniczą swoich wynagrodzeń, do końca roku i tak zostaną wprowadzone limitujące je rozwiązania prawne. - Idea absolutnej władzy rynku, której nie krępują żadne reguły jest szalona - uznał. Wcześniej jednak odchodzący z Airbusa Noel Forgeard - mimo fatalnych wyników firmy i zwolnienia w tym czasie 10 tys. pracowników - zdążył zainkasować 8,5 mln euro odprawy. Zaś Patricia Russo, ustępująca z Alcatela, w lipcu pobrała 6 mln euro, choć to za jej rządów wielka firma telekomunikacyjna zaksięgowała 1,1 mld euro straty. Belgijscy Zieloni proponują, aby wysokość odpraw ograniczyć do prostego mnożnika: miesięczna pensja za każdy rok przepracowany wcześniej w firmie. Laurence Parisot z francuskiego stowarzyszenia pracodawców Medef dopuszcza wysokie odprawy tylko wówczas, gdy menedżer odchodzi w wyniku zmian strategii lub przejęcia zatrudniającej go firmy - nie większe jednak niż pensja z dwóch lat. Dwudziestka najwyżej opłacanych prezesów europejskich przedsiębiorstw zarabia 300 razy więcej niż przeciętny pracownik. Za dzień pracy uzyskują tyle, co ich podwładni za prawie cały rok. Ministrowie finansów krajów Unii Europejskiej za warunek pomocy dla zagrożonych banków uznali rezygnację przez nie z wysokich uposażeń dla menedżerów. Zarówno republikanin John McCain jak demokrata Barack Obama podczas debaty w telewizyjnej zgodzili się, że nie można dopuścić, aby pieniądze podatników wydawano na złote spadochrony dla menedżerów z Wall Street. Plan sekretarza skarbu Henry'ego Paulsona zakłada, że tam, gdzie w wyniku akcji pomocowej państwo staje się udziałowcem - zażąda zwrotu bonusowych kwot, które menedżerowie zdążyli już pobrać na poczet przyszłych, obiecywanych zysków firmy, którą jednak w rzeczywistości narazili na straty finansowe. Najpewniej upowszechni się zasada, że zarządzający nie powinien zarabiać więcej niż prezydent USA - czyli 400 tys. dol. rocznie. W Niemczech ministrowie zapowiadają zwiększenie odpowiedzialności finansowej i prawnej menedżerów za wyniki firmy. Dariusz Jarosz, prezes firmy consultingowej Martis nie wierzy w odgórne rozwiązania: - Wszystko powinien regulować rynek. Chyba że znacjonalizujemy banki i będą one kontrolowane przez rząd. To, ile zarabiają menedżerowie, pozostaje w gestii właściciela. Czasem dana spółka działa w branży przeżywającej dekoniunkturę i od zarządzającego trudno wymagać zysków. Raczej przygotowania firmy, żeby je osiągała, gdy koniunktura się poprawi. Trudno też, żeby menedżer zarabiał mniej niż jego podwładni. Zupełnie inaczej ocenia to Piotr Bielski, ekonomista z Banku Zachodniego WBK: - Ratowanie systemu bankowego odbywa się kosztem podatników, chociaż również dla ich dobra. Uzasadnione jest, że państwo, wydając publiczne pieniądze na ratowanie banków, wydaje zalecenia, dotyczące ograniczenia odpraw dla ich szefów. To prezesi instytucji finansowych ponoszą odpowiedzialność za ich wyniki i nie mogą miękko lądować, gdy ich klienci zostali narażeni na straty. To próba odwołania się do zasad sprawiedliwości społecznej, bo jeśli podatnicy ponoszą koszty ratowania systemu bankowego, nie mogą poczuć się pokrzywdzeni.

Zanim nadeszła patologia

Złoty spadochron to klauzula w menedżerskim kontrakcie, gwarantująca wysoką odprawę na wypadek odwołania z funkcji. Odprawa przybiera postać jednorazowej premii czy opcji na akcje firmy. Zanim złote spadochrony stały się patologią - w założeniu miały chronić interesy zarządzających, których umowy o pracę rozwiązano przed czasem z przyczyn od nich niezależnych. Stanowić rodzaj odszkodowania za utracone zarobki. Nierzadko podbudowane były zakazem podjęcia przez jakiś czas pracy w konkurencyjnej firmie. Powszechna staje się teraz tendencja do limitowania nie tylko złotych spadochronów - ale także ograniczenia premii, zachęcających menedżerów do ryzykownych działań. Motywowani do nich finansowo, mogą bowiem tracić pieniądze klientów.

Rekordziści dzięki odprawom

Z raportu Hay Group wynika, że pod względem siły nabywczej wynagrodzeń polscy szefowie - gdy uwzględnić koszty utrzymania i podatki - zarabiają więcej od brytyjskich czy skandynawskich. Polscy menedżerowie są wynagradzani na poziomie niemieckim, ale nie wszystkim wystarczą pensja i premie. Niedawno sąd arbitrażowy postanowił, że Jacek Walczykowski, który funkcję prezesa Orlenu pełnił w 2004 r. (jeszcze za rządów SLD) ledwie przez kilkanaście dni, nie otrzyma 6 mln złotych odprawy, których się domagał. Jednak ten sam Orlen tylko w pierwszym półroczu wydał na odprawy dla byłych członków zarządu 4,2 mln zł. Igor Chalupec, wiceminister finansów w rządzie Leszka Millera, powołany na prezesa Orlenu jeszcze za rządów SLD, w ubiegłym roku pobrał z koncernu paliwowego 4,6 mln zł odprawy. W ub. r. przeciętny prezes spółki notowanej na warszawskiej giełdzie zarobił 660 tys. zł. Uposażenia tych, którzy skorzystali ze złotych spadochronów przewyższyły wielokrotnie tę średnią. Wysokiej odprawie zawdzięczał zarobki powyżej 5 mln zł brutto odwołany prezes TP SA Marek Józefiak. Czterech spośród sześciu najlepiej uposażonych prezesów to beneficjenci odpraw. Działacze Solidarności od dawna powtarzają, że problem tkwi nie tyle w wysokich zarobkach menedżerów - jest ich przecież względnie niewielu - lecz w tym, że więcej powinni zarabiać zwykli pracownicy. Zgodę na odejście od ustawy kominowej, limitującej zarobki zarządzających spółkami skarbu państwa związek uzależnia od równoczesnego odejścia od "neopopiwku", blokującego wzrost płac ogółu pracowników. W niektórych polskich bankach już wprowadzono zasady, uzależniające wynagrodzenia menedżerów od wyników finansowych firmy. W miarę spowolnienia gospodarczego opór przeciw temu będzie jednak narastał. Po pęknięciu "bańki internetowej" i poprzednim kryzysie z lat 2000- 2001 wiadomo już, jak karać nieuczciwość i "kreatywną księgowość". Efektem obecnego zawirowania powinno stać się wypracowanie mechanizmów, które pozwolą... nie wynagradzać sprawców kryzysu za niekompetencję.

Zimny prysznic rozmowa z Markiem Zuberem, ekonomistą z Dexus Partners

- Czy skutkiem obecnego kryzysu okaże się trwałe ograniczenie złotych spadochronów - ogromnych odpraw wypłacanych odchodzącym menedżerom? Czy to doświadczenie przyczyni się do uzależnienia zarobków od osiąganych wyników?

- Bardzo słusznie, gdyby zarobki zarządzających miały związek z ich wynikami. Problem jednak tkwi w tym, że prywatny właściciel ma prawo robić, co chce.

-Jednak zarówno w USA jak we Francji państwo gotowe jest odmówić pomocy bankom, wydającym miliony na odprawy dla nieskutecznych menedżerów.

- Dopóki państwo będzie obecne w tych firmach, może forsować takie rozwiązania. Rozumiem jednak, że wraz z poprawą sytuacji, państwo będzie ograniczać swój udział. Trudno wyobrazić sobie sytuację, że państwo nakazuje całkowicie prywatnym spółkom prowadzić taką a nie inną politykę, dotyczącą wynagrodzeń.

- Ich problem, gdy menedżerowie zawiedli, skupił na sobie uwagę opinii publicznej.

- Pod względem etycznym postępowanie części zarządów tych spółek - to dramat. Prezesi AIG, wiedząc o problemach, jakie trawią ich firmę, podpisywali umowy o odprawach. Zarząd AIG wybrał się na imprezę, która firmę kosztowała miliony. Jeśli chodzi o etykę - to rzeczywiście dramat. Jednak państwo nie może wkraczać tam, gdzie właściciel jest prywatny. Mam nadzieję, że to właśnie właściciele, których reprezentantem staje się rada nadzorcza, staną się bardziej powściągliwi, jeśli chodzi o zarobki zarządów. Najlepsze rozwiązanie to związanie zarobków z wynikiem. Bez gwarancji złotych spadochronów. Winą za ich wysokość obarczyć trzeba rady nadzorcze, które się na nią godziły. Znam parę takich sytuacji również w polskich bankach, że menedżer zostaje zwolniony z obowiązku świadczenia pracy, ale umowy z nim wcale się nie rozwiązuje, bo za drogo by to kosztowało właściciela. To kuriozalne. Wiem o co najmniej trzech takich przypadkach w wielkich firmach.

- Pamięta Pan czołówkę listy najlepiej uposażonych menedżerów w Polsce w 2007 r?

- Najlepiej zarobili ci, którzy odeszli. Wiadomo, że prezesi chcą się zabezpieczyć. Pragną wiedzieć, co będą robili przez najbliższe trzy lata. Nie chcą ryzykować, gdy odchodzą z poprzedniej firmy. Jednak potrzebny jest tu jakiś złoty środek, bo w obecnej postaci to kuriozalne.

- Czy szok, wywołany obecnym kryzysem na światowych rynkach finansowych sprzyja wypracowaniu czytelnych reguł?

- To, co się stało, to zimny prysznic. Ten kryzys wynikał również z błędów, które popełnili zarządzający. To zarządy odpowiadają za politykę inwestycyjną banków. Przecież - o czym za mało się mówi - są również takie banki, które dzięki działaniom swoich zarządów nie poniosły strat. Kiedyś wynik finansowy to był wynik zrealizowany. Jednak w wielu funduszach w USA zaczęto kombinować i wynik - od którego zależały premie dla menedżera - wyprowadzano tylko ze wzrostu wyceny aktywów. Wyniki finansowe wielu firm z 2007 r., kiedy to menedżerowie pobierali rekordowe wynagrodzenia - to były wydmuszki. Efektywność i wynagrodzenia... gdzieś się rozjechały, choć powinny być ze sobą powiązane.

Łukasz Perzyna

Tygodnik Solidarność
Dowiedz się więcej na temat: menedżer | zarobki | odprawy | firmy | AIG | USA | premie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »