W Polsce bieda aż piszczy!

W UE przodujemy w najniższych wskaźnikach wydatków społecznych, mamy też największy w Unii odsetek ubóstwa wśród dzieci. Tymczasem kryteria dochodowe uprawniające do świadczeń pieniężnych z pomocy społecznej nie zmieniają się już czwarty rok. Oznacza to zepchnięcie do sfery biedy jeszcze większej liczby ludności.

- W tym roku spodziewaliśmy się, że rząd zrealizuje dyspozycję ustawową, która wskazuje, iż najrzadziej co trzy lata te limity mają być weryfikowane. Ale zdecydowano, że kryterium dochodowe zostanie zachowane na dotychczasowym poziomie - mówi Józefa Grodecka, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Krakowie.

Kryteria w zamrażarce

Owe kryteria, to dla gospodarstwa wieloosobowego 351 zł netto, a dla jednoosobowego - 477 zł netto. Jeśli porównać te kwoty z danymi Instytutu Pracy i Polityki Społecznej, który systematycznie bada poziom ubóstwa i opracowuje koszyk minimum socjalnego, widać, że są one co najmniej dwukrotnie niższe niż minimum socjalne. Kwoty kryterium dochodowego wyznaczają granice minimum egzystencji. Skoro do tej pory owe granice wyznaczały, oznacza to, że zachowanie ich na niezmienionym poziomie sprowadza grupę społeczną podopiecznych pomocy społecznej do to takiej sytuacji, w której muszą żyć poniżej poziomu minimum egzystencji.

Reklama

- Przy inflacji, wzroście świadczeń emerytalnych oraz wynagrodzeń, a przede wszystkim wzroście kosztów utrzymania, to kluczowa sprawa, która ma wpływ na los naszych podopiecznych. Stają się oni coraz biedniejsi, bo te same pieniądze, które otrzymywali 2-3 lata temu, dziś nie mają już tej samej wartości - zaznacza dyrektor MOPS.

A potencjalnych podopiecznych ośrodków pomocy społecznej przybywa. Rośnie bezrobocie, a w Polsce tylko co dziesiąty bezrobotny ma prawo do zasiłku. Ofert pracy jak na lekarstwo, a żyć trzeba. Toteż wielu szuka ratunku w pomocy społecznej.

- Kryzys sprawia, że pracę traci coraz więcej osób. Także znakomitych fachowców, całym sercem oddanych firmie. Nowi biedni nie tylko trafiają do grupy osób społecznie zmarginalizowanych, ale też zmienia się ich pozycja w rodzinie - opowiada Józefa Grodecka.

Na garnuszku dziadków

I nie chodzi tu tylko o aspekt psychologiczny. Bo oto państwowy system przyznawania zasiłków pieniężnych, np. w rodzinie wielopokoleniowej, z powodu chronicznego niedoboru mieszkań w Polsce zamieszkującej pod wspólnym dachem, zmusza dziadków do utrzymywania z emerytur dorosłych dzieci, a niekiedy i wnuków. O taką sytuację nietrudno przy niezwykle niskim kryterium dochodowym na osobę we wspólnym gospodarstwie domowym. Jak układają się relacje między zmuszonymi do wspólnego zamieszkiwania pod jednym dachem osobami, ustawodawcy nie obchodzi. Brak oddzielnych mieszkań dla rodzin, obliguje tych, którzy jakiś dochód w rodzinie mają, do łożenia na resztę domowników i ponoszenia konsekwencji polityki pozbawiania ludzi pracy, najpierw w imię transformacji, a dziś kryzysu.

Ułomność systemu polityki społecznej państwa ujawnia się też wtedy, gdy ktoś w rodzinie zachoruje.

- W Polsce niemal wszyscy są ubezpieczeni. Ale przewlekła choroba w domu często oznacza katastrofę taką samą jak w USA, gdzie ubezpieczenie jest przywilejem nielicznych. Bo koszty leczenia, nawet przy założeniu bezpłatnych usług medycznych, w postaci zakupu leków są dramatycznie wysokie.

Często też bezpłatna usługa specjalistyczna dostępna jest dopiero za parę miesięcy, a wtedy chory zmuszony jest szukać pomocy na płatnym rynku usług medycznych - zauważa Józefa Grodecka. - Pomoc społeczna nie ma środków ani możliwości całkowitego finansowania zakupu leków. Może tylko nieco dołożyć, np. przy fakturze na 150 zł, od 20 zł do, w szczególnych przypadkach, 80 zł.

Finansowa tragedia

Z przypadkami tragedii wywołanych chorobą w rodzinie pracownicy MOPS spotykają się często. Starają się pomóc w miarę możliwości. Te finansowe są coraz mniejsze, bo pula pieniędzy, jakimi dysponuje MOPS, jest zawsze za mała. Toteż przede wszystkim starają się dopomóc w tym, co najważniejsze - w znalezieniu pracy, kluczowego czynnika, by wyjść z piekielnego kręgu ubóstwa. To zadanie niezwykle trudne. Czasem uciekają się zatem i do apeli w mediach. Tak było w przypadku studenta, który musiał porzucić naukę, by opiekować się matką po wylewie, bo nie było pieniędzy na opłacenie rehabilitacji. W równie dramatycznej sytuacji znalazła się młoda wdowa z małymi dziećmi. Mąż, z braku zatrudnienia pracował w szarej strefie, zatem wdowie po nim nie przysługuje dziś żadne świadczenie rentowe.

- O wiele częściej pomagają osoby niezbyt zamożne, które kiedyś w życiu zaznały biedy, niż ludzie bogaci. Ci coraz częściej zdają się tracić kontakt z rzeczywistością - zauważa Józefa Grodecka. Dziś różnego rodzaju świadczenia z ośrodków pomocy społecznej otrzymuje przeszło 2,1 mln Polaków. W samym tylko Krakowie 42 tys. mieszkańców miasta. Można się domyślać, że nie są to wszyscy uprawnieni, nawet przy drastycznie niskich kryteriach dochodowych. Powód? Bariera wstydu.

Pomoc społeczna nadal kojarzona jest z obrazem z peerelu, gdy z opieki korzystał tzw. margines i niebieskie ptaki. Po transformacji okazało się, że w widełki marginesu trafia coraz szersza grupa społeczna pozbawiona pracy i szans na jej znalezienie. Ale z uprzedzeń wyzwolić się trudno i trudno się temu dziwić. Choć pracowników społecznych obowiązuje tajemnica służbowa, a przyznanie pomocy nie odbywa się, jak sądzą niektórzy, w oparciu o wywiad środowiskowy wśród sąsiadów, lecz o system zaświadczeń i informacji uzyskanych od zainteresowanego, i tak dla wielu to próg nie do pokonania.

Lojalność biednych wobec państwa

Co ciekawe, wśród ludzi żyjących na granicy nędzy, wobec których rządzący nie poczuwają się do udzielenia jakiejkolwiek pomocy finansowej, funkcjonuje jednak silne poczucie lojalności wobec państwa. Przy minimalnych środkach na życie uznają priorytet swoich zobowiązań wobec usługodawców, administracji, dostawców energii, gazu. To dotyczy zwłaszcza starszego pokolenia. Młodzi bardziej ryzykują. Nie płacą czynszu, by mieć na życie i wychowanie dzieci.

- W ten sposób następuje nie tylko zaburzenie podstaw bytu, ale zaburzenie funkcjonowania społecznego, deprecjonowanie stałych wartości - puentuje dyrektor MOPS. W wyniku zamrożenia progów kryteriów dochodowego, liczba korzystających ze świadczeń z pomocy społecznej nie wzrasta, a nawet po groszowych podwyżkach emerytur maleje, budując raporty i statystyki wykazujące kurczenie się obszarów biedy.

Rzeczywistość pokazuje zgoła co innego. Po sklepach spożywczych krążą z notesikami ludzie, którzy już dawno zapomnieli o takich luksusach jak kino czy basen. Porównują i zapisują ceny. Bo w jednym sklepie można kupić masło za 1,99 zł, a w drugim już za 2,80. W ten sposób da się zaoszczędzić miesięcznie nawet 30 zł. Akurat tyle, na ile ustawodawca ustalił dolny próg pomocy społecznej na rodzinę, na miesiąc.

Środki unijne na trening osobowości

Rodzi się pytanie, czy schorowanym lub pozbawionym pracy, odartym z godności, zmarginalizowanym ludziom nie można by dopomóc finansami z szerokiego strumienia funduszy unijnych? - Środki unijne nie mogą być bezpośrednio przeznaczone na wsparcie potrzebujących. Przeznaczone są na aktywizację i rozwój. Jest to wynikiem programów przyjętych w procesie akcesyjnym. To zupełnie inny kierunek działania. Możemy więc skierować osoby w wieku produkcyjnym, bezrobotne, na trening osobowości, na kursy i szkolenia - wyjaśnia dyrektor MOPS dodając, iż tak jest w całej UE.

Jednak w całej UE nie ma zjawiska praktycznego pozbawienia bezrobotnych prawa do zasiłku. Tak czy owak, środki unijne wędrują do kas firm szkoleniowych i ich właścicieli i zamiast pobudzać konsumpcję niezamożnych, będącą zasadniczym czynnikiem wyjścia z kryzysu, zamierają na kontach bankowych bogatych.

Kolejny absurd finansowania pomocy społecznej dotyczy emerytów i rencistów o skromnych świadczeniach.

- Wielu samotnych emerytów i rencistów, po ostatniej, skromnej podwyżce swoich świadczeń, przekroczyło dochód 715,50 zł netto. W efekcie przy nie zmienianych progach kryterium dochodowego uprawniającego do finansowej pomocy społecznej, nie mogą dziś korzystać z rządowego programu pomocy państwa w zakresie dożywiania - wyjaśnia Jerzy Gilewski, pracownik socjalny krakowskiego MOPS, przewodniczący działającego tu wewnątrzzakładowego związku zawodowego.

- Choć przepracowali, niejednokrotnie bardzo ciężko, całe swoje zawodowe życie i są obywatelami naszego państwa, z dnia na dzień zostali pozbawieni praw do korzystania z ważnych programów pomocy społecznej. Wszyscy ponosimy koszty kryzysu.

Przekroczono jednak kolejną granicę degradacji systemu pomocy społecznej i oszczędzania na najuboższych. Powiększa się w ten sposób krąg osób i rodzin żyjących w faktycznym ubóstwie, a przy tym pozbawionych uprawnień do finansowej pomocy społecznej, która i tak jest już dziś niewystarczająca, minimalna i stale ograniczana. To już nie jest kryzys finansowy. To kryzys polityki społecznej państwa - ocenia.

List otwarty do premiera

Jakby tego było mało, rząd, rozpoczynając z początkiem roku poszukiwania oszczędności w imię zaradzenia kryzysowi, skupił się również na ograniczeniu anemicznej pomocy społecznej, a cięcia odbiły się na pomocy udzielanej przez państwo w zakresie dożywiania. Toteż Związek Zawodowy Pracowników MOPS w Krakowie w czerwcu wystosował do premiera list otwarty "w sprawie oszczędności przeciw ludziom".

- Przesłaliśmy ten list z pobudek przede wszystkim etycznych. Nagle okazało się bowiem, że przykładowo dotychczasowe świadczenia w wysokości 130 zł musimy obniżyć do 30 zł. Przychodziliśmy do naszych podopiecznych, którzy dowiadywali się, że z dnia na dzień ich świadczenia na żywność zostały 3- lub 4-krotnie zmniejszone. Był to efekt nowego sposobu rozdziału dotacji budżetowych związanych z programem budżetowym "Pomoc państwa w zakresie dożywiania".

Po prostu zmieniono zasady realizowania programu w trakcie jego trwania. Zmniejszył się strumień dotacji na skutek szukania antykryzysowych oszczędności przez rząd i administrację rządową. Premier zapewniał, iż w wyniku poszukiwania 17 mld zł oszczędności nie ucierpią zwykli ludzie. Tymczasem okazało się, że zaczęto ich szukać we wszystkich dziedzinach - tłumaczy Jerzy Gilewski. Na związkowy list przyszła odpowiedź z Departamentu Pomocy i Integracji Społecznej Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej. Rozpoczął się obieg urzędowych pism. W końcu, na skutek dalszych działań, decyzji prezydenta Krakowa, dokonanych zmian w budżecie miasta, zwiększających udział miasta w programie dożywiania, udało się zmienić sytuację i powrócić do poprzedniego poziomu świadczeń. Po kilku miesiącach, środki finansowe na dożywianie znów płyną do potrzebujących.

Niestety, nadal nie zostały zrewaloryzowane kryteria dochodowe uprawniające do korzystania z pomocy społecznej. Mimo ustawowego obowiązku...

Katarzyna Śliwa

Czytaj również:

W Wielkiej Brytanii jedno na troje dzieci żyje w biedzie

Coraz mniej biedy w nowych krajach UE

Tygodnik Solidarność
Dowiedz się więcej na temat: Kraków | kryzys | środki | środki unijne | MOPS | świadczenia | oszczędności
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »