Anarchokapitalizm nadciąga
Niewielu jeszcze ludzi w Polsce wie, że anarchokapitalizm - owoc austriackiej szkoły ekonomii - to w żadnym wypadku nie kapitalizm rozstrojony lub bałaganiarski na wzór demonstracji anarchistów. To po prostu nowy ustrój, w którym państwo w ogóle nie istnieje jako instytucja reprezentująca wspólnotę obywateli. Ludzie jako podmioty prywatne i przedsiębiorcy nawzajem świadczą sobie wszelkie usługi na zasadach wolnorynkowych, również w takich dziedzinach jak policja, sądownictwo oraz obrona terytorium przed potencjalnym najeźdźcą. Zniknięcie państwa stwarza warunki do pojawienia się całkowicie nieregulowanego rynku jako samorównoważącego się systemu gospodarki kapitalistycznej.
Anarchokapitalizm to ustrój kapitalistyczny bez władzy państwowej, bez urzędników i podatków oraz bez związków zawodowych i z "socjalem" trudno zauważalnym. Pierwszy człon nazwy ma odzwierciedlać działania anarchistyczne przeciwko władzy państwowej. Oczywiście taki ustrój nie może zrodzić się w wyniku głosowania, bo zwykli ludzie są nadmiernie przywiązani do pełnienia wobec nich funkcji socjalnych i opiekuńczych ze strony całej wspólnoty obywatelskiej. Ten ustrój ma się zrodzić samorzutnie i nawet łagodniej aniżeli kapitalizm historyczny, w którym występowały często antyfeudalne bunty chłopów i mieszczan oraz działały gilotyny wobec arystokratów. Oczywiście mogą pomóc w narodzinach buntu przeciwko władzom państwowym, ale rola takich buntów zależy od wadliwego funkcjonowania aparatu państwa. I tu tkwią empiryczne korzenie nowego ustroju o potencjalnie dużych możliwościach.
Najważniejszych jednak czynników kreujących anarchokapitalizm należy szukać na płaszczyźnie doktrynalnej, a więc w gęstwinie korzeni wyrastających z teorii ekonomii. Autorzy doktryny anarchokapitalizmu wywodzą się z austriackiej szkoły ekonomii, która stworzyła podstawy szerszego nurtu myślowego o nazwie libertarianizm, zwalczającego władzę państwa na rzecz niekontrolowanego wolnego rynku. Prominentnym przedstawicielem tej szkoły i jednym z głównych twórców libertarianizmu był Ludwig von Mises, a nazwę anarchokapitalizmu dla tego nurtu wprowadził do literatury Murray N. Rothbard, wychowanek i współpracownik Misesa. Za najbardziej radykalnego współtwórcę anarchokapitalizmu, a raczej jego "lewicowej" odmiany, uważany jest Samuel E. Konkin III, autor manifestu anarchokapitalistycznego.
Dla polskiego czytelnika może być interesujący fakt, że geograficzne korzenie Misesa i Rothbarda sięgają historycznego terytorium Polski. Mises urodził się w Galicji, w rodzinie zamożnych Żydów ze Lwowa. Studiował i pracował jako profesor najpierw w Wiedniu, a potem w Genewie. W 1940 roku, a więc już w czasie wojny, wyemigrował do Nowego Yorku, gdzie pracował w szkolnictwie wyższym. Rothbard pochodził z ubogiej rodziny żydowskiej, która wyemigrowała z Polski środkowej do USA przed I Wojną Światową. Jako profesor uniwersytecki uchodził za ekscentryka balansującego między "lewicą" a "prawicą" anarchokapitalizmu, co - według opinii jego kolegów - mogło przeszkodzić mu w otrzymaniu nagrody Nobla. Konkin urodził się w Kanadzie, a studiował i pracował w USA. W odróżnieniu od dwu profesorów, nie zajmował się pracą naukową, lecz propagandową. Był redaktorem pism libertariańskich, nazywanych "wolnościowymi" oraz organizatorem ruchów studenckich, działających w USA pod hasłami antypaństwowymi i deklarujących chęć obalania państwa jako instytucji ograniczającej wolność jednostki.
W poszukiwaniu korzeni ideologii, bo w gruncie rzeczy mamy do czynienia z postacią doktrynalną ekonomii, z góry przeznaczoną dla praktyki jako podstawa ideologii i propagandy, trudno nie dostrzec wyraźnie zarysowanego teoretycznego modelu anarchokapitalizmu. W moim przekonaniu model ten nie może być przez jakikolwiek naród posiadający własne państwo - nie wyłączając narodu żydowskiego, marzącego od wieków przed utworzeniem Izraela o własnym państwie - zaakceptowany do realizacji. Jest on pod względem teoretycznym wadliwy, a praktycznym - szkodliwy. Wśród wadliwych elementów modelu, obciążających zresztą całą austriacką szkołę ekonomii, występuje jedno z głównych jego założeń. Jest nim twierdzenie o samoregulacji gospodarki jako zbioru rynków. Chociaż jest obiektywną prawdą, że każdy indywidualny rynek ma zdolność do samoregulacji i samorównoważenia się, to zdolność ta nie przenosi się na powiązania międzyrynkowe. Są one pozbawione mechanizmu automatycznej regulacji i muszą być koordynowane przez instytucje typu państwa, czy innych organów ponadrynkowych.
Ze względu na swą skrajność model ten musi się wydawać na tyle nierealistyczny, że aż nie zasługujący na to, aby się go obawiać, a nawet bliżej nim interesować. Nawet w USA nie widać siły społecznej, która mogłaby chcieć go wdrażać. Dążą do tego małe grupy społeczne i indywidualni biznesmeni, którzy nie mają szans na wywołanie skutków w postaci likwidacji państwa, czy podatków. W Polsce nawet łagodny libertarianizm, głoszony wytrwale przez kolejne partie Janusza Korwina-Mikke, budzący wprawdzie entuzjazm pewnych grup młodzieży, podobnie jak w USA, nie odgrywa znaczącej roli w polityce. Skąd więc obawa, że anarchokapitalizm się zbliża?
Najpierw wyjaśnienie, że postać zbliżającego się anarchokapializmu nie jest zgodna z powyższym modelem, ani nie jest zapowiadana, że właśnie ma szanse na realizację według jakiejś wyraźnie określonej ideologii. Niekiedy pojawiają się opinie, że to co na świecie istnieje, to nie kapitalizm, lecz ustrój z gospodarką zdominowaną przez aparat państwowy, wspomagający finansowo na koszt podatnika wielkie korporacje. Oznacza to w domyśle, że prawdziwy kapitalizm dopiero nadejdzie, ale że będzie mu towarzyszyła likwidacja państwa, nikt wpływowy nie zapowiada ani społeczeństwu, ani władzom państwowym. Z opiniami tymi można się zgodzić w tym sensie, że istniejący w praktyce ustrój to wprawdzie kapitalizm, lecz nieprawidłowy, sprzeczny w poważnym stopniu z głównymi teoriami funkcjonowania tego ustroju. Ale, czy ten, jaki się wyłania, będzie prawidłowy? Nie można zamykać oczu na dwa procesy, które nie pozwalają na odpowiedź pozytywną. Pierwszy polega na stopniowym eliminowaniu państwa z gospodarki narodowej przez korporacje transnarodowe. Drugi natomiast, to wyłączanie rynków finansowych spod kontroli państwa i regulacji międzyrynkowych, a w następstwie dopuszczanie do utraty przez rynki ich zdolności do samoregulacji.
Zanim korporacje transnarodowe przekształciły się w czynnik zagrażający prawidłowemu funkcjonowaniu kapitalizmu w skali globalnej, odegrały niezwykle pozytywną rolę, dynamizując rozwój gospodarczy wielu państw oraz całej gospodarki światowej. Było to wynikiem wielkiej koncentracji kapitału produkcyjnego i przyspieszenia postępu technicznego w warunkach zapoczątkowanej przez korporacje w ostatnich dekadach ubiegłego wieku, nowej tendencji w międzynarodowym podziale pracy, określanej nazwą offshoring. Polega ona na przenoszeniu całych zakładów wytwórczych i branż przemysłu, wraz z najnowszymi technologiami, z krajów wysoko rozwiniętych do słabo i średnio rozwiniętych. W tym okresie rynki finansowe sprzyjały postępom industrializacji, długo oczekiwanej przez kraje rozwijające się.
Po pewnym czasie banki zaczęły przekształcać się nie tylko w transnarodowe korporacje finansowe, lecz w korporacje produkujące towary, nazywane "instrumentami bankowymi" o szczególnej postaci (derywatów), rozpoznanych poniewczasie jako aktywa toksyczne, czyli papiery wartościowe z fikcyjną wartością. Korporacje przemysłowe i handlowe rozwinęły natomiast formy działalności nazwane internalizacją, czyli przekształcaniem części swych transakcji z rynkowych w wewnątrzkorporacyjne. Zrobiły to w celu dokonywania "oszczędności" podatkowych (co jest nazywane uchylaniem się od podatków) w drodze transferowania dochodów, głównie za pomocą tzw. cen transferowych, odchylających się od rynkowych, do rajów podatkowych lub do krajów o niższej stopie opodatkowania. Działalność obu sektorów, tj. bankowego i transnarodowych korporacji generuje więc czynniki kryzysogenne. Czynniki te, z jednej strony osłabiają państwa - co staje się zbieżne z celami anarchokapitalizmu, z drugiej jednak strony rujnują rynki, co wprawdzie pośrednio przyczynia się do podważania fundamentów istniejącego kapitalizmu, lecz jednocześnie nie w pełni zgadza się z założeniami jakiegokolwiek libertarianizmu. Oznacza to, że nie zbliża się anarchokapitalizm modelowy, lecz patologiczny, co również nie może cieszyć.
Gdy do jakiegoś kraju wchodzi korporacja, której charakter jest określany jako ponadnarodowy, uzyskuje ona prawo do podejmowania decyzji dotyczących działalności podległych jej podmiotów (spółek, filii , oddziałów). Decyzje te nie wymagają procedury ich przyjmowania przez organy państwa i są obowiązujące zgodnie z umową o działalności korporacji na jego terenie. Czy taka sytuacja rodzi jakieś skutki dotyczące suwerenności państwa, rozumianej jako wyłączność decydowania o jego sprawach wewnętrznych i zagranicznych? Owszem, rodzi konsekwencje, które mogą być nazwane ograniczeniem wykonywania suwerenności w zakresie działalności korporacji, w którym zewnętrzny organ (centrala korporacji), podejmuje decyzje bezpośrednio wiążące w prawie wewnętrznym państwa. Nie jest to jednak ograniczenie suwerenności, gdyż umowa z organem zewnętrznym może wygasnąć lub może być wypowiedziana, podobnie jak to występuje w przypadku wydzierżawienia pewnego obszaru ze swego terytorium organowi zewnętrznemu (wtedy występuje ograniczenie wykonywania suwerenności jako zwierzchnictwa terytorialnego).
Jeżeli jednak - w dłuższej perspektywie - prawie wszystkie przedsiębiorstwa w kraju staną się własnością różnych korporacji ponadnarodowych, a także przeważająca część sektora bankowego, to pomimo, iż formalnie państwo może pozbyć się dowolnej korporacji, np. przez zerwanie z nią umowy, to skutki z powodu reakcji pozostałych korporacji mogą zagrozić państwu poważnymi konsekwencjami. Gdy więc możliwość utrzymania przez państwo wyłączności decydowania o jego sprawach wewnętrznych i zewnętrznych okaże się iluzoryczna, faktyczny stan prawny przekształci się z ograniczenia wykonywania suwerenności w ograniczenie suwerenności (w pewnej mierze nawet bezpowrotnie, przy wykorzystaniu obowiązujących norm prawnych).
W ujęciu długookresowym można sobie wyobrazić skrajną sytuację, w której cała gospodarka nazywana narodową stanie się własnością firm zagranicznych. Poszczególne branże i gałęzie produkcji będą funkcjonowały na podstawie decyzji podejmowanych przez zewnętrzne centrale korporacyjne, a profil ich działalności będzie dostosowany do branżowych systemów korporacji globalnych. Państwo utraci wówczas szanse prowadzenia własnej polityki handlu zagranicznego, kształtowania struktury gospodarki oraz struktury zatrudnienia, a w gruncie rzeczy utraci swoje główne funkcje nie tylko wobec gospodarki, ale także w dziedzinach pozagospodarczych. Dla tych ostatnich fundusze państwa mogą ulec drastycznej redukcji. Społeczeństwo może stopniowo pozbywać się swojej tożsamości narodowej oraz oczywiście pozycji suwerena w sprawach wewnętrznych i zagranicznych.
Jeśli dodać do tego sprawowanie kontroli nad rynkami finansowymi przez monopolistów i wielkich spekulantów, to długookresowy scenariusz ekstremalny może polegać na takim manewrowaniu giełdami, aby bessa i hossa były wywoływane na wszystkich giełdach świata wtedy, gdy główni potentaci postanowią drenować kieszenie mniejszych inwestorów i funduszy emerytalnych lub socjalnych, aby nazajutrz kupować za bezcen akcje, czyli majątek, znajdujący się wciąż w rękach ludności lub po prostu mniejszych graczy. Takiego anarchokapitalizmu z pewnością nie wyobrażali sobie nawet główni twórcy modelowi ze szkoły austriackiej. Dalsza jednak jego przebudowa musiałaby się odbywać raczej na zasadach anarchokomunizmu.
Marian Guzek, autor jest profesorem ekonomii Uczelni Łazarskiego w Warszawie