Czyniący cuda na liście najbogatszych rabinów!

- Na szczycie listy najbogatszych rabinów izraelskiego wydania "Forbesa" znajdują się potomkowie słynnych cadyków i rabinów czyniących cuda. Ich majętni potomkowie sami są biegli w Kabale i uchodzą za cudotwórców - informują we wtorek izraelskie media.

Zestawienie otwiera z majątkiem 1,3 mld szekli (ponad 260 mln euro) rabin Pinchas Abuchacera; jego przodkiem był Baba Sali, sefardyjski rabin i kabalista, którego grób w izraelskim mieście Netiwot jest do dziś miejscem pielgrzymek.

Na liście krezusów znalazł się też inny przedstawiciel tego pochodzącego z Maroka rodu Dawid Hai Abuchacera z majątkiem 750 milionów szekli (154 miliony euro). Na następnych miejscach są rabini aszkenazyjscy: Jaakow Arie Alter (równowartość 71 mln euro), Isachar Dow Rokach (36 mln euro), a także Nir Ben Arci, który zaczynał karierę w ogrodnictwie, ale wkrótce objawił się jego talent czynienia cudów. Jego majątek szacowany jest nieco skromniej - na równowartość ok. 20 mln euro.

Reklama

"Forbes Israel" poinformował, że najbogatsi rabini zostaną uwzględnieni na ogólnej liście najbardziej majętnych Izraelczyków, która wkrótce ma zostać opublikowana.

Dwory rabinów są zasilane pieniędzmi z wielkich uroczystości, na których zbierane są datki od gości, ze sprzedaży zwojów Tory, amuletów czy błogosławieństw, a także z opłat za porady ekonomiczne i udział np. w uroczystościach weselnych. Wartość tego sektora gospodarki szacuje się na około miliarda szekli rocznie (ok. 200 milionów euro).

PAP
Dowiedz się więcej na temat: rabini | Żydzi | najbogatsi | żydzi | Forbes | Izrael
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »