Pieniądz w ziemi

Rolnikom zaczęło się nieco lepiej powodzić. Przynajmniej niektórym. Ryszard Bonda, poseł aktualnie niezrzeszony, w 2003 r. osiągnął przychód w wysokości 4 mln 850 tys. zł, a przed rokiem już 10 mln 700 tys. zł. Koledzy z sejmowych ław nie mają już tak dobrze.

Skąd tak nagły skok dochodów Ryszarda Bondy? Wydaje się, że swój udział w poprawie finansów posła miały dopłaty bezpośrednie. Przed dwoma laty, a więc zanim jeszcze znaleźliśmy się w Unii Europejskiej, gospodarzył on na 1690 hektarach ziemi własnej i 1903 ha gruntów dzierżawionych. Jak już wspomnieliśmy osiągnięty wtedy przychód zamknął się kwotą 4 mln 850 tys. zł. W 2004 r. areał użytków rolnych posła Bondy skurczył się do 1559,66 ha plus 313,76 ha dzierżawy. Mimo to, przychody gospodarstwa skoczyły prawie o 60 proc. do 10 mln 700 tys. zł.

Reklama

Na rolnictwie można tylko stracić

Niestety, poseł Bonda w swoim oświadczeniu majątkowym nic nie pisze, co z tej kwoty zostało mu w kieszeni. Możliwe, że nic, albo nawet, że do interesu dopłacił, co w branży rolnej nader często się zdarza. Inny bogaty właściciel ziemski, poseł PSL, Zbigniew Komorowski ze swoich 618 ha wyciągnął 3 370 553 zł dochodu, ale cały 2003 r. zamknął 393 024 zł straty.

Z oświadczenia majątkowego posła Artura Balazsa ze Stronnictwa Konserwatywno Ludowego, gospodarza na 242 ha ziemi, wynika, że jego kondycja finansowa nieco się ostatnio poprawiła. W 2003 r. osiągnął on przychód w wysokości 609 tys. zł. Rok później - 695 tys. zł (w tym 20 tys. zł to pieniądze zwrócone przez córkę). Także i w jego przypadku nic nam nie wiadomo, ile poseł zarobił na czysto. Prawdopodobnie, i to pomimo dopłat szacowanych na ok. 110 tys. zł, Artur Balazs musiał dołożyć do gospodarstwa z własnej diety poselskiej. "Nie ma się co łudzić, że te pieniądze (chodzi o dopłaty - przyp. Interia.pl) poprawią los rolnika. Szczególnie tego, który uprawia rzepak, a ja właśnie do tej grupy się zaliczam. Koszty wysokie, ceny skupu niskie, nawet na zero się nie wychodzi. Dopłaty niewiele zmienią" - mówił w ub.r. jednej z gazet.

Z kolei przykład Wojciecha Mojzesowiczowa (PiS), pokazuje, że poseł potrafi być bezinteresowny. W trakcie kampanii przedreferendalnej konsekwentnie wypowiadał się ze sceptycyzmem na temat integracji i to pomimo świadomości, że przegrana w referendum będzie go kosztowała ok. 100 tys. zł. Tyle bowiem w ramach dopłat przysługiwało posłowi, właścicielowi 225 ha gospodarstwa. Nie wiemy, czy unijne pieniądze poprawiły kondycję finansową gospodarstwa Mojzesowicza, gdyż nie złożył on jeszcze oświadczenia majątkowego za 2004 r. Przed dwoma laty osiągnął on przychód w wysokości 1 005 556 zł.

Pawlak na minusie, Jagielliński na zerze

Poseł Balazs, Bonda należą do tych nielicznych parlamentarzystów, którzy złożyli już oświadczenia majątkowe za 2004 r., dzięki czemu możemy przekonać się, czy rolnik zyskał, czy stracił na wejściu do UE. W grupie tych, którym Unia niewiele dała, jest poseł Bronisław Dutka (PSL), właściciel 6,15 gruntów rolnych, który oświadcza, że w minionym roku zysku nie odnotował. Tak samo jego kolega partyjny Czesław Cieślak, gospodarz na 35 ha, który w rubryce "dochody" nie wpisał żadnej kwoty.

Czekamy na oświadczenia liderów partii chłopskich - Andrzeja Leppera, Waldemara Pawlaka, czy Jarosława Kalinowskiego, który przecież w Kopenhadze negocjował z unijnymi partnerami wysokość dopłat. Były szef PSL z pewnością się nie obłowił, bo jego gospodarstwo liczy zaledwie 26 ha. W najlepszym razie dostał z Unii ok. 13 tys. zł. Posłowi Kalinowskiemu każdy grosz jednak się przyda, gdyż jego gospodarstwo do dochodowych nie należy. W 2003 r. przyniosło właścicielowi 60 tys. zł dochodu.

Bardziej obrotny jest obecny prezes partii Waldemar Pawlak, który ma 27 ha ziemi i w 2003 osiągnął ponad dwukrotnie wyższy dochód (130 tys. zł) niż Kalinowski. Cóż z tego, skoro cały rok i tak zamknął stratą w wysokości 50 tys. zł.

Na "zero" wyszedł za to były minister rolnictwa Roman Jagielliński. Szef Koła Poselskiego Stronnictwa Gospodarczego ma 47-ha gospodarstwo. W oświadczeniu majątkowym za 2003 r. w rubryce przychód wpisał "395 tys. zł dochodu i 0,0 zł zysku".

Przy szefach innych partii i klubów Andrzej Lepper to doprawdy chudopachołek. W 2003 r. jego 42,5-ha gospodarstwo przyniosło mu zaledwie 3 tys. zł przychodu. Być może jego dola poprawi się nieco dzięki dopłatom.

Według badań przeprowadzonych w lipcu ub.r. przez Instytutu Rozwoju Gospodarczego Szkoły Głównej Handlowej odsetek gospodarstw wykazujących wzrost przychodu w stosunku do lipca 2003 r. wzrósł z 21 do 32 proc.

Kilka miesięcy później, w październiku, Pracownia Badań Społecznych na zlecenie "Rzeczpospolitej" przeprowadziła sondaż wśród rolników pytając o korzyści związane z wejścia do UE. Co czwarty gospodarz odpowiadał, że generalnie dzieje mu się lepiej, jako źródło poprawy kondycji finansowej wskazując wzrost cen skupu produktów rolnych, dopłaty i "inne". Jednak aż 80 proc. ankietowanych powiedziało, że produkcja rolna jest nieopłacalna, a 46 proc. wyraziło przekonanie, że będzie tak w najbliższej przyszłości.

Z kolei zdaniem Komisji Europejskiej, w ciągu 7 lat od przystąpienia do UE dochody rolników 10 nowych państw wzrosną realnie o 126 procent. Wzrost w 55-60 proc. będzie efektem rosnących dopłat wypłacanych z unijnej kasy, a w 25 proc. - unijnych funduszy na rozwój obszarów wiejskich. Tylko w 15 proc. wzrost dochodów będzie zależeć od większej sprzedaży produktów rolnych.

INTERIA.PL/inf. własna
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »