Grę przerywa dopiero gwizdek sędziego

Znowelizowana ustawa o działalności ubezpieczeniowej uczyniła KNUiFE instytucją najwyższego zaufania publicznego, na poziomie porównywalnym tylko z centralnym bankiem państwa.

Znowelizowana ustawa o działalności ubezpieczeniowej uczyniła KNUiFE instytucją najwyższego zaufania publicznego, na poziomie porównywalnym tylko z centralnym bankiem państwa.

Autor z góry przeprasza, ale tytuł komentarza jest tylko chwytem marketingowym, aby przyciągnąć wzrok czytelnika ery mundialu. Tym razem chodzi nie o werdykt sędziego biegającego w getrach, lecz zasiadającego w todze i ferującego wyroki w imieniu RP. A gra toczy się o autorytet Komisji Nadzoru Ubezpieczeń i Funduszy Emerytalnych. Przypomnijmy, że na początku kwietnia dosłownie dzień po powołaniu na stanowisko jej przewodniczącego profesora Jana Monkiewicza z SGH, prokuratura oskarżyła go o niezachowanie pięć lat temu (podczas kierowania przez niego PZU) należytej staranności, czego efektem był nielegalny eksport danych osobowych polskich kierowców do Niemiec.

Reklama

Znowelizowana ustawa o działalności ubezpieczeniowej uczyniła KNUiFE instytucją najwyższego zaufania publicznego, na poziomie porównywalnym tylko z centralnym bankiem państwa. Taką samą klasą czystości powinien legitymować się jej przewodniczący. Nic dziwnego, że wicepremierowi Markowi Belce, który wspólnie z ministrem Jerzym Hausnerem rekomendował Monkiewicza, zrobiło się tak głupio po nagłośnieniu sprawy CERPO. Równie głupio poczuła się cała ekipa SLD, ponieważ akurat w tym czasie przygotowywała raport o niegospodarności w spółkach skarbu państwa. I gdyby ustawa została skonstruowana inaczej, premier Leszek Miller zapewne wycofałby się z podejrzanej nominacji. Jednak był w stanie jedynie uprzejmie zaproponować przewodniczącemu złożenie rezygnacji - z której to propozycji przewodniczący nie skorzystał i absolutnie nie zamierza skorzystać. Od dwóch miesięcy sprawa systematycznie przysycha, a nadzorowane środowiska coraz bardziej utwierdzają się w przekonaniu, iż ustawowa blokada decyzyjna okazuje się dla premiera bardzo wygodna i Jan Monkiewicz spokojnie przetrwa kadencję.

Jego linia postępowania konsekwentnie skupia się na punkcie 5 w art. 82 ust. 6 ustawy, czyli "skazaniu prawomocnym wyrokiem sądu za przestępstwo". Wszyscy wiedzą, że młyny sprawiedliwości w Polsce mielą bardzo powoli i łatwo policzyć, iż po uwzględnieniu dwuinstancyjności, apelacji etc. uprawomocnienie się ewentualnego wyroku mogłoby nastąpić gdzieś w połowie pięcioletniej kadencji. Tymczasem punkt 3 przywołanego przepisu zrównuje z wyrokiem - jako podstawę odwołania - "rażące naruszenie interesów ubezpieczonych lub członków funduszy emerytalnych". Oczywiście dotyczy to przewinień przewodniczącego KNUiFE, mających miejsce po 1 kwietnia 2002 r. Skandal z roku 1997 bez wątpienia wyczerpuje znamiona "rażącości", ale w sprawę zamieszany jest "inny" Jan Monkiewicz - prezes jakiegoś tam zakładu ubezpieczeń.

Przewodniczący KNUiFE czuje się pewnie i roztacza ambitne wizje swojej pięcioletniej kadencji. W interesie całej polskiej branży ubezpieczeniowej leży doprowadzenie do JAK NAJSZYBSZEGO wyjaśnienia ciążących na nim zarzutów. Taktyka podpierania się zasadą domniemania niewinności na pewno nie służy autorytetowi szefa KNUiFE. Rzymianom naprawdę nie chodziło o to, by cnota żony Cezara była zaledwie domniemana.

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: sedzie | sędzie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »