Drogi plastik

Dziś jej posiadanie staje się niemal standardem. Mają ją młodzi, starzy, osoby w średnim wieku. Mieszkańcy miast, wsi i miasteczek. Karta płatnicza zjednała sobie przychylność milionów Polaków. Jednak zamieszanie wokół plastikowego pieniądza, z jakim mieliśmy do czynienia na przestrzeni ostatnich kilkunastu miesięcy, nie sprzyja jego rozwojowi. Wszystko rozbija się o koszty, bo żeby ktoś zyskał, stracić musi ktoś. Kto tym razem i dlaczego mogą to być przede wszystkim... właściciele kart?

Na dodatek kartą nie zawsze może zapłacić za zakupy w sklepach. Zwłaszcza w małych osiedlowych punktach sprzedaży jest z tym problem. Niby jest terminal, niby jest informacja o akceptacji płatności z użyciem kart, ale są też ograniczenia. Z reguły dotyczące wartości zakupów - zwykle kartą można płacić, gdy przekroczy 20 zł. Dlaczego? To proste - chodzi o opłaty. Zwłaszcza o opłatę interchange, o której wysokość od kilkunastu co najmniej miesięcy toczą się zacięte boje. Zaangażowane w nie są banki, w tym Narodowy Bank Polski, resort finansów, ekonomiści, a nawet politycy. Ale po kolei...

Reklama

Jak to działa

Ważny jest schemat działania, czyli to, jak przebiega przykładowa płatność z użyciem karty. A ten jest dość prosty. Statystyczny Kowalski, idąc do sklepu - czyli do akceptanta - i płacąc za zakupy kartą, dokonuje obciążenia swojego rachunku w banku, czyli u emitenta. Emitent przekazuje kwotę agentowi rozliczeniowemu, biorącemu każdorazowo udział w operacji. Pomniejsza ją jednak o wspomnianą wyżej opłatę interchange. Agent z kolei przelewa środki na konto akceptanta, czyli sprzedawcy. Nie jest to jednak tyle, ile przy sprzedaży wskazała kasa fiskalna. Agent potrąca sobie bowiem opłatę transakcyjną, czyli tzw. Merchant Service Charge. Składa się na nią nie tylko opłata interchange, ale i opłata assesment (kwota przekazywana organizacji płatniczej), a nawet marża agenta rozliczeniowego. De facto za wszystko płaci sprzedawca.

W Polsce opłata transakcyjna wynosi ok. 1,5 proc. wartości transakcji. - Rozumie pan, dlaczego nie opłaca mi się sprzedać, na przykład zapalniczki za 3,5 zł, kiedy klient chce zapłacić kartą - mówi Tamara Antosiewicz, właścicielka niewielkiego kiosku w centrum Łodzi. - Więcej z tym problemu niż rzeczywistego zarobku. Rzeczywiście, w przypadku wspomnianej zapalniczki, gdzie marża sprzedażowa wynosi 10 proc. nietrudno przyznać racji właścicielce kiosku. Gdy sprzeda ów przedmiot za 3,5 zł z użyciem karty, do jej kieszeni trafi około... 25 groszy. Jeśli kwota jest wyższa, a do tego uda się sprzedać coś, na czym zarobek jest większy, opłata transakcyjna nie ciąży tak w portfelu sprzedawcy.

Z drugiej strony wystawcy kart płatniczych też mają swe racje. Umożliwienie klientom obrotu bezgotówkowego kosztuje. I to niemało. Terminale, ich produkcja, a później konserwacja i utrzymanie w należytym stanie, rozbudowa sieci, jej unowocześnianie - to wszystko przekłada się na realne pieniądze, które ktoś musi wyłożyć z własnej kieszeni. Tym bardziej że polscy klienci są bardzo wymagający. Chcą, by w sklepach zainstalowane były nowoczesne, bezpieczne urządzenia. Takie, które akceptują na przykład rozwijające się dziś dynamicznie płatności zbliżeniowe. - Jesteśmy niezwykle daleko w przodzie w stosunku do innych krajów - mówił niedawno Aleksander Naganowski, Business Leader Business Development w Mastercard Europe, cytowany przez Agencję Informacyjną Newseria Biznes. - Używamy już PayPass, jesteśmy jednym z liderów światowych, jeśli chodzi o liczbę transakcji zbliżeniowych, a to jest dla niektórych krajów śpiew przyszłości.

Propozycje kontra racje

Opłata interchange pokrywała w dużej mierze wspomniane wyżej koszty operacyjne. Dlatego właśnie Związek Banków Polskich, w wydanym w połowie tego roku oświadczeniu, tak jednoznacznie sprzeciwiał się planom obniżenia stawek interchange. Planom, o których mówiły, niezależnie od siebie, Komisja Europejska i polscy parlamentarzyści. Opublikowany w tym tygodniu przez Komisję Europejską projekt regulacji opłaty interchange na poziomie Unii Europejskiej negatywnie wpłynie na rynek usług płatniczych w Polsce i wzmocni obrót gotówkowy. Spowoduje także przerzucenie kosztów obrotu bezgotówkowego na konsumentów - czytamy w dokumencie. Bruksela, w opublikowanym w lipcu projekcie regulacji opłaty interchange, zaproponowała obniżenie maksymalnej wysokości stawki do 0,2 proc. w przypadku kart debetowych i 0,3 proc. dla kart kredytowych. W opinii ZBP, nałożenie tak restrykcyjnych limitów doprowadzi do drastycznego spadku rentowności działających wydawców kart płatniczych w całej UE, co doprowadzi do wzrostu kosztów dla klientów oraz może zmniejszyć bezpieczeństwo transakcji, w efekcie czego zaprzepaszczone zostaną wieloletnie próby budowania społeczeństwa bezgotówkowego - czytamy w oświadczeniu ZBP.

Należy przypomnieć, że już wtedy trwały w Polsce gorączkowe próby wypracowania kompromisu dotyczącego obniżenia stawek interchange w naszym kraju. Problem podniosła wcześniej branża handlowa, uznając, że nie jest w stanie unieść na swych barkach tak wysokich opłat prowizyjnych. Wszystkie strony próbował pogodzić Narodowy Bank Polski. Zawiązana została grupa robocza przy NBP. Kompromis, mówiący o stopniowym obniżaniu opłat na przestrzeni kilku lat, zablokowała jedna z organizacji płatniczych. Według MasterCard takie porozumienie mogłoby być postrzegane przez Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta jako zmowa cenowa. Choć z porozumienia wyszły nici, to temat stał się łakomym kąskiem dla polityków. Ci postanowili na nim upiec własną pieczeń. Senacki projekt ustawy o usługach płatniczych zakładał stopniowe obniżanie opłaty interchange do 2015 r. Miałaby ona docelowo wynosić 0,5 proc. wartości operacji kartowej. W międzyczasie, w 2013 r. opłata byłaby ustanowiona na poziomie 1 proc., w latach 2014-2015 - 0,7 proc. Takie rozwiązania były do przyjęcia praktycznie dla wszystkich. Zarówno środowiska konsumenckie, jak i banki oraz organizacje płatnicze uważały, że to właściwy kierunek zmian. Myśleli tak wszyscy, poza posłami ówczesnego Ruchu Palikota. Zgłoszona przez Wincentego Elsnera poprawka likwidowała okresy przejściowe. Posłowie przychylili się do tego pomysłu. Tak więc od 2014 r. opłata interchange będzie wynosić 0,5 proc. Pytanie, kto na tym zyska, a kto straci? Odpowiedź nie jest taka prosta. Zaryzykować można jednak stwierdzenie, że najbardziej poszkodowany będzie znów statystyczny Kowalski.

Kto zyska na zmianach

- Visa Europe zawsze była przeciwna regulacjom rozumianym jako odgórne narzucenie rynkowi arbitralnych rozwiązań - mówi Jakub Kiwior, dyrektor Visa Europe w Polsce. - Taka sytuacja spowoduje utratę przez banki znaczącej części przychodów z tytułu opłaty interchange, co ograniczy możliwości inwestowania przez sektor bankowy w rozwój innowacyjnych produktów płatniczych, m.in. kart zbliżeniowych i płatności mobilnych. Obawy te podziela Michał Skowronek, dyrektor generalny na Polskę, Ukrainę, Czechy i Słowację w MasterCard Europe. - Według danych Narodowego Banku Polskiego obniżenie stawek interchange do 0,5 proc. zaowocuje zmniejszeniem wpływów do banków z tego tytułu o 2/3 w stosunku do 2012 r., co skutkować będzie zmniejszeniem przychodów tego sektora, potrzebnych m.in. na rozwój i wdrożenie innowacyjnych technologii płatniczych, o ok. 1 mld zł rocznie - mówi.

Z taką argumentacją nie zgadzają się organizacje kupieckie. W ich ocenie zmiany idą wreszcie w dobrym, długo przez nich oczekiwanym, kierunku. - Obniżenie interchange w naszym kraju jest bez wątpienia korzystne dla Polski, ponieważ zbliżamy się pod tym względem do innych krajów Europy - mówi Joanna Chilicka, rzeczniczka prasowa Polskiej Izby Handlu. - Według naszych danych, na różnicy pomiędzy średnią wysokością interchange w krajach UE a wysokością tej opłaty w Polsce handel i usługi tracą co miesiąc ok. 80 mln zł.

Przypomnieć należy, że średnia stawka interchange w Unii Europejskiej wynosi 0,7 proc. wartości transakcji, czyli tyle, ile proponowano w kompromisowym porozumieniu wypracowanym przez tzw. okrągły stół przy NBP, a które to ostatecznie nie weszło w życie. Tu zapala się czerwona lampka. Chodzi bowiem o pieniądze! Skoro miesięczna strata handlu i usług wynosi 80 mln zł, to rocznie wynosi ona około 1 mld zł. Z chwilą wejścia w życie nowych przepisów różnica zamienia się w zysk! Skoro strony gotowe były zaakceptować próg 0,7 proc., a ostatecznie jest niższy o 0,2 proc., naturalne jest pytanie, kto na tym zyska? Politycy, stanowiąc prawo, mówili, że robią to dla dobra narodu. Tłumaczyli, że zyska na tym Kowalski, Nowak czy Jankowski, bo ceny w sklepach będą mogły pójść w dół. Będą mogły, ale nie będą musiały...

- Nie sądzimy, by obniżka interchange miała wpływ na poziom cen w sklepach - mówi Jakub Kiwior z Visa Europe. Wtóruje mu Michał Skowronek z MasterCard Europe. Czy rzeczywiście? Wydaje się, że tak. - Na tej zmianie skorzystają przede wszystkim właściciele sklepów, ponieważ wreszcie będą ponosić mniejsze koszty transakcji bezgotówkowych - nie zostawia większych wątpliwości Joanna Chilicka. Zwłaszcza właściciele dużych sklepów, wielkopowierzchniowych i stacji benzynowych. - Mają one największą świadomość zmian, jakie wynikają z regulacji, a ich możliwości negocjacyjne dotyczące obniżenia opłat z agentem rozliczeniowym są dużo większe niż siła przetargowa małego sklepu - mówi Michał Skowronek. W ich przypadku płatności z użyciem kart bądź smartfonów obniżają koszty funkcjonowania. Nie trzeba bowiem martwić się o przeliczanie gotówki, o jej transport czy właściwe zabezpieczenie. Pieniądz elektroniczny znacznie redukuje stronę obciążeń firmy. Do listy zwycięzców dołączyć można restauracje, gdzie obrót z użyciem kart stanowi znaczną część codziennej sprzedaży. W przypadku mniejszych podmiotów, sklepów osiedlowych czy drobnych punktów usługowych duża część operacji odbywa się według schematu: gotówka za towar. To po pierwsze. Po drugie, obserwacje i analizy wykazują, że dzięki kartom płatniczym zwiększają się obroty hipermarketów. - Klient z gotówką w portfelu ogranicza swoje zakupy po to, by starczyło mu pieniędzy przy kasie - mówi Steffan Hassel z jednej z niemieckich organizacji kupieckich. - Płacąc kartą, nie musi aż tak ograniczać się, spacerując między półkami z koszykiem w ręku.

Można więc zaryzykować twierdzenie, że większa część wspomnianego wyżej miliarda trafi do kas hiper- i supermarketów w całej Polsce.

Klienci też coś zyskają(?)

Organizacje kupieckie przekonują, że ustawy o usługach płatniczych nie można tylko postrzegać w kategoriach finansowych. Według nich należy dostrzec też inne korzyści, jakie niesie ze sobą wprowadzenie nowych regulacji prawnych. Przede wszystkim zyskać ma klient. - Konsument zyska przede wszystkim na fakcie, że będzie mógł częściej korzystać z płatności bezgotówkowych, ponieważ zmiana poziomu interchange doprowadzi do rozrostu sieci akceptacji kart płatniczych - przekonuje rzeczniczka Polskiej Izby Handlu. - Mamy nadzieję, że płatności bezgotówkowe staną się bardziej powszechne. Przywołuje przykład Stanów Zjednoczonych, Australii czy Hiszpanii, gdzie poziom interchange, tak jak w Polsce, uregulowano ustawowo. - W tych krajach przyczyniło się to do przyspieszonego i zrównoważonego rozwoju sieci akceptacji płatności bezgotówkowych - dodaje Chilicka. Ten sam pogląd reprezentuje Robert Łaniewski, szefujący Fundacji Rozwoju Obrotu Bezgotówkowego. - Dzisiaj w Polsce możemy zapłacić kartą jedynie w co piątym punkcie handlowo-usługowym, a po redukcji opłaty interchange nastąpi większa skłonność do instalacji terminali płatniczych i do rozpoczęcia świadczenia usług dla klientów, w czym upatrujemy przede wszystkim dużych udogodnień dla klientów i użytkowników kart - podkreśla.

Wierzy w to mocno przedstawiciel Visa Europe. - Mamy nadzieję, że dodatkowe środki, którymi będzie dysponować handel w wyniku obniżenia kosztów po redukcji opłat interchange przyniosą zapowiadany przez organizacje detalistów rozwój sieci akceptacji, co zwiększy wygodę konsumentów i będzie mogło zwiększyć obrót bezgotówkowy - mówi Kiwior. Chodzi, m.in. o rozwój płatności zbliżeniowych. Szacuje się, że już dzisiaj połowa terminali dostosowana jest do tego typu transakcji. Polska wyróżnia się pod tym względem na tle reszty Europy. Możemy pochwalić się największym nasyceniem terminali zbliżeniowych w stosunku do wszystkich, zainstalowanych w sklepach i punktach usługowych terminali. Z badania, zleconego przez firmę MasterCard z kart zbliżeniowych korzysta 26 proc. Polaków. Rośnie też liczba wykorzystujących smartfony do operacji płatniczych. - Na pewno możemy liczyć na cywilizacyjne przyspieszenie, które polega na tym, że każda nowa usługa, nowa technologia, którą dzisiaj wdrażamy, najczęściej szybciej się przyjmuje na rynku niż jej poprzednik - twierdzi Aleksander Naganowski z MasterCard Europe. Tym bardziej że rynek wydaje się być chłonny. - W mojej ocenie jest jeszcze kilkaset tysięcy takich punktów, w których można zainstalować terminal płatniczy do obsługi kart, bo mamy niedostatecznie rozwiniętą sieć akceptacji punktów handlowo-usługowych - mówi Łaniewski. Sęk w tym, że na wszystko potrzeba pieniędzy. Bankom i organizacjom płatniczym może ich zabraknąć.

By ktoś wygrał, przegrać musi ktoś

Nie wiadomo, czy wspomniany wcześniej Kowalski na zmianach zyska. Straci raczej na pewno. Odczuje to w swym portfelu. Przedstawiciele banków, proszeni przeze mnie o komentarz, bardzo niechętnie wyrażają swoją opinię. Przynajmniej publicznie pod nazwiskiem. W nieoficjalnych rozmowach krytykują zmiany za ich nagły charakter. W dłuższej perspektywie zapewne udałoby się tak dopasować strategię działania, by pokryć straty. Dzisiaj jest to niemożliwe, dlatego banki będą prawdopodobnie podejmować działania, których celem będzie zmniejszenie powstałej luki w budżecie. - Prowadzić to może do optymalizacji kosztów wydawnictwa kart i ich obsługi, weryfikacji usług dodatkowych, dotychczas w dużym stopniu finansowanych z zysków z interchange oraz weryfikacji założeń programów lojalnościowych i moneyback'ów - mówi anonimowo przedstawiciel jednego z banków. - Zmiana może też wpłynąć na taryfy opłat i prowizji banków w zakresie kart płatniczych, jak również rachunków.

Obawy podzielają przedstawiciele organizacji płatniczych. - Prezentowane przez nas przykłady, pochodzące z innych krajów, jasno wskazują, że odgórne obniżenie stawek interchange spowoduje zlikwidowanie bezpłatnych kart dołączonych do rachunków i programów premiowych, jakie klienci otrzymywali dotychczas w ramach korzystania z kart płatniczych - dodaje Skowronek. Podobny pogląd wyraża przedstawiciel Visa Europe. Mówi, że miliard złotych oszczędności w kieszeni handlowców może nie zrównoważyć strat w systemie, jakie wyrządzić mogą nowe przepisy. - Banki już weryfikują swoje priorytety na najbliższy okres, jeśli chodzi o rozwój płatności - podkreśla Kiwior.

A to chyba nie koniec zmian. Przypomnieć należy, że Bruksela opowiada się za dalszym cięciem stawek interchange. - Skoro stawka interchange na poziomie 0,2-0,3 proc. została ustalona dla operacji transgranicznych, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby interchange w naszym kraju było w przyszłości jeszcze niższe - stwierdza Joanna Chilicka. Zdaniem Brukseli 0,2 proc. prowizji to wszystko, czego powinny oczekiwać banki i organizacje płatnicze. Pytanie, kto zapłaci resztę.

Marcin Szypszak

Miesięcznik Finansowy Bank
Dowiedz się więcej na temat: karty platnicze | "Plastiki" | interchange
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »