Coraz gorsze nastroje przedsiębiorców. Ostrzegają przed niekontrolowaną falą zwolnień i bankructw

Zgodnie z zapowiedziami ministra zdrowia Adama Niedzielskiego dotychczasowe obostrzenia w gospodarce zostaną utrzymane również po 17 stycznia. Wiele firm może nie wytrzymać przedłużającego się lockdownu. - Można się spodziewać zdecydowanie większej skali zwolnień, ale też fali niekontrolowanych bankructw - mówi Grzegorz Baczewski z Konfederacji Lewiatan. Upadłości obawia się co trzecia mała i średnia firma, a wśród przedsiębiorców, którzy działają na rynku mniej niż dwa lata, odsetek ten wynosi ok. 50 proc. - wynika z badania BIG InfoMonitor.

- Trzeci lockdown to są wymierne straty dla firm, które nie mogą generować przychodów, a jednocześnie są narażone na ponoszenie znaczących kosztów. Nawet w przypadku tych firm, które zostały objęte tzw. tarczą antykryzysową 6.0, można mówić o tym, że wsparcie zaoferowane przedsiębiorcom jest niewystarczające. Co ważne, to wsparcie i ten lockdown przychodzi w momencie, kiedy firmy są już bardzo wyczerpane wcześniejszymi okresami obostrzeń i zakazów działalności, jednocześnie ciążą na nich znacząco większe zobowiązania. Wiele branż będzie przeżywać bardzo poważne trudności i wiele przedsiębiorstw już tego trzeciego lockdownu nie przejdzie tak, jak to było poprzednim razem - mówi agencji informacyjnej Newseria Biznes Grzegorz Baczewski, dyrektor generalny Konfederacji Lewiatan.

Reklama

Od 28 grudnia do 17 stycznia obowiązuje trzeci (po wiosennym i listopadowym) lockdown gospodarki, czyli zamrożenie działalności części branż, m.in. gastronomii, siłowni i innych obiektów sportowych, a także części obiektów handlowych w galeriach. Już wiadomo, że restrykcje te zostaną wydłużone do 31 stycznia.

Według Polskiej Rady Centrów Handlowych łączne straty w tym segmencie z powodu trzech lockdownów można szacować na 30 mld zł, z czego 17,5 mld zł przypada na pierwsze zamrożenie gospodarki, ok. 8 mld zł na listopad, a ok. 4 mld zł na obecne ograniczenia.

- Można się spodziewać, że firmy będą decydowały się na większą skalę zwolnień, pojawi się fala niekontrolowanych bankructw, bo firmy już nie będą w stanie dalej funkcjonować. Wiosną czy wczesną jesienią obserwowaliśmy w środowisku przedsiębiorców nadzieję na przetrwanie, teraz jednak widać, że rzeczywiście wiele firm zaczyna zawieszać swoją działalność, rezygnuje z najmowanych lokali, zmniejsza skalę działalności i prawdopodobnie wkrótce zacznie zwalniać pracowników - mówi dyrektor generalny Konfederacji Lewiatan.

Jak wynika z badania przeprowadzonego przez Keralla Research dla BIG InfoMonitor, prawie 11 proc. MŚP wskazywało, że w 2020 roku zetknęło się z ryzykiem bankructwa. Najczęściej wskazywały na nie mikro- i małe firmy. Obawy co do 2021 roku są jeszcze poważniejsze. Bankructwa boi się 36 proc. badanych, z czego 14 proc. uważa, że to ryzyko jest wysokie.

Jak wynika z analiz Centralnego Ośrodka Informacji Gospodarczej, w 2020 roku w Monitorze Sądowym i Gospodarczym opublikowano 587 upadłości firm. To podobny wynik do 2019 roku, jednak na prawdziwą skalę firm zagrożonych niewypłacalnością mogą wskazywać dane na temat postępowań restrukturyzacyjnych. W całym ubiegłym roku wszczęto ich 800 (tylko w grudniu 144 - to najwyższy w historii wynik miesięczny), podczas gdy w 2019 roku było ich 465.

Sytuacji nie rozwiązuje także zaproponowana przez rząd tarcza branżowa, i to mimo poszerzenia spektrum uprawnionych do jej otrzymania firm według PKD.

- Negatywnych skutków lockdownu doświadczają nie tylko firmy objęte obostrzeniami, ale również ich kontrahenci. To jest podstawowy błąd podejścia tarczy 6.0. Bardzo wiele firm nie jest objętych pomocą - tłumaczy dyrektor Grzegorz Baczewski. - Natomiast te, które się do niej kwalifikują, też widzą wiele mankamentów w sposobie skonstruowania tej tarczy. Pomoc jest relatywnie skromna. Dopłaty do wynagrodzeń w okresie przestoju są na poziomie 2 tys. zł, czyli zdecydowanie poniżej przeciętnego wynagrodzenia, a więc nie pokrywa to całości kosztów zatrudnienia pracowników, którzy nie generują żadnych przychodów w wyniku obostrzeń.

W opinii Związku Polskich Pracodawców Handlu i Usług (ZPPHiU) kryterium przyznania pomocy powinien być przymus administracyjny zamknięcia sklepów i będący ich wynikiem spadek obrotów, a nie ich klasyfikacja.

O powrót do ogłoszonej w listopadzie ub.r. mapy drogowej dla gospodarki zaapelował wczoraj Związek Przedsiębiorców i Pracodawców. Jak podkreślił w liście do premiera, w przeciwieństwie do bogatszych państw Zachodu, np. Niemiec, Polski nie stać na zamknięcie gospodarki. Jego skutkiem może być nie tylko względne zubożenie gospodarki, lecz także cofnięcie się w gospodarczym rozwoju o dekadę.

Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze

Źródło informacji

Newseria Biznes
Dowiedz się więcej na temat: przedsiębiorca | koronakryzys | bankructwo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »