Rynki pod lupą: Co z tym delewarowaniem?

Ciągle słyszymy, że kraje koncentrują się na zmniejszaniu zadłużenia. Gdzie są jednak realne efekty tego delewarowania? Można powiedzieć, że Irlandia przeprowadziła delewarowanie, podobnie jak Grecja, ale wygląda na to, że większość krajów w ogóle nie zmniejszyła swego zadłużenia od czasu globalnego kryzysu finansowego z lat 2008-2009, a wiele z nich wręcz powiększyło ten balast. Wspominałem o tym kilka miesięcy temu nawiązując do obciążenia zadłużeniem USA, ale sądzę, że warto przyjrzeć się sytuacji w tym obszarze także w ujęciu globalnym.

Wskaźnik globalnego zadłużenia poza sektorem finansowym do produktu krajowego brutto (PKB) na początku 2008 r. wynosił niewiele ponad 200%, a dziś sięga ok. 230%. Z globalnego punktu widzenia delewarowanie zatem w ogóle nie miało miejsca, a wręcz przeciwnie - większość krajów powiększyła swoje zadłużenie.

Wprowadzono oczywiście pewne korekty, a tempo bezwzględnego wzrostu długu spadło. Należy jednak pamiętać, że mówimy o stosunku zadłużenia do dochodu, zatem omawiane wskaźniki zależą nie tylko od pozostającego do spłaty długu, ale również od globalnego dochodu, co ma duże znaczenie. Przy znaczącym spadku tempa globalnego wzrostu (PKB), zadłużenie do PKB nadal rośnie. Należy wyjaśnić, że ten wzrost jest rezultatem działań rządów i rozluźniania polityki pieniężnej po globalnym kryzysie finansowym z lat 2008-2009, natomiast wskaźniki zadłużenia sektora prywatnego do PKB są generalnie statyczne.

Reklama

Choć gospodarstwa domowe generalnie zdołały przeprowadzić delewarowanie, ogólne poziomy zadłużenia wciąż są wysokie i stanowią balast ograniczający dynamikę gospodarczą. Na szczęście koszty obsługi zadłużenia nadal są rekordowo niskie z historycznego punktu widzenia (dzięki bankom centralnym na całym świecie). Czy jednak taka sytuacja może utrzymywać się w nieskończoność?

Kolejnym ważnym wątkiem w dyskusji o zadłużeniu są oczywiście Chiny. Potężna stymulacja kredytowa w Chinach może być zaliczana do czynników, które pomogły światu przebrnąć przez wielką recesję po 2008 r., podobnie jak program TARP czy luzowanie ilościowe. W okresie od 2008 r. do 2014 r. wskaźnik zadłużenia do PKB Chin wzrósł o prawie 90%.

Obecnie wskaźnik całkowitego zadłużenia do PKB w Chinach jest na poziomie, który notowała Grecja trzy lata temu. Ok. 80% udziału w tym zadłużeniu ma sektor prywatny, ale wiele przedsiębiorstw w Chinach jest powiązanych ze skarbem państwa, zatem można przyjąć, że spora część tego lewarowania stanowi jednocześnie zadłużenie rządowe.

Co to w rzeczywistości oznacza dla Chin?

Wysoki wskaźnik zadłużenia jest, między innymi, konsekwencją wysokiego wskaźnika oszczędności połączonego z pośrednictwem finansowym chińskich banków. Chińskie gospodarstwa domowe generalnie gromadzą oszczędności, a zadłużenie gospodarstw domowych w Chinach jest niższe niż w większości krajów azjatyckich. Przykładowo, Tajlandia ma wskaźnik zadłużenia gospodarstw domowych do PKB mniej więcej dwukrotnie wyższy niż Chiny.

Z kolei sektor chińskich przedsiębiorstw jest kredytobiorcą w ujęciu netto. Obserwujemy zatem transfer oszczędności gospodarstw domowych do bilansów spółek w postaci kredytów. Sytuację, w której oszczędności jednych ludzi stają się zadłużeniem innych można uznać za korzystną. Taki mechanizm powinien przyspieszyć tempo rozwoju gospodarczego poprzez przekierowanie zasobów do najbardziej rentownych inwestycji.

Niestety Chiny doszły dziś do punktu, w którym wzrost zadłużenia niezbyt skutecznie przekłada się na taki wzrost gospodarczy, jaki notowano w przeszłości. W latach 2004-2007, jedno renminbi dodatkowego długu powodowało przyrost PKB o jedno renminbi. Dziś Chiny muszą zwiększyć zadłużenie o trzy renminbi, by wygenerować jedno dodatkowe renminbi w PKB. Z mojego punktu widzenia stanowi to realny problem.

Matthias Hoppe, CFA, FRM

Starszy wiceprezes, zarządzający portfelami inwestycyjnymi

Franklin Templeton Solutions

Szansa czy zagrożenie - inwestorzy podzieleni w ocenie sytuacji rynkowej

Przybywa inwestorów optymistycznie i bardzo optymistycznie zapatrujących się na przyszłość, ale rośnie też odsetek skrajnych pesymistów. W niepewnym otoczeniu spora część Polaków decyduje się po prostu trzymać pieniądze w banku. Nawet jeśli nie przynoszą żadnego zysku. Tymczasem na rynku TFI nie można mówić o nudzie. W ostatnich tygodniach w górę idą zwłaszcza aktywa funduszy surowcowych.

Podobno pamięć inwestora sięga pięć lat wstecz. Wygląda na to, że w Polsce inwestorzy indywidualni dłużej przeżywają spadki i straty kryzysowego 2008 r. Badania zrealizowane w 2009 r. przez Izbę Zarządzających Funduszami i Aktywami pokazały, że zaledwie 6 proc. ankietowanych kupiłoby jednostki TFI w razie niespodziewanego spadku lub premii w wysokości 50 tys. zł. 38 proc. beneficjentów wpłaciłoby pieniądze na lokatę, a 34 proc. zainwestowało w nieruchomość.

W ubiegłym roku IZFiA opublikowała "Raport z badania wizerunku funduszy inwestycyjnych", z którego wynika, że ci, którzy sparzyli się na rynku TFI do tej pory noszą w sobie uraz. Na pytanie "Jakie są według Pana/i największe bariery obecnie oferowanych funduszy inwestycyjnych?" 51 proc. osób, które kiedyś posiadało jednostki funduszy, odpowiedziało, że "złe doświadczenia z ostatnich lat".

Co piąty respondent z tej grupy uważa również, że inne formy inwestowania są bezpieczniejsze. Wśród obecnych klientów funduszy spory odsetek, bo 40 proc., również mówi o swoich negatywnych doświadczeniach inwestycyjnych, ale tylko 12 proc. wskazuje na inne produkty jako bezpieczniejszy sposób pomnażania pieniędzy.

RORy górą

Pozytywne wnioski z raportu są takie, że 23 proc. osób, które kiedyś miały jednostki funduszy inwestycyjnych jest zadowolonych z tej formy inwestowania, a jedna czwarta nie wyklucza w przyszłości powrotu na ten rynek.

Czerwcowa fala badań "Optymizmu inwestycyjnego", które od początku tego roku prowadzi IZFiA wskazuje na systematyczny wzrost zainteresowania funduszami. W styczniu na pytanie "Na inwestycje w które obszary jest w Pana/i opinii obecnie dobry moment?", 17 proc. ankietowanych wskazało na fundusze.

W marcu odsetek wskazań wzrósł do 22 proc. W ostatniej fali badania 30 proc. respondentów stwierdziło, że moment na inwestycję w fundusze jest odpowiedni.

Co ciekawe, podobnie jak siedem lat temu dużym zainteresowaniem cieszą się inwestycje w nieruchomości. W maju aż 59 proc. badanych wskazało na kupno mieszkania czy działki jako optymalny sposób pomnażania kapitału. To o 21 pb więcej niż w marcu. W styczniu na nieruchomości wskazało 39 proc. ankietowanych.

Na liście godnych uwagi możliwości pomnażania oszczędności wskazywanych w badaniu nie ma lokat, co jest istotną zmianą w stosunku do wspomnianych badań z 2009 r. Mimo to, depozyty bankowe cieszą się nieustająca popularnością.

W czerwcu, według NBP, poziom oszczędności osób prywatnych trzymanych w bankach wyniósł 645 779 mld zł i był wyższy o 1,1 proc. niż w maju. Tu ważna uwaga, ponieważ był to czwarty miesiąc z rzędu spadku wartości lokat bieżących i kolejny miesiąc przyrostu depozytów bieżących. W czerwcu na minimalnie oprocentowanych lub nieprzynoszących żadnego dochodu kontach osobistych leżało już 330 667 mld zł, aż o 7,6 mld zł więcej niż w maju.

Dla porównania, do funduszy inwestycyjnych napłynęło w czerwcu 1,4 mld zł, przyczyniając się do wzrostu wartości tego rynku o 0,5 proc. do 261 mld zł. Wzrost udało się osiągnąć tylko dzięki wpłatom do funduszy niepublicznych (ich udział w rynku wzrósł w czerwcu do 41,4 proc. z 39,8 proc. w styczniu). Spory odpływ odnotowały fundusze akcji (-5,5 proc.), mniejszy mieszane (-1,5 proc.). Najmocniej wzrosły aktywa funduszy surowcowych, bo aż o 15 proc. Przy niskiej bazie (0,4 proc. udziałów w rynku) rzeczywisty napływ pieniędzy nie jest jednak duży (niespełna 120 mln zł).

Aktywne zarządzanie

Dane NBP o gigantycznym napływie nowych środków na bieżące rachunki świadczy o niepewności wśród inwestorów, którzy wolą "zaparkować" pieniądze na nieoprocentowanym koncie, niż decydować się na potencjalnie ryzykowne inwestycje.

Badania IZFiA sugerują, że stopniowo przybywa jednak bardziej optymistycznie nastawionych inwestorów. W marcu tego roku tylko 1 proc. ankietowanych uważał, że moment na inwestowanie jest bardzo dobry, 21 proc. oceniało sytuację jako dobrą. W maju odsetek największych optymistów wzrósł do 4 proc. Nadal 21 proc. ankietowanych twierdziło, że moment na inwestycje jest dobry. Powody? Wśród badanych 18 proc. uważa, że sytuacja gospodarcza w Polsce jest dobra, 19 proc. ocenia, że ceny akcji są niskie, 23 proc. wskazuje na atrakcyjną ofertę inwestycyjną, a 16 proc. na niskie stopy.

Z drugiej strony, od marca wzrósł odsetek skrajnych pesymistów. Na koniec I kwartału 3 proc. inwestorów uważało, że moment na inwestycje jest bardzo zły. W maju - 5 proc. Nieznacznie przybyło zwolenników tezy, że czasy są raczej złe: z 23 proc. do 24 proc.

Co ciekawe o ile optymiści sytuację w Polsce postrzegają jako okazję inwestycyjną, to pesymiści uważają, że to jedna z największych dla nich przeszkód (30 proc. wskazań). Do inwestowania zniechęca ich również sytuacja na giełdzie (17 proc.). Dla optymistów klimat na parkiecie stwarza okazję inwestycyjną.

Wszystko zależy zatem od punktu widzenia. Stare powiedzenie mówi, że jeśli taksówkarz doradza ci inwestycję w jakieś aktywo, jak najszybciej je sprzedaj. Obecnie rynek jest w takim miejscu, że trudno przewidzieć, w którym kierunku pójdzie. Fundusze inwestycyjne są doskonałym wehikułem do asekurowania ryzyka rynkowego. Wysoka zmienność ostatnich tygodni sprawiła, że sporą popularność zyskały rozwiązania o największym poziomie bezpieczeństwa.

Aktywa funduszy gotówkowych i pieniężnych wzrosły w czerwcu o 120 mln zł do 30,6 mld zł (plus 0,4 proc.). Z kolei przykład funduszy surowcowych pokazuje, że nawet na tak niepewnym rynku można szukać okazji do maksymalizacji zysków. Aktywne zarządzanie inwestycją, przerzucanie środków z funduszu do funduszu, obserwacja rynku, pozwala pomnożyć kapitał, a na pewno ograniczyć ryzyko straty.

Konrad Grzelec, BGŻOptima

Dowiedz się więcej na temat: Chiny | USA | juan
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »