Argentyna tnie wydatki
Rząd Argentyny zamieni pożyczki bankowe denominowane w dolarach na peso. Nie będzie podwyżki podatków, ale nie obędzie się bez ostrych cięć wydatków publicznych. To główne założenia planu ratunkowego dla pogrążonej w kryzysie gospodarki.
Do momentu oficjalnego ogłoszenia planu ratunkowego dla Argentyny przez nowego ministra gospodarki Jorge Remes Lenicova, krążyło wiele spekulacji. Jednak rąbka tajemnicy uchylali m.in. przedstawiciele rządu. Peronista i gubernator prowincji Cordoba, Jose Manuel de la Sota, powiedział, że rząd planuje zrezygnować ze sztywnego kursu peso, który związany był od 10 lat z dolarem w stosunku 1:1. Wycofujemy się z systemu wymiany, a jeden peso nie będzie miał już wartości jednego dolara, co stanowiło największy problem w ostatnich miesiącach - mówił de la Sota dziennikarzom. Z kolei, według senatora Oscara Lamberto, nowy plan Argentyny pozwoli na współistnienie dwóch rynków walutowych - oficjalnego, ustanowionego przez władze, ze sztywnym kursem walutowym i wolnego, na którym dokonywanoby mniejszych transakcji i gdzie wartość waluty kształtowałyby siły popytu i podaży.
Rząd argentyński, chcąc uchronić gospodarkę przed jeszcze głębszym kryzysem, postanowił zamienić pożyczki bankowe denominowane w dolarach na peso oraz znacznie ograniczyć wydatki publiczne. Tuż po objęciu urzędu prezydenta, Eduardo Duhalde obiecał, że pieniądze trzymane na kontach bankowych, będzie można otrzymać w tej walucie, w której były wpłacane.
Pocieszeniem dla zdesperowanego społeczeństwa jest też fakt, że nie będzie podwyżek podatków. Jednak rezygnacja ze sztywnego kursu walutowego nieuchronnie wiąże się z dewaluacją peso, prawdopodobnie o 30-40 proc. To obniży zarobki i oszczędności milionów Argentyńczyków (ponad 80 proc. umów i zobowiązań finansowych, m.in. kredyty na samochód i mieszkanie, jest denominowanych w dolarach), doprowadzi do bankructwa tysiące firm i banków oraz spowoduje wzrost cen wielu towarów. Ale dewaluacja wydaje się być jedynym sposobem na pobudzenie gospodarki Argentyny, gdyż obniży koszty pracy i wartość eksportu. Chociaż dewaluacja może w krótkim okresie boleć, to w średnim i długim okresie pomoże argentyńskiej gospodarce - stwierdził w wywiadzie dla BBC gubernator Banku Anglii Eddie George.
Społeczeństwo boi się spadku wartości peso i hiperinflacji. Dlatego od kilku dni w bankach tłoczy się, pobierając możliwie najwięcej oszczędności ze swoich kont i kupuje importowane towary, które już zaczynają drożeć. Niektórzy na czarnym rynku wymieniają peso na dolary. Część sklepów już podniosła ceny zagranicznych wyrobów o ok. 25-40 proc. Hurtownicy czekają na dewaluację, która pozwoli im podnieść ceny towarów i na razie wstrzymują dostawy. Ponieważ w aptekach brakuje leków na raka, cukrzycę i AIDS, prezydent poprosił Brazylię o nadzwyczajne dostawy tych preparatów.
W czwartek wieczorem minął termin wykupienia przez Argentynę euroobligacji denominowanych we włoskich lirach, wartych w sumie 28 mln USD. Dług publiczny tego kraju, według najnowszych wyliczeń, wynosi już ponad 141 mld USD. Jorge Capitanich, szef gabinetu prezydenta Duhalde, powiedział, że Argentyna, która nie jest w stanie spłacić gigantycznego zadłużenia, wkrótce zamierza rozpocząć negocjacje z wierzycielami w sprawie jego restrukturyzacji.
KOMENTUJE DLA PG Rafał Antczak, analityk Fundacji CASE
Dla Polski niebezpieczny jest wzrost deficytu budżetowego - w 2002 r. ma on osiągnąć ok. 4 proc. PKB. W ostatnich latach Argentyna miała ok. 3,4 proc. PKB deficytu. W obu krajach występuje też wysokie bezrobocie. Wzrost gospodarczy w Argentynie, choć był wysoki w połowie lat 90., spadł na skutek kryzysu w innych krajach Ameryki Łacińskiej. Przez ostatnie kilka lat PKB jest tam ujemny. Argentyna ma ok. 30 mld USD rezerw walutowych, a my jeszcze mniej. Kryzys może nastąpić w każdej chwili, wiele zależy od tego, czy inwestorzy nadal będą zainteresowani Polską. Trzeba więc zmniejszyć deficyt budżetowy i pobudzić wzrost gospodarczy.