Bank Światowy: Nie róbta, co chceta

Polska musi zwiększyć budżet na inwestycje strukturalne oraz zmienić strukturę deficytu budżetowego, ponieważ jest wyższy niż powinien być - mówi Thomas Laursen, główny ekonomista Banku Światowego na Europę Centralną i kraje bałtyckie.

Bank Światowy w opublikowanym ostatnio dorocznym raporcie "Doing Business 2007" ocenił m.in. warunki do prowadzenia biznesu w 175 państwach. Polska znalazła się w tym rankingu na 75 miejscu, co oznacza spadek o jedno miejsce w porównaniu z ubiegłym rokiem. Pod tym względem wyprzedziły nas kraje bałtyckie. Czy to oznacza, że przy obecnym wzroście PKB powyżej 5 proc. i znacznym wzroście inwestycji zagranicznych rozwijamy się wolniej, czy to może kraje bałtyckie znacznie wzmocniły tempo rozwoju?

- To bardzo dobre pytanie! Co prawda spadek o jedno miejsce w tym rankingu może nie jest czymś bardzo dramatycznym, ale faktem jest, że jeżeli chodzi o prowadzenie działalności gospodarczej Polska plasuje się dużo niżej niż inni nowi członkowie Unii Europejskiej, np. Słowacja czy państwa bałtyckie. A jednym z ważnych obszarów, w których Polska pozostaje w tyle, są zagadnienia prawne, w szczególności egzekwowanie umów. Polska pozostaje w tyle za innymi krajami także m.in z powodu jakości zarządzania, przeszkód biurokratycznych czy wielu barier w prowadzeniu działalności gospodarczej.

Reklama

Jednak odnotowujemy dobry poziom zarówno wzrostu gospodarczego, który w tym roku sięgnie powyżej 5 proc. PKB, jak i wzrost inwestycji...

- To prawda, że wzrost w Polsce był bardzo dynamiczny, zwłaszcza jeśli chodzi o inwestycje. Trzeba jednak pamiętać, że Polska zaczynała od bardzo niskiego poziomu inwestycji. Rosły one bardzo dynamicznie na początku i w połowie lat dziewięćdziesiątych i do pewnego stopnia załamały się na początku nowego wieku. Więc obecna sytuacja, przynajmniej w części, stanowi odbicie się inwestycji od poziomu bardzo niskiego.

Inwestycje w sektorze prywatnym, choć w tej chwili bardzo dynamiczne, są hamowane przez niepewność w zakresie uregulowań prawnych. Ponadto na wolniejsze tempo inwestycji prywatnych w Polsce wpływa obecne wyhamowanie procesu prywatyzacji, jak też "letni" stosunek do inwestorów zagranicznych. Z kolei wydatki publiczne, które byłyby konieczne w sektorze infrastruktury i innych sektorach niezbędnych dla dalszego rozwoju Polski, są ograniczane przez brak pieniędzy w budżecie.

Jakie wydatki?

- W szczególności chodzi mi tu o porażkę próby reform wydatków socjalnych w Polsce. Finansów publicznych, jak do tej pory, nie udało się zreformować. Myślę więc, że gdyby poczyniono dalsze postępy w zakresie udoskonalenia środowiska gospodarczego, prowadzenia działalności gospodarczej czy też finansów publicznych, to Polska mogłaby się rozwijać jeszcze szybciej niż obecnie. Musimy poza tym pamiętać, że obecnie średnie dochody w Polsce, skorygowane, jeśli chodzi o koszt utrzymania, czy mówiąc inaczej "ważone" kosztami utrzymania, w dalszym ciągu osiągają wartość mniej więcej 50 proc., czyli połowy dochodów wypracowywanych w Europie Zachodniej.

Przed Polską są obecnie dwa rozwiązania.

Pierwszy scenariusz zakłada, że reformy nie będą przeprowadzone. W takiej sytuacji będzie niemożliwe utrzymanie poziomu rozwoju gospodarki w obecnym tempie, wzrost ulegnie jednak ustabilizowaniu, wyrówna się, a stopa wzrostu zmaleje co najwyżej do poziomu 3-4 proc. PKB. Natomiast jeśli zostaną podjęte niezbędne reformy, wówczas polska gospodarka może rozwijać się w tempie minimum 6 proc. PKB rocznie.

Polska ma już w przyszłym roku otrzymać duże fundusze strukturalne z Unii Europejskiej...

- Polska stoi teraz przed wyjątkową perspektywą. W latach 2007-2013 kwota dostępnych dla Polski funduszy strukturalnych z UE będzie wynosiła od 3 do 4 proc. PKB rocznie. Problem w tym, że jak do tej pory Polska nie zawsze wykorzystywała dotychczasowe unijne dotacje w sposób efektywny. Aby wykorzystać odpowiednio środki dostępne w nowym okresie finansowym UE, niezbędne jest podjęcie ponownych reform w dziedzinie wydatków publicznych. Po pierwsze, trzeba zwiększyć budżet na inwestycje strukturalne oraz w innych obszarach.

Trzeba także przebudować budżet - deficyt budżetowy jest obecnie wyższy niż powinien być i wyższy niż jest to wymagane przy przejściu na euro. Należy tutaj zauważyć, że obecnie w skład środków budżetowych zalicza się aktywa OFE. Jednak już w marcu 2007 r. środki te znajdą się poza budżetem, a deficyt budżetowy wyniesie około 4 proc. PKB. Aby spełnić kryteria przyjęcia euro, musi znajdować się poniżej 3 proc. PKB. Oznacza to, że w tej chwili nie ma przestrzeni budżetowej, aby zwiększyć wydatki w innych obszarach. Co więcej, nie ma w budżecie środków, które pozwoliłyby na obniżenie podatków, a w szczególności obciążeń kosztów pracy. Myślę tu o składkach na ubezpieczenie społeczne, które są w Polsce nadal niezwykle wysokie. Polski budżet wymaga zwłaszcza racjonalizacji wydatków społecznych. Do zreformowania są przede wszystkim dwa obszary - renty inwalidzkie i ubezpieczenia społeczne dla rolników. Ponadto trzeba unikać programów umożliwiających różnym grupom pracowniczym przechodzenie na wcześniejszą emeryturę.

Są to reformy bardzo trudne do przeprowadzenia ze względów społecznych i politycznych...

- Ale niezbędne! Bez tego nie będzie pieniędzy w budżecie na zwiększone inwestycje strukturalne i zmniejszenie podatków. Bez wątpienia obecna polityka rządu umożliwiająca powrót z OFE do ZUS oraz ułatwienia w przechodzeniu na wcześniejszą emeryturę nie sprzyjają reformom wydatków publicznych. Po drugie, naprawy wymaga obszar zarządzania finansami publicznymi. W Polsce poświęcono już wiele czasu i wysiłku na opracowanie narodowego planu rozwoju, jak też i innych opracowań strategicznych, takich jak programy rozwoju regionalnego, programy rozwoju poszczególnych sektorów.

Na przykład?

- Większość tych planów stanowi bowiem tylko zbiór intencji i pobożnych życzeń. Brakuje natomiast ważnej rzeczy - ścisłego określenia priorytetów strategicznych. A te będą już wymagały trudnych kompromisów politycznych i gospodarczych. Ponadto wyraźnego określenia wymaga średnioterminowy program inwestycji. Chodzi tu o programy inwestycji publicznych, które mają być współfinansowane ze środków pomocowych UE, ale również i o inne niezbędne publiczne inwestycje.

Czy szybko będą na to szanse?

- Uważam, że przede wszystkim potrzeba woli politycznej do podjęcia takich działań i określenia inwestycji w oparciu o najlepszy interes ekonomiczny, a nie o uwarunkowania polityczne. Innymi słowy, taki średnioterminowy plan inwestycyjny nie powinien podlegać zmianom tylko dlatego, że w międzyczasie zmienił się rząd i w związku z tym także zmianie uległy koncepcje gospodarcze. Decyzje inwestycyjne muszą być oparte o kryteria gospodarczo-ekonomiczne, a nie polityczne. Kwestią drugą jest zbudowanie odpowiednich zdolności analityczno-instytucjonalnych, potencjału analitycznego.

Czyli?

- Kolejne nowe rządy w Polsce wykazywały tendencje do modyfikowania priorytetów inwestycyjnych. A widać, że w kraju nie ma wystarczających mocy instytucjonalnych, aby móc wykonać analizę strategii inwestycyjnych. A te dwie rzeczy są ze sobą powiązane. Ponieważ bez zdolności instytucjonalnych do takich analiz dużo łatwiej jest siłom politycznym zmieniać i kształtować strategie inwestycyjne. I bardzo trudno jest obronić jakąkolwiek strategię inwestycyjną, jeśli nie ma technicznego potencjału analitycznego. W Polsce problem ten wydaje się być poważniejszy niż w innych nowych krajach UE.

Dlaczego?

- Jeśli porównamy Polskę z państwami bałtyckimi, to widzimy, że w Polsce jest o wiele mniej zgodności poglądów co do priorytetów gospodarczych. Jest to bowiem o wiele trudniejsze w dużych krajach, w których samorządy regionalne odgrywają dużą rolę, a administracja regionalna i samorządowa będzie odgrywała dużą rolę w zarządzaniu funduszami strukturalnymi UE.

Kraje bałtyckie zrobiły większe niż Polska postępy we wzmocnieniu administracji publicznej, zwłaszcza w obszarze planowania strategicznego i koordynacji strategii polityki gospodarczej. A te elementy będą kluczowe do skutecznego planowania, a następnie wykorzystania funduszy strukturalnych.

Reforma finansów publicznych i plany inwestycyjne powinny być połączone ze sobą poprzez średnioterminowe ramy fiskalne. W sytuacji idealnej ramy te obejmowałyby 10-15 lat, tymczasem chodzi mi tutaj o formalne ramy wydatków, określane na 3-4 lata. Ponieważ tylko w takim czasie najlepiej widać kluczowe kompromisy, które są wymagane. Taki horyzont pokaże nam bowiem, jak możemy planować, jaka jest luka pomiędzy potrzebami a możliwościami. Aby jednak ją zobaczyć, musimy dokonać operacji zestawienia ze sobą kilku czynników - o ile chcemy obniżyć deficyt budżetowy, o ile musimy zwiększyć inwestycje publiczne oraz obniżyć obciążenia kosztów pracy. Taka wizja opracowywania budżetu bardzo znacznie różni się od sposobu, w jaki jest on przygotowywany w Polsce. W Polsce budżet bowiem zatwierdza się przed nadchodzącym rokiem, nakłady inwestycyjne dzieli pomiędzy poszczególne ministerstwa, które same decydują, jak chcą zainwestować otrzymane środki.

Rozmawiała: Elżbieta Łapińska - Berling

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »