Import towarów do Polski wciąż przeważa nad naszym eksportem

Eksport daje bogactwo i rozwój gospodarczy. Polak nie jest tu mądry ani przed, ani po szkodzie. Nasz kraj nieustannie - od wielu już lat - więcej importuje niż eksportuje.

Gdy w II kwartale 2013 r. Polska po raz pierwszy od początku lat 90. odnotowała kwartalną nadwyżkę eksportu nad importem, wielu obserwatorom naszej gospodarki zabiły żywiej serca. Tchnęło to bowiem w nich nadzieję, że nasz kraj wydobędzie się wreszcie z nękającego go od wielu lat deficytu w handlu zagranicznym. Niestety, na razie te nadzieje się rozwiały, bo cały 2013 r. znów zakończyliśmy nadwyżką importu nad eksportem, a w 2014 r. ten deficyt handlowy się zwiększył.

Niestety, wszystko wskazuje na to, że w 2015 r. i w kolejnych latach, ten trend - utrzymujące się ujemne saldom handlowe Polski - się nie zmieni. M.in. ze względu na wydarzenia za naszą wschodnią granicą. Czyli z jednej strony poszerzające się rosyjskie embargo na polskie produkty, a z drugiej słaby rubel, obniżający w Rosji konkurencyjność towarów importowanych oraz słabnąca rosyjska i waląca się ukraińska gospodarka. Mityczne "rynki wschodnie", które miały dać naszym eksporterom eldorado, walą się w oczach.

Reklama

Źródło dobrobytu

Dlaczego to tak ważne? Dlatego, że silny eksport daje bogactwo i rozwój gospodarczy, co szczególnie widać w krajach eksportujących duże ilości ropy i gazu: Norwegii, Kuwejcie, Zjednoczonych Emiratach Arabskich czy Arabii Saudyjskiej. Kraje z nadwyżką eksportu nad importem cieszą się niskim bezrobociem (zwykle dużo niższym niż w Polsce), wysokim PKB na mieszkańca i wysokimi zarobkami, mniejszym zadłużeniem. Mają bardzo konkurencyjną i nowoczesną gospodarkę. Powstaje w nich więcej globalnych koncernów niż w państwach-importerach.

Wśród 20 krajów z najwyższym na świecie PKB na jednego mieszkańca, większość to państwa, które mają dużą nadwyżkę eksportu nad importem. To m.in. Szwajcaria, Szwecja, Niemcy, Dania, Holandia, Irlandia, Belgia i Singapur. W 2013 r. PKB Polski na głowę wyniósł, według danych MFW, 13,4 tys. dol. Podczas gdy w cieszących się od lat nadwyżką eksportu nad importem Czechach - 18,9 tys. dol. (nasz południowy sąsiad ma dwa razy niższe bezrobocie niż my), na Słowacji - 17,7 tys., a w Korei Południowej - 26 tys. Wyższe od Polski PKB na jednego mieszkańca, właśnie dzięki bardzo dużemu eksportowi, ma już nawet Rosja (14,6 tys. dol. w 2013 r.).

To wprost przekłada się na poziom życia, bo porównując gospodarcze statystyki poszczególnych krajów, łatwo wychwycić następującą zależność: im większe PKB na głowę, tym na ogół wyższe zarobki w danym kraju. Szczególnie wart uwagi jest przykład Korei Południowej, jeszcze 30 lat temu równie biednej, co Polska. Dziś ten azjatycki kraj, za sprawą silnego, rozwiniętego przemysłu, dającego mu dużą nadwyżkę eksportową, ma nie tylko dwa razy wyższe PKB per capita niż my, ale i trzy razy niższą od Polski stopę bezrobocia, a także jedne z największych na świecie koncernów: Samsung, LG czy Hyundai.

Swą dzisiejszą potęgę ekonomiczną zawdzięczają przede wszystkim eksportowi także Chiny oraz Niemcy, gospodarczy hegemon Europy. Nasz zachodni sąsiad do niedawna był największym eksporterem świata (wyprzedziły go w tej kategorii w ostatnich latach właśnie Chiny). Roczna wartość jego eksportu przekracza bilion euro (to siedem razy więcej niż w przypadku Polski).

Niemcy mogą pochwalić się też największą nadwyżką eksportu nad importem na świecie: w 2013 r. sięgnęła ona prawie 200 mld euro. Czyli była większa od całego polskiego eksportu (152 mld euro w 2013 r.). Rekordowo duży eksport daje Niemcom duże nadwyżki pieniężne, dzięki którym w ostatnim czasie mogli zrównoważyć swój budżet i zacząć obniżać zadłużenie państwa. Warto przy tym dodać, że Niemcy mają prawie dwa razy niższe bezrobocie niż Polska, mimo dużo wyższych kosztów pracy niż my. Te koszty jeszcze wyższe są w Szwajcarii, ale tam bezrobocie jest niemal trzykrotnie niższe niż u nas. Głównie dzięki silnemu, rozwiniętemu przemysłowi w tym kraju, który większość swej produkcji przeznacza właśnie na eksport, zapewniając Szwajcarii pokaźną nadwyżkę w handlu zagranicznym (29 mld euro w 2013 r.).

Import bezrobocia

Po drugiej stronie są m.in. Japonia i Francja, które z nadwyżki w handlu zagranicznym wpadły w ostatnich latach w deficyt. I towarzyszy temu ich stagnacja gospodarcza. Osobnym przypadkiem są Stany Zjednoczone, z potężnym deficytem w handlu zagranicznym, którego skutki niweluje im jednak posiadanie głównej światowej waluty. Popyt na nią jest tak duży (bo służy ona do handlu międzynarodowego i gromadzenia rezerw walutowych), że Amerykanie mogą ją wciąż w dowolnych ilościach dodrukowywać, pokrywając w ten sposób swe niedobory wynikłe z dużego deficytu handlowego. Jeśli bowiem dany kraj więcej importuje niż eksportuje, czyli więcej konsumuje niż produkuje, to musi z czegoś tę różnicę pokryć. Pokrywa ją na ogół, zadłużając się lub wyprzedając swój majątek (np. poprzez prywatyzację). W kraju z deficytem handlowym bardzo trudno mieć zrównoważony budżet i niskie podatki. Import to także wyprowadzanie miejsc pracy za granicę. Im więc on większy w danym kraju, tym mniej w nim pracy. Im mniej miejsc pracy i wyższe bezrobocie, tym niższe zarobki. Bo pracą też rządzą rynkowe reguły, prawo podaży i popytu.

Polskie zmagania z deficytem

Dobrze widać to na przykładzie Polski, która zmaga się z deficytem w handlu zagranicznym już od lat międzywojennych. Według danych GUS, podawanych w cenach bieżących, w 1929 r. import sięgnął w Polsce 342,2 mln dol., a eksport - 309,5 mln dol. Deficyt wyniósł więc 32,7 mln dol. W 1938 r. wyeksportowaliśmy towary za 225,1 mln dol., a sprowadziliśmy za 247 mln (deficyt - 21,9 mln). W tamtym czasie naszymi głównymi partnerami handlowymi były Niemcy, Stany Zjednoczone i Wielka Brytania.

Po II wojnie światowej, prawie przez cały PRL, bo aż do połowy lat 80. XX w., też mieliśmy nadwyżkę importu nad eksportem. Choć zmieniły się ich kierunki. W tym czasie najwięcej handlowaliśmy ze Związkiem Radzieckim, NRD i Czechosłowacją, a od połowy lat 70. także z RFN (Niemcy Zachodnie). Nasz deficyt handlowy za PRL cały czas rósł, by dojść w 1980 r. do poziomu 2,1 mld dol. W 1985 r. zamienił się on nadwyżkę (650 mln dol.), ale tylko za sprawą kryzysu (skutkującego silnym spadkiem importu) i amerykańskich sankcji gospodarczych, jakie dotknęły Polskę po ogłoszeniu stanu wojennego.

Tę nadwyżkę udało się utrzymać do 1990 r., ale później - po otwarciu polskiego rynku na zachodnie towary - było już tylko gorzej. W połowie lat 90. Nasz deficyt handlowy wynosił już 6 mld dol., a w latach 1995-2000 prawie się potroił, sięgając 17,3 mld dol. W 2005 spadł do poziomu 12,2 mld dol., by pięć lat później urosnąć do rekordowego poziomu 18 mld. Od tego czasu sukcesywnie i dość szybko spadał. W 2012 r. wyniósł 13,8 mld dol., w 2013 r. - jedynie 2,6 mld dol. Czyli najmniej od wielu, wielu lat.

Drenaż importowy trwa

To dlatego łatwo było uwierzyć, że już od 2014 r. zaczniemy wychodzić na plus w handlu zagranicznym. Niestety, stało się inaczej. W zeszłym roku nasz deficyt handlowy znów się powiększył, do 3,3 mld dol. I nic nie wskazuje na to, biorąc obecną sytuację gospodarczą w Polsce, UE i na świecie, żeby w tym roku lub kolejnych latach udało się ów deficyt zamienić w nadwyżkę.

To zła wiadomość. Importowy drenaż Polski będzie bowiem wciąż trwał, a jest on dla naszej gospodarki bardzo szkodliwy. Nasz deficyt w handlu zagranicznym tylko w latach 2002-2012, wyniósł, bagatela, 620 mld zł. Tyle pieniędzy wywędrowało z naszego kraju za granicę, choć duża ich część mogła w nim zostać. Niektórzy ekonomiści wprawdzie bagatelizują ten problem, twierdząc, że duża część polskiego importu to tzw. import inwestycyjny (związany z prowadzonymi inwestycjami), typowy dla krajów na dorobku, rozwijających się, takich jak Polska. Takimi krajami są jednak także Czechy, Węgry, Słowacja, Słowenia czy Korea Południowa, które mają nadwyżkę eksportu nad importem i to nie od wczoraj. Nie wspominając już o Chinach czy Brazylii, które są na jeszcze wcześniejszym etapie rozwoju gospodarczego i szczycą się dodatnim saldem w handlu zagranicznym.

Czas więc na porównania. W 2013 r. eksport Polski wyniósł 152 mld euro. To ósmy wynik w całej UE. Niby nieźle. Ale ponad dwa razy większy eksport (354 mld euro) miała w tym okresie Belgia z 11 milionami mieszkańców, dwukrotnie wyższy - 8-milionowa Szwajcaria (296,6 mld), a trzykrotnie (506 mld euro) - 17-milionowa Holandia. Ta ostatnia zawdzięcza to w dużej mierze wydobyciu gazu i ropy na Morzu Północnym, ale przecież deklasują nas też takie kraje europejskie, które wydobywają mniej surowców naturalnych niż my i muszą ich więcej importować. Np. Niemcy, wspomniana wyżej Belgia czy Szwajcaria. Deklasuje nas też Korea Południowa, która również nie ma wielu złóż surowców, a sprzedaje rocznie za granicę towary oraz usługi za ponad 400 mld euro i jej eksport ciągle rośnie.

Jeszcze gorzej wypadamy, jeśli porówna się wartość eksportu w przeliczeniu na jednego mieszkańca. W wielu krajach UE jest ona bowiem dużo wyższa niż w Polsce. Np. w Czechach, na Słowacji, Węgrzech, w Austrii, Danii, Szwecji i Irlandii - 2-3 razy większa. Wśród 28 krajów UE w 2013 r. nadwyżkę eksportu nad importem zanotowały: Czechy, Słowacja, Węgry, Słowenia, Niemcy, Szwecja, Irlandia, Włochy, Holandia, Belgia i Dania.

Fantastyczny wynik osiągnęła Irlandia, do niedawna pogrążona w recesji. Jej dodatnie saldo w handlu zagranicznym w 2013 r. przekroczyło 36 mld euro, a rok wcześniej - 42 mld euro. Dobrze prezentują się też - równie mocno dotknięte niedawnym kryzysem w strefie euro - Włochy, z 30 mld euro nadwyżki w 2013 r. Zwłaszcza, gdy weźmie się pod uwagę, że w ciągu roku zwiększyła się ona tam trzykrotnie, bo w 2012 r. wyniosła niecałe 10 mld euro.

Średniak wśród słabeuszy

Polska - pod względem salda w handlu zagranicznym - nie wypada najgorzej na tle całej UE. Należy do unijnych średniaków, bo nasz deficyt jest już niewielki w porównaniu np. z Francją, Wielką Brytanią, Grecją czy Hiszpanią. Po pierwsze jednak pogrążająca się w stagnacji gospodarka UE wypada dziś blado w zestawieniu z Azją czy USA. Więc jesteśmy średniakiem wśród słabeuszy.

Pobierz darmowy program do rozliczeń PIT

Po drugie zaś, niewielki już deficyt handlowy zawdzięczamy przede wszystkim nie polskim, rodzimym firmom, ale zachodnim koncernom, które przeniosły do nas, ze względu na niższe koszty, produkcję. Udział naszych własnych firm w eksporcie jest zdecydowanie niższy aniżeli np. w Niemczech. Poza tym mamy, jako kraj, warunki do tego, żeby w eksporcie osiągać dużo lepsze rezultaty. Musimy tylko lepiej niż dotąd te warunki wykorzystywać.

Polska bardzo szeroko otworzyła swój rynek na importowane towary jeszcze wtedy, gdy nie musiała tego robić. To zabiło wielu naszych producentów. Otworzyła się też bardzo na kapitał zagraniczny, przyciągając go ulgami podatkowymi (strefy ekonomiczne) i grantami inwestycyjnymi. I choć otwarcie się na ten kapitał pozwoliło na osiąganie nadwyżki eksportu nad importem Czechom, Węgrom czy Słowacji, u nas to samo się nie udało. Oczywiście, także dlatego, że wyżej wymienione kraje w przyciąganiu kapitału były skuteczniejsze niż my. Ale przede wszystkim z tego powodu, że nie tworzyliśmy przynajmniej równie dobrych warunków do prowadzenia biznesu, co one (chodzi np. o infrastrukturę transportową, która u naszych południowych sąsiadów była lepsza). I niestety, faworyzowaliśmy zagraniczne firmy kosztem rodzimych, m.in. podczas prywatyzacji państwowych przedsiębiorstw, co na razie na dobre nam raczej nie wyszło.

Jacek Krzemiński

Gazeta Bankowa
Dowiedz się więcej na temat: Polskie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »