Kryzys w strefie euro trwa w najlepsze

Minął październik, czyli miesiąc krachów, w którym nie dość, że żadnego załamania na rynkach nie było, to zanotowane wzrosty były na tyle spektakularne, by skłonić część obserwatorów niemalże do ogłoszenia końca bessy.

Powód optymizmu, podobnie jak wcześniej obserwowanego pesymizmu, jest niezmienny i nazywa się Grecja. Czy jednak sytuacja rzeczywiście tak wygląda? Wydaje się, że wielu obserwatorów zapomina o podstawowych prawach rządzących rynkami...

- Otóż Grecja, choć ważna, to samoistnie nie ma zdolności kreowania długoterminowych trendów na globalnych rynkach kapitałowych. Nastroje inwestorów są w dużo większym stopniu skorelowane z ich oczekiwaniami, co do kształtu koniunktury gospodarczej. Owszem, raporty medialne, a nawet liczne komentarze, starają się przypisywać ogromną rolę wydarzeniom w Atenach.

Reklama

Nawet zachowanie rynku w minionym tygodniu wydaje się potwierdzać słuszność tezy, że gospodarczy upadek Hellady wywołałby kataklizm na parkietach.

Nie jest to jednak prawdą. Rynki po prostu przeszły już tak daleką drogę, że pewna konsolidacja po zwyżkach się im należała. Dodatkowo obserwowane wcześniej wzrosty, nie należy tłumaczyć polepszeniem perspektyw dla rozwiązania kryzysu w strefie euro.

Łagodna recesja...

Co więc spowodowało październikowy rajd cen ryzykownych aktywów? Wytłumaczyć go można indeksem Citigroup Economic Surprise Index, który mierzy, jak bardzo publikowane dane makroekonomiczne w USA różnią się od wartości prognozowanych. Jeszcze niedawno wspomniany indeks wskazywał wyraźnie ujemne wartości, przekraczające -100 pkt., co oznaczało, że słaba kondycja gospodarki była ogromnym zaskoczeniem dla rynku. Obecnie jego wartość wzrosła do niemalże 20 pkt., czyli ostatnie publikacje wydają się oddalać widmo recesji w największej gospodarce na świecie. To właśnie dlatego ceny akcji wyraźnie wzrosły i to w szczególności za oceanem.

Europa

W Europie sytuacja prezentowała się gorzej, a jedynym winowajcą nie jest kryzys zadłużeniowy. Po prostu kondycja gospodarek na Starym Kontynencie jest słabsza. Wydaje się nawet, że inwestorzy zbyt pobłażliwie potraktowali ostatnie bardzo słabe publikacje danych gospodarczych oraz słowa nowego prezesa EBC - Mario Draghi'ego, który powiedział, że w strefie euro z końcem roku może nastąpić "łagodna recesja". To właśnie dlatego zdecydował się na odważny ruch, kontestujący prowadzoną przez swojego poprzednika politykę monetarną i obniżył stopy procentowe, już na pierwszym posiedzeniu gremiów zarządzających bankiem.

Ponadto brak recesji za Atlantykiem wcale nie jest taki przesądzony i ewentualne zniżki na parkietach, nie byłyby wyrazem pogorszenia sytuacji w Europie, ale próbą ponownego wyceniania dekoniunktury w USA.

Rzym się pali, Madryt się pali..

. A jak wygląda kwestia kryzysu zadłużenia? Na tym froncie wiele się nie zmienia. Grecja jest już najmniejszym, aczkolwiek najgłośniejszym, problemem. We Włoszech czy Hiszpanii nie widać specjalnej poprawy i wydaje się, że nawet pozytywne rozwiązanie problemów Aten, wiele tu nie zmieni.

Rzym czy Madryt zostały już bowiem skutecznie "zarażone". Zresztą ostatnie wypowiedzi europejskich polityków, po zaskakującej zapowiedzi greckiego referendum nad programem oszczędnościowym, wskazują, że tracą oni cierpliwość co do dalszego wspierania niepokornego państwa.

Oficjele niejako zabrnęli w ślepy zaułek, gdyż wyczerpały się im opcje szybkiego i skutecznego załagodzenia kryzysu. Nie są zdolni do poważnych reform unifikujących politykę fiskalną na poziomie strefy euro, a doraźna pomoc w postaci nieograniczonego skupu obligacji przez EBC została przekreślona na ostatniej konferencji prasowej nowego prezesa banku centralnego. Do pomocy nie palą się również kraje rozwijające, a Rosja czy Brazylia otwarcie zapowiedziały, że nie chcą pomagać za pomocą inwestycji w specjalne wehikuły inwestycyjne EFSF, ale poprzez MFW i zwiększenie w nim swoich udziałów.

Oznacza to, że właśnie powiększona skala funduszu ratunkowego najprawdopodobniej pozostanie kolejnym nieskutecznym narzędziem walki z kryzysem. Ile ich już było i każdy kolejny okazywał się fiaskiem? Jak widać, problem strefy euro jest niezmiernie daleki od rozwiązania i niewiele się w tej materii w ostatnim czasie zmieniło. Nie można więc mówić, że rajd cen akcji wynika z możliwego zakończenia kryzysu zadłużenia.

Łukasz Bugaj

On wciąż ma się bardzo dobrze. Autor jest ekonomistą, analitykiem Domu Maklerskiego Banku Ochrony Środowiska.

Gazeta Finansowa
Dowiedz się więcej na temat: wzrosty | najlepsze | kryzys w strefie euro | Nie dość | strefa euro
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »