NBP - nowy kandydat z łapanki

Rok 2006 był naprawdę wyjątkowy. Pomimo silnych zawirowań politycznych, gospodarczy statek pędził do przodu na pełnych żaglach. Proces wyboru prezesa NBP jaskrawo pokazuje, że rozdział gospodarki od polityki nie jest do końca możliwy. No i wtedy zaczynają się prawdziwe problemy.

Końcówka roku jest zatem dość pesymistyczna. Od kilku tygodni trwa "łapanka" na kandydata na Prezesa Narodowego Banku Polskiego. Inaczej tego nazwać nie sposób. Aktualnie rządząca koalicja wygrała bowiem ostatnie wybory "płynąc na fali anty-balcerowiczowskich" deklaracji. Zarówno prezydent jak i premier od miesięcy wskazywali Leszka Balcerowicza jako przykład błędnych i szkodliwych wizji gospodarczych.

Wicepremier-koalicjant zrobił z hasła "Balcerowicz musi odejść" kanwę swojego programu gospodarczego. Zupełnie nie zgadzam się z ich jakże dzisiaj łatwą krytyką ówczesnych reform, niemniej jednak wszyscy panowie są zawodowymi politykami i mają pełne prawo wypowiadać swoje krytyczne opinie.

Reklama

Z takiego zachowania wypływają jednak konkretne konsekwencje. Po pierwsze, skoro dotychczasowy prezes prowadził złą politykę oznacza to, że jego krytycy wiedzą jak powinna wyglądać ta dobra. Przecież za tą krytyką kryje się na pewno inna wizja rozwoju gospodarczego Polski. Skoro tak, to wiadomo, kto w odróżnieniu do dzisiejszego prezesa NBP inaczej przeprowadziłby reformy gospodarcze i prowadził inną politykę monetarną.

Po drugie, data odejścia krytyków Leszka Balcerowicza znana była od lat, a na pewno znana była już rok temu, kiedy tworzył się nowy rząd i nowa koalicja większościowa. Co więcej, głęboko wierzę w to, że jednym z powodów utrzymywania przez PiS koalicji z dwoma "egzotycznymi koalicjantami" była możliwość obsadzenia stanowiska prezesa NBP. Jak to jest więc możliwe, że po wielotygodniowych poszukiwaniach nie ma ani jednego kandydata.

Co to tak naprawdę oznacza? Rezygnacja jednego, zupełnie nie znanego dotąd profesora, pokazuje, że lista kandydatów była jednoosobowa. Na tak ważne stanowisko powinno być kandydatów kilkunastu, a rozmowy prowadzone z kilkoma na raz, przynajmniej do momentu oficjalnego ogłoszenia decyzji przez prezydenta RP.

Po trzecie, zaistniała sytuacja pokazuje brak zrozumienia mechanizmu działania rynku. Jakkolwiek by to zabrzmiało brutalnie, nazwisko kandydata i jego przeszłość są zupełnie drugorzędne. Najważniejszym czynnikiem są jego poglądy ekonomiczne i wizja przyszłości. Aby dać rynkom finansowym szansę na zrozumienie poglądów kandydata nie wystarczy ogłosić nazwiska i liczyć na to, że dostęp do przeglądarki internetowej załatwi resztę. W przypadku ostatniego z kandydatów, nie można było nawet znaleźć szybko i sprawnie jego ostatnich publikacji. Taki proces poznawania powinien trwać co najmniej rok i składać się z wywiadów, spotkań, kolejnych publikacji. W momencie obejmowanie urzędu kandydat powinien być już dawno znany i w pewnym sensie "przeanalizowany". Objęcie przez niego funkcji powinno przejść prawie niezauważone.

Rynki finansowe potrzebują stabilności i przewidywalności.

Cała zasada inwestowania polega bowiem na prawidłowej ocenie i wycenie ryzyka. W kwestii polityki monetarnej jest to szczególnie wrażliwe. Dlatego też przedstawienie kandydata na tak kluczowe stanowisko jest nie tylko wyrazem dojrzałości gospodarczej, ale pozwala dużo lepiej "ocenić" polski rynek, a przede wszystkim perspektywę jego rozwoju.

A tymczasem co? Wydaje się, że jedynym gwarantem stabilności i przewidywalności pozostaje dotychczasowy prezes NBP, Leszek Balcerowicz. Tym razem musi on jednak naprawdę odejść.

Nowe Życie Gospodarcze
Dowiedz się więcej na temat: prezes NBP | łapanki | kandydat
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »