Petrobaltic: inwestycje były źle przygotowane
Petrobaltic potwierdził nasze informacje, zgodnie z którymi jego inwestycje w przedsiębiorstwo zależne - Energobaltic - okazały się nietrafione. Przyznał także, że stracił kontrolę nad spółką-córką.
Petrobaltic (PB), zajmujący się wydobyciem ropy naftowej z Morza Bałtyckiego, zdecydował się kilka lat temu na budowę elektrowni we Władysławowie. Miał być w niej wykorzystywany gaz, uwalniający się podczas wydobycia ropy. W tym celu wybudowany został m.in. rurociąg o długości około 80 km. Inwestycja miała być realizowana za pośrednictwem Energobaltiku (EB). Problemy techniczne spowodowały spore opóźnienia.
Janusz Sowiński, wiceprezes Petrobaltiku i jednocześnie przewodniczący rady nadzorczej Energobalticu, twierdzi, że w momencie, gdy przyszedł do firmy (lipiec 2002 r.), otrzymał dokumentację, z której wynikało, że zwrot zainwestowanych środków nastąpi dopiero po 35-40 latach. - Od razu pojawiło się pytanie, dlaczego ten projekt jest w ogóle realizowany oraz skąd pochodzą różnice w wyliczeniach, jakie przedstawiano udziałowcom EB w momencie rozpoczynania inwestycji i kilka lat później - mówi J. Sowiński.
Dlaczego inwestycja w elektrownię i gazociąg nie okazała się dobrym projektem? Zdaniem J. Sowińskiego, problemy pojawiły się już na etapie projektowania i tworzenia harmonogramu przedsięwzięcia. Jedną z przyczyn był fakt, że nie zatrudniono osób przygotowanych merytorycznie do jego realizacji.
Odzyskać kontrolę
Petrobaltic posiada około 46% udziałów w Energobalticu. - Wywołuje to wiele komplikacji i stawia PB w roli statysty. Przykładowo, na ostatnim walnym zgromadzeniu wspólników, wbrew naszemu zdecydowanemu sprzeciwowi i mimo braku poparcia rady nadzorczej Energobaltiku podjęto uchwałę o zwiększeniu wynagrodzenia dla zarządu i przyznaniu kierownictwu sporych premii. Działo to się w sytuacji, gdy inwestycja była opóźniona o ponad 6 miesięcy, budżet przekroczono, a plan przychodów z przyczyn technicznych wyglądał bardzo źle - mówi J. Sowiński.
Sprawa wygląda tym gorzej dla Petrobaltiku, że zgodnie z umową podpisaną przez poprzedniego prezesa Jana Kurka, firma ma sprzedawać gaz Energobalticowi po cenie około 50-60 razy niższej niż rynkowa (jeden grosz za jeden metr sześcienny). Zdaniem J. Sowińskiego, te warunki są nie do przyjęcia. Petrobaltic powinien bowiem zarabiać na sprzedaży gazu.
Pieniędzy wciąż mało
Do tej pory Petrobaltic wyłożył około 22 mln zł na realizację energetycznej inwestycji. Poza tym firma objęła za 1,5 mln zł udziały w podwyższonym kapitale spółki zależnej oraz udzieliła gwarancji bankowych na 40 mln zł. - Przewidujemy, niestety, konieczność ponoszenia w niedalekiej przyszłości kolejnych wydatków. Wystąpiono do nas o przesunięcie w czasie spłaty udzielonych pożyczek. Zarząd PB zajmuje się aktualnie tą sprawą, gdyż w naszym planie na 2003 r. zakładaliśmy terminową spłatę. Musimy pomóc EB, ale też dbamy, aby problem ten nie uniemożliwiał nam wykonania planu finansowego na 2003 r. - dodaje J. Sowiński.
Inwestycje w elektrownię i gazociąg wspierały finansowo, poza Petrobaltikiem, również Bank Ochrony Środowiska i Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska.