Polityczna ruletka

Znaczenia przypadku, zwanego potocznie fartem, w życiu nie sposób przecenić. Jeżeli ktoś nie ma fartu, to mu Znaczenia przypadku, zwanego potocznie fartem, w życiu nie sposób przecenić.

Znaczenia przypadku, zwanego potocznie fartem, w życiu nie sposób przecenić. Jeżeli ktoś nie ma fartu, to mu Znaczenia przypadku, zwanego potocznie fartem, w życiu nie sposób przecenić.

Jeżeli ktoś nie ma fartu, to mu - jak się mówi - cegła w drewnianym kościele na głowę spadnie. Gdy go ma - by teraz odwołać się do nader aktualnego porównania - to na polu minowym znajdzie milion dolarów i jeszcze bezpiecznie go stamtąd wyniesie. Podobnie w życiu politycznym, jeżeli polityk ma szczęście, wychodzą mu nawet najbardziej ryzykowne przedsięwzięcia, z niebywale karkołomnej sytuacji wyjdzie obronną ręką i jeszcze wyciągnie z niej wymierne korzyści.

Pasuje to jak ulał do sytuacji, w jakiej znaleźli się przywódcy paru krajów. Oczywiście, w pierwszej mierze prezydent Stanów Zjednoczonych George Bush. Odsądzany od czci i wiary niemalże przez wszystkich, przez całą ăstarą EuropęÓ, z pewnością święci triumf. A przyczyną nie była wcale błyskotliwie przeprowadzona operacja "Iracka wolność" (bo ani ona taka błyskotliwa, a przede wszystkim jeszcze się nie zakończyła), ale autoryzacja jego poczynań przez naród iracki. Mocno nietęgie miny mają najwięksi adwersarze Busha, którzy - mimochodem - nie wyszli na obrońców narodu irackiego, ale krwawego "wujka Saddama". Zastanawiają się teraz, jak wyjść z tego z twarzą i nie stracić szansy na apetycznie wyglądające kawałki "irackiego tortu" - udział w odbudowie tego kraju.

Reklama

Tych dylematów nie mają nasi przywódcy: prezydent i premier. Mimo ewidentnie dzielących ich różnic, wbrew wielu znakom na niebie i ziemi, razem zagrali va banque. I wygrali. Że przypadek, że fart na który mieli minimalny wpływ? Tym lepiej dla nich. Utwierdza nas w tym stawianie Polski przez Amerykanów, nawet chyba trochę na wyrost, w jednym szeregu zwycięzców - ze wszystkimi tego konsekwencjami. Gorzej, że dylematów tych nie mają również rodzimego chowu polityczni przeciwnicy tych decyzji. A o tym, że nie mają, świadczy to, iż nabrali wody w usta w sprawie interwencji, za to otworzyli je w kwestii naszej akcesji do Unii Europejskiej. Bezprzykładny potok pustosłowia i taniej demagogii, jaki spłynął z mównicy podczas debaty sejmowej na ten temat, może przyprawić jedynie o ból głowy. I małe to pocieszenie, że prym wiedli najbardziej egzotyczni posłowie z najbardziej egzotycznych ugrupowań. Zapewne dlatego nie przyszło im do głowy, bo niby skąd, że jeżeli i w sprawie akcesji będziemy mieli, choćby tylko taki fart, to... daj Boże.

Jak się jednak okazuje, nawet ten polityczny fart nie chroni jednego z wymienionych bohaterów, tym razem premiera, przed coraz głośniejszymi pogłoskami o... rychłej dymisji. I chociaż trudno to sobie wyobrazić w tej chwili, to chętnych do politycznej sukcesji nie brakuje. Ba, na korzyść premiera działa nawet ich nadmiar. Ale to już naprawdę temat na oddzielny "kawałek".

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: polityczny | ruletka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »