Ronnie Biggs - legendarny farciarz

W jednej z wypowiedzi pod koniec żywota Ronnie Biggs gorzko podsumował swój los: "Nawet w Brazylii byłem więźniem. Być bohaterem napadu stulecia to żaden zaszczyt. Zmarnowałem życie.". Wynika z tego, że lepiej wziąć sobie do serca szczere wyznanie legendarnego rabusia, którego życiowy fart, był równocześnie klątwą.

Zdarza się, że w ekstremalnych momentach, kiedy nędza doskwiera aż do bólu, nawet porządny obywatel fantazjuje o spektakularnym napadzie na bank. Niewielu jednak jest zdolnych do przestępczych czynów, które w wyobraźni jawią się, jako niesamowite przygody. Nie zmienia to faktu, że wbrew etycznym normom, oglądając film o napadzie stulecia, kibicujemy bezkrwawym rabusiom.

Zmarł Ronnie Biggs - uczestnik "napadu stulecia"

Po pierwsze musi być plan. Przy wątłym świetle, w gęstych obłokach tytoniu, siedzi dwóch twardzieli i półgłosem omawiają szczegóły. Ty będziesz miał broń, ja będę kierowcą, synchronizujemy zegarki, wchodzimy tylnym wejściem, krzyczysz - ręce do góry! Pakujemy kasę do worków i nogi za pas, a potem gaz do dechy na lotnisko, w kieszeni "lewe" paszporty i lecimy do Brazylii. Jak trzeba zrobimy operację plastyczną i z wrednych oprychów zmienimy twarze na sympatycznych przystojniaków, którzy opalają się na plaży z drinkiem w dłoni i podziwiają fale do woli... Rozpoczynamy nowe życie.

Reklama

Chłopak z londyńskiej ulicy

To wydarzyło się naprawdę. Ronnie Biggs urodził się w 1929 r. w Londynie. Był przeciętnym angielskim chłopakiem, który dorastał na ulicy. Lubił napić się piwa w pubie na rogu, czasami zdarzyła się jakaś "draka", ale bez większych sensacji, co najwyżej szabrowanie w zbombardowanych ruinach... Po wojnie wstąpił do RAF-u i tutaj zaczęły się problemy, bo dość szybko okazało się, że ma "lepkie rączki". Po dwóch latach został dyscyplinarnie zwolniony z wojska za włamanie do sklepu chemicznego. Zaledwie miesiąc później został przyłapany na kradzieży samochodu. Dostał pierwszą odsiadkę.

Więzienie nie zdołało ostudzić jego złodziejskich ambicji, bo ledwie odzyskał wolność od razu wplątał się w nieudany napad na londyńską księgarnię. Kolejny wyrok. W więzieniu w Wandsworth poznał "pod celą" Bruce'a Reynoldsa, który uchodził za młodego bandziora z klasą. Ronnie jeszcze wtedy nie wiedział, że ta znajomość zmieni w niedalekiej przyszłości jego całe życie.

Gdy ponownie znalazł się na ulicach Londynu miał mocne postanowienie poprawy, chciał stać się zwyczajnym, szanowanym obywatelem. Wkrótce rozpoczął kurs stolarski wierząc, że zamiast posługiwać się łomem i wytrychem, świetnie poradzi sobie z dłutem i heblarką. Kryminalne przygody uznał za głupotę młodości, miał już trzydzieści lat, chciał się ustatkować. Tym bardziej, że w 1960 r. poznał miłość swego życia - Charmian Powell, panienkę z dobrego domu. Przed jej ojcem, który był dyrektorem szkoły podstawowej Ronnie nie mógł "szczycić się" karierą drobnego recydywisty. Mimo, że Charmian miała tylko dwadzieścia jeden lat postanowili wziąć ślub. Młoda małżonka szybko zaszła w ciążę, wzięli kredyt i zamieszkali w uroczym domku na peryferiach.

Nietypowe urodziny

Lato 1963 r. było w Londynie gorące, na każdym rogu dudniła muzyka Beatlesów i zimna wojna nie zdołała ostudzić temperamentu pokolenia, które nieuchronnie wchodziło w erę rewolucji seksualnej. Dla Ronniego Biggsa, świeżo upieczonej głowy rodziny, skończyła się zabawa. Nadchodziła kolejna rata spłaty kredytu za dom, dziecko miało swoje potrzeby, a on łapał się dorywczych zajęć i nie wyrabiał "na zakręcie". Wtedy pojawił się stary kumpel Bruce Reynolds z szelmowskim uśmieszkiem i propozycją nie do odrzucenia. Zaproponował udział w napadzie na pociąg pocztowy relacji Londyn - Glasgow.

Reynolds był mózgiem operacji, Biggs miał znaleźć kolejarza, który miałby pomóc im w robocie, poza tym miał spełniać rolę "fizycznego". Ronnie odnalazł wiekowego speca od lokomotyw o pseudonimie Papież. Piętnastoosobowa ekipa była w komplecie. Czekali na sygnał.

Los chciał, że "godzina zero" wybiła w dniu trzydziestych czwartych urodzin Biggsa - 8 sierpnia 1963 r. Dzień wcześniej Ronnie powiedział żonie, że jedzie na wyrąb lasu, bo potrzebuje drewna do swojego warsztatu. O trzeciej nad ranem pociąg Royal Mail zatrzymał się niedaleko Ledburne w hrabstwie Backinghamshire na czerwonym świetle, fałszywie uruchomionym, dzięki sześciowoltowej baterii. Z niskiego nasypu na dach pociągu wskoczyli rabusie w przebraniu pracowników kolei, odcięli kable telefoniczne i bez trudu obezwładnili maszynistę i jego pomocnika. Następnie odpięli wagony, zostawiając jedynie te, w których przewożone były pieniądze. Kilkudziesięciu kolejarzy siedzących w tym czasie w odciętych wagonach nie miało pojęcia co się święci. Niespodziewanie w lokomotywie plan się komplikuje, jednemu z rzezimieszków puściły nerwy i uderza stalową pałką w głowę maszynisty, który natychmiast traci przytomność. Okazuje się, że Papież nie ma zielonego pojęcia jak odpalić maszynę napędzaną silnikiem diesla. Szczęśliwie udaje im się ocucić maszynistę i zmusić go, żeby podjechał na most, pod którym czekała furgonetka wraz z samochodami, które miały zabrać ekipę w bezpieczne miejsce.

Udało się. Lokomotywa wraz z wagonem wypełnionym pieniędzmi podjeżdża na most, na pace furgonetki ląduje sto dwadzieścia lnianych worków. Łup był oszacowany na trzysta tysięcy funtów. Gdy docierają na farmę Leatherslade, oddaloną o czterdzieści kilometrów od miejsca, gdzie zatrzymała się lokomotywa i rzucająsię na worki, okazuje się, że ukradli ponad 2,5 mln funtów. Napad stulecia trwał godzinę i dwadzieścia minut

Następnego dnia, Ronnie wrócił z "wyrębu" z dolą wynoszącą 150 tys. funtów. Miasto wrzało. Policja w gorączce poszukiwała zbiegłych z fortuną złodziei. Po kilku dniach na komisariat zadzwonił rolnik z okolic Leatherslade z informacją, że w pobliżu farmy widział podejrzane pojazdy. We wskazanym miejscu policjanci znaleźli samochody, uniformy pracowników kolei i puste, lniane worki. Motywowana naciskami polityków policja działała wyjątkowo sprawnie. Ronnie Biggs został aresztowany czwartego września. Nie miał żadnych szans, bo jego alibi zostało natychmiast wykluczone. W przededniu napadu zmarł jego brat o czym dowiedziała się żona i niezwłocznie powiadomiła lokalną policję, żeby odnalazła jej męża "w lasach" i poinformowała go o tragicznym zdarzeniu. Poza tym, zostawił odciski palców na opakowaniu po keczupie znalezionym na farmie.

Proces był krótki, a kary wyjątkowo surowe. Każdy ze schwytanych uczestników napadu dostał trzydzieści lat za kratami. Na przekór podbudowanej sukcesem policji, społeczeństwo potępiło zbyt surowe kary. Ostatnim z zatrzymanych był Bruce Reynolds, który niezwłocznie po akcji ewakuował się z rodziną do Meksyku, a następnie do Kanady. Wrócił jednak po cichu do Anglii w 1968 r., skuszony wizją kolejnego, wielkiego napadu na pociąg. Został zatrzymany i skazany na 25 lat.

Los uciekiniera

Ronnie Biggs nie zamierzał dzielić losu kolegów odsiadując wieloletni wyrok w "rodzimym" zakładzie Wandsworth do jego ostatnich, długich dni. Po południu 8 lipca 1965 r., Biggs dostał pozwolenie wyjścia na spacerniak. Nagle, zza więziennego muru, wyłoniła się zamaskowana głowa w kominiarce, a następnie na placu wylądowała zrzucona drabina sznurkowa, po której błyskawicznie wspięło się czterech więźniów. Strażnicy nie mogli temu zapobiec, bowiem zostali zablokowani "zadymą", rozpętaną przez innych więźniów starających się pomóc uciekinierom.

Człowiek, który brał udział w napadzie stulecia i dokonał tak zuchwałej ucieczki z więzienia natychmiast zdobył uznanie prasy i sympatię tłumów. Ronnie Biggs rozpoczął medialną karierę.

W przebraniu marynarza dotarł do Antwerpii, a potem przedostał się do Paryża, gdzie poddał się operacji plastycznej. Z nową twarzą i nowym paszportem wyjechał niezwłocznie do Australii. Wkrótce dotarła do niego żona. Jak wspominała po latach w swojej biografii, mimo, że już wtedy rozpoczęła w Anglii inny etap w życiu, nadal bardzo kochała Ronniego. Postanowiła rozstać się z kochankiem, dokonać aborcji na jego dziecku, zwieść policję i bezpiecznie dotrzeć wraz z dziećmi Biggsa do Australii. Mieli tam wieść spokojny żywot szczęśliwej rodziny.

Sielanka trwała jednak dość krótko. Dola z napadu stulecia szybko stopniała, bo została zainwestowana w nową tożsamość i ucieczkę, a Biggs musiał imać się dorywczych zajęć, żeby zarobić na chleb. Często zmieniali miejsce zamieszkania. Pewnego razu, pracował przy budowie scenografii do serialu telewizyjnego dla Chanel 9 i nagle hitem porannego programu tej stacji stał się news, że oto słynny przestępca miewa się doskonale w Australii. Ronnie ponownie musiał ruszyć w trasę.

Ustalili, że rodzina (żona i trzej synowie) zostają na miejscu, natomiast on, znów pod przybranym nazwiskiem, w 1970 r., uciekł do Brazylii. Zadekował się w tłocznym Rio de Janeiro, gdzie stopniowo sięgał bruku. Kontakt z ukochaną rodziną ograniczył się do wymiany kaset magnetofonowych, nazwanych przez prasę - Love Tapes. Dwa lata później w tragicznym wypadku samochodowym zginął ich najstarszy syn - dziesięcioletni Nick. Biggs miał już dość, chciał się poddać.

Szczęście w nieszczęściu

Zew wolności był silniejszy. Ratując się przed całkowitym bankructwem zdecydował się w 1974 r. na wywiad dla poczytnego, brytyjskiego brukowca - "Daily Express" za co dostał 35 tys. funtów. Nie zdołał jednak przewidzieć, że tropem dziennikarzy podąża niestrudzony inspektor Scotland Yardu - Jack Slipper, który tropił go od momentu ucieczki z zakładu karnego. W efekcie Ronnie trafił do brazylijskiego aresztu. W tej z pozoru beznadziejnej sytuacji ponownie ocalił go życiowy fart - Brazylia nie miała podpisanej z Wielką Brytanią umowy o ekstradycję, a ponadto nigdy w historii nie wydała ojca dziecka, które urodziło się w tym kraju, a tak się szczęśliwie złożyło, że ówczesna kochanka Biggsa była z nim w ciąży.

Znowu odzyskał wolność, a inspektor Slipper musiał powrócić "z kwitkiem" do domu. Nie zmieniło to jednak bolesnego faktu, że w obliczu brazylijskiego prawa Biggs, mimo względnej swobody, miał status przestępcy i obejmował go zakaz pracy. Na domiar złego, rozpadło się jego małżeństwo z ukochaną Charmian, która za grube pieniądze sprzedała prasie historię swojej burzliwej miłości z przestępcą, założyła wydawnictwo i zerwała z nim wszelki kontakt.

Zdesperowany uczestnik napadu stulecia nie miał już nic do stracenia, a jego jedynym źródłem dochodu stało się pozowanie do zdjęć turystom i udzielanie wywiadów coraz mniej zainteresowanym gazetom. Od czasu do czasu zdarzyło się jednak, że bywał bardziej opłacalną atrakcją, jak choćby biorąc udział w teledysku utworu grupy Sex Pistols - "Nikt nie jest niewinny".

Zdegradowanemu do roli maskotki legendarnemu złodziejowi zawsze jednak sprzyjało szczęście w nieszczęściu. W 1981 r. został porwany przez ekskomandosów, którzy dopadli go podając się za reporterów "National Geographic", wywieźli go na Barbados, a następnie chcieli odsprzedać władzom Wielkiej Brytanii. Ale i tam też nie było umowy ekstradycyjnej i Biggs bezpiecznie wrócił do Rio. Dzięki temu wydarzeniu znów zrobiło się o nim głośno w światowych mediach, a na powitanie jego brazylijski synek Michael zaśpiewał zadedykowaną mu piosenkę własnego autorstwa. Wkrótce talent Michaela podchwyciła telewizja, a koncern CBS nagrał z nim płytę, co zagwarantowało rodzinie kilka lat względnej stabilności finansowej. Oprócz tego, Biggs został poniekąd zrehabilitowany przez Brazylię, mógł towarzyszyć synowi w tournée i szukać legalnej pracy.

Klątwa przestępcy

Starzejący się Ronnie nie mógł już za wiele zaoferować pracodawcom, tym bardziej, że po wylewie został częściowo sparaliżowany i ledwo mówił. Jedynym co mógł uczynić było napisanie własnej biografii, która pochlebnie została przyjęta przez krytykę i na powrót wrócił do łask mediów. Za namową brytyjskiej gazety "The Sun" w 2001 r., w wieku 71 lat powrócił do kraju i dobrowolnie zgłosił się do więzienia. Twierdził wówczas, że jedyne o czym marzy to wypić piwo w swoim ulubionym pubie. Żeby umożliwić zrealizowanie tego prostego marzenia, oddany syn Michael rozpoczął wieloletnią walkę o jego wcześniejsze zwolnienie, bo przecież pozostało mu dwadzieścia osiem lat wyroku. Ostatecznie wyszedł na wolność tuż przed osiemdziesiątymi urodzinami, a w zasadzie wyjechał na wózku inwalidzkim. Zmarł cztery lata później, w grudniu 2013 r.

W jednej z wypowiedzi pod koniec żywota Ronnie Biggs gorzko podsumował swój los: "Nawet w Brazylii byłem więźniem. Być bohaterem napadu stulecia to żaden zaszczyt. Zmarnowałem życie.". Wynika z tego, że lepiej wziąć sobie do serca szczere wyznanie legendarnego rabusia, którego życiowy fart, był równocześnie klątwą.

Michał Mądracki

Private Banking
Dowiedz się więcej na temat: napad
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »