Rząd uderza w koncerny farmaceutyczne

Premier Donald Tusk poinformował, że rząd przyjął pakiet ustaw zdrowotnych. Przewidują one m.in., że samorządy, które nie przekształcą szpitali w spółki, będą musiały spłacać ich długi; ceny i marże leków finansowanych przez NFZ będą ustalane urzędowo.

Premier Donald Tusk poinformował, że rząd przyjął pakiet ustaw zdrowotnych. Przewidują one m.in., że samorządy, które nie przekształcą szpitali w spółki, będą musiały spłacać ich długi; ceny i marże leków finansowanych przez NFZ będą ustalane urzędowo.

W pakiecie nie ma ustawy o dobrowolnych dodatkowych ubezpieczeniach zdrowotnych. Ustawa o działalności leczniczej nie zakłada obowiązkowego przekształcania szpitali w spółki (pierwszy pakiet ustaw zdrowotnych PO z 2008 r. zakładał, że szpitale miały być przekształcone obligatoryjnie), ale zgodnie z nowymi przepisami samorządy, które nie przekształcą szpitali, będą musiały pokryć ich zadłużenie w ciągu trzech miesięcy od upływu terminu zatwierdzenia sprawozdania finansowego. W przypadku niewywiązania się z tego samorządy w ciągu 12 miesięcy będą zmuszone do zmiany formy organizacyjno-prawnej szpitala (przekształcenie szpitala w spółkę kapitałową, jednostkę budżetową, samorządowy zakład budżetowy albo instytucję gospodarki budżetowej).

Reklama

Leki będą refundowane

Projekt tzw. ustawy refundacyjnej przewiduje, że stałą cenę leku refundowanego Ministerstwo Zdrowia będzie negocjowało z producentem. Od jej wartości będzie ustalana urzędowa marża - w wysokości 5 proc. Oznacza to, że ceny leków refundowanych nie będą mogły być ani niższe, ani wyższe od ustalonych. Ustawa wzbudza liczne kontrowersje. Obecnie apteki stosują liczne promocje na leki finansowane przez NFZ, niektóre z nich można kupić nawet za kilka groszy lub złotówkę. Tusk podkreślił, że przepisy zawarte w tzw. ustawie refundacyjnej dotykają interesów koncernów farmaceutycznych, ale są korzystne dla pacjentów.

Bez egzaminu i stażu

Projekt przewiduje także likwidację Lekarskiego Egzaminu Państwowego i stażu, co - według premiera - umożliwi absolwentom uczelni medycznych szybsze podejmowanie pracy w zawodzie, a tym samym będzie to rozwiązanie korzystne dla pacjentów. Nowe przepisy zawarte są w nowelizacji ustawy o zawodzie lekarza i lekarza dentysty, która wchodzi w skład rządowego pakietu zdrowotnego. - Chcemy, aby ktoś, kto zakończył sześcioletnie i bardzo wymagające studia medyczne, mógł przystąpić do wykonywania zawodu - podkreślił premier. Zaznaczył, że zajęcia wykonywane do tej pory na stażu lekarskim będą przeniesione na ostatni roku studiów. W ocenie Tuska egzamin lekarski jest "jedną z wielu biurokratycznych barier, które utrudniają absolwentom szkół medycznych wejście do zawodu". Premier podkreślał, że wiedzę absolwentów medycyny weryfikują egzaminy składane podczas studiów.

Premier zapowiedział też krótszą i prostszą drogę dojścia do specjalizacji medycznych. - Spodziewamy się oporu pewnych grup zawodowych, w tym lekarzy, bo to zwiększy konkurencję na rynku, ale mamy dużo argumentów i sądzę, że przekonamy oponentów - powiedział.

W 2008 zatrzymało nas weto

Premier przypomniał, że pierwsza próba zreformowania systemu ochrony zdrowia w 2008 r. nie uzyskała akceptacji ówczesnego prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który zawetował kluczowe ustawy. - To kazało odczekać nam jakiś czas, dzisiaj wracamy do tej sprawy projektami ustaw, które po pierwsze mają na uwadze dobro pacjenta - mówił Tusk. Dodał, że nowe ustawy doprowadzą m.in. do skrócenia kolejek, ułatwią dochodzenie odszkodowań za błędy medyczne oraz skrócą czas edukacji lekarzy, a tym samym spowodują, że będą oni szybciej podejmować pracę. Interes pacjentów?

Premier podkreślił, że nowe przepisy dotykają interesów koncernów farmaceutycznych - Tutaj zdecydowanie stawiamy na interes pacjenta, a więc na możliwie tanie leki i zdajemy sobie sprawę, że nie spotka się to z entuzjazmem tych, którzy na lekach zarabiają, ale jesteśmy zdeterminowani, dobrze rozpoznaliśmy tę kwestię - zaznaczył Tusk. Dodał, że tzw. ustawa refundacyjna pozwoli na obniżenie cen leków poprzez m.in. zmniejszenie marży hurtowej. - Na pewno nie spotka się z miłym przyjęciem ze strony tych, którzy handlują lekami - powiedział.

We wtorek rząd przyjął pierwszą część ustaw z pakietu zdrowotnego. Wprowadzają one m.in. dochodzenie odszkodowań z tytułu błędów medycznych bez konieczności występowania na drogę sądową, likwidację Lekarskiego Egzaminu Państwowego i stażu oraz zapisy do lekarzy przez internet.

Prezes Śląskiej Izby Aptekarskiej Stanisław Piechula o przyjętym w czwartek przez rząd projekcie tzw. ustawy refundacyjnej: "Ta ustawa refundacyjna nie dość, że podtrzymuje skomplikowany system obliczania ceny leku, to w dodatku go jeszcze bardziej komplikuje. Prawie nikt nie jest w stanie się zorientować, gdzie dodano, gdzie odjęto. Dopiero jak się zmienią ceny, to po jakimś czasie analitycy policzą, że znowu per saldo zyskał tylko NFZ, a pacjenci zapłacili więcej, choć wszyscy obiecywali, że będzie taniej.

Ministerstwo planuje zabrać hurtowniom i aptekom

630 mln zł, pytanie tylko, ile z tego otrzyma pacjent, a ile NFZ? Historia zmian cen leków w ostatnich latach wskazuje, że pacjenci nigdy nie zyskali. Ktoś, kto tworzył te przepisy chyba nie wie, na jakiej zasadzie się to na rynku odbywa. Bo jeżeli pacjent przyjdzie do apteki i kupi lek za 1 grosz, to na paragonie będzie 3,20 zł. Właściciel apteki niejako z własnej kieszeni daje darowiznę. Więc de facto jest stała cena, jest stała marża, a polskie prawo - przynajmniej ta ustawa - nie zabrania nikomu dawania darowizny. Ta ustawa wyraźnie mówi, że lekarz jest odpowiedzialny za to, żeby recepta była tylko dla pacjenta ubezpieczonego i żeby na tej recepcie był lek, który jest temu pacjentowi potrzebny. Za nic innego lekarz nie odpowiada, może bazgrolić, robić, co chce, i to niezgodnie z rozporządzeniem w sprawie recept lekarskich, pod które podlega. Jeśli apteka zrealizuje źle wystawioną receptę, to fundusz odbierze jej refundację. Wpisano to chyba po to, żeby pacjenci biegali i poprawiali recepty, aż będą dobre. Całkowicie próbuje się zwolnić lekarzy z odpowiedzialności za wystawienie recept. To odwrócenie kota ogonem i łamanie ustawowego prawa pacjentów do leków jako świadczeń gwarantowanych" Rozwiązania dotyczące przekształceń szpitali w ustawie o działalności leczniczej mogą w praktyce oznaczać duże finansowe obciążenie dla samorządów - oceniają eksperci.

Ustawa o działalności leczniczej dotyczy funkcjonowania szpitali, nie zakłada obowiązkowego przekształcania lecznic w spółki (pierwszy pakiet ustaw zdrowotnych PO z 2008 r. zakładał, że miały być one przekształcone obligatoryjnie). Zgodnie z nowymi przepisami samorządy, które nie przekształcą szpitali, będą musiały pokryć ich zadłużenie w ciągu trzech miesięcy od upływu terminu zatwierdzenia sprawozdania finansowego. W przypadku niewywiązania się z tego samorządy w ciągu 12 miesięcy będą zmuszone do zmiany formy organizacyjno-prawnej szpitala (przekształcenie szpitala w spółkę kapitałową, jednostkę budżetową, samorządowy zakład budżetowy albo instytucję gospodarki budżetowej).

"Proces przekształcenia został uproszczony, unikamy procesu likwidacji - to jest dobre, natomiast dość słabo jest to finansowane. Zostają wszystkie długi wynikające z umów cywilnoprawnych, umorzeniu podlegają bowiem tylko długi publiczno-prawne ZOZ-ów, czyli ZUS, podatki. Pozostają do zapłacenia te często największe długi - z tytułu dostaw usług itp. Tu może być obawa o kondycję samorządów, które przejmą te długi. To będzie dla nich finansowo bardzo bolesny proces" - ocenia była wiceminister zdrowia w rządzie Jerzego Buzka Anna Knysok, obecnie zastępca dyrektora Zespołu Szpitali Miejskich w Chorzowie.

"Bardzo dużo samorządów nie ma pieniędzy na pokrycie tych zobowiązań. Jeśli szpital ma 30 mln zł długu, to który samorząd to zapłaci? Niektóre nie mają nawet możliwości zaciągnięcia takiego kredytu - roczny budżet im nie pozwala, bo przekroczą ustawowy poziom dozwolonego zadłużenia. 3-miesięczny termin pokrycia straty szpitala jest zbyt krótki i powinien zostać przedłożony. Całkowicie wystarczający jest natomiast roczny termin na przekształcenie szpitala" - ocenia Knysok.

Projekt przewiduje też dotację celową na spłatę zobowiązań cywilnoprawnych w razie zawarcia ugody z wierzycielami. Podmioty tworzące szpitale-spółki otrzymają dotację w wysokości wartości umorzonych w wyniku ugody kwoty głównej lub odsetek z tytułu zobowiązań cywilnoprawnych oraz wynikających z zaciągniętych kredytów bankowych pozostałych do spłaty. "Firmy nie zgodzą się rezygnować ze znaczącej kwoty zobowiązań, na odsetki mogą się zgodzić, ale to nie jest ta wysokość zasadnicza. Naprawdę będzie ciężko. Mimo tych zastrzeżeń zmiany uważam za konieczne. Dość już zamiatania tych długów pod dywan, dość tolerowania zadłużania się. Dla samorządów może to być bardzo trudne, choć może się nareszcie zainteresują kondycją swoich jednostek i przestaną tolerować takie zadłużanie" - mówi Knysok, która była współautorką reformy służby zdrowia, wprowadzającej kasy chorych.

Również byłego ministra zdrowia w gabinetach Leszka Millera i Marka Belki Marka Balickiego niepokoją rozwiązania zapisane w projekcie. "Intencja tego rozwiązania sprowadza się do tego, żeby samorządy zobligować do tego, aby się bardziej interesowały swoimi placówkami i ich wynikami finansowymi - rozumiem to. Natomiast niepokojące może być to - bo wiemy, że Narodowy Fundusz Zdrowia ma za mało pieniędzy - że na samorządy zostanie przerzucona część obowiązku finansowania świadczeń" - powiedział PAP Balicki. Przypomniał, że szpitale muszą przyjmować pacjentów, a Narodowy Fundusz Zdrowia nie pokrywa wszystkich kosztów. "W dodatku w najbliższych latach nie będzie pokrywał, bo te perspektywy nie są wesołe. To znaczy, że to jest jakieś ukryte przerzucenie części obowiązków finansowania świadczeń na samorządy. Jeśli samorządy by się na to zgodziły, to znaczy, że mają pieniądze, to wtedy dobrze, ale nie jestem pewien, czy samorządy mają na to pieniądze" - dodał. Balicki przyznał, że tylko część szpitali dba o swoje szpitale i rzeczywiście pilnuje ich sytuacji finansowej, inne "czekają, co będzie". Dlatego zapisaną w projekcie ideę większej odpowiedzialności organów założycielskich za swoje jednostki uważa za słuszną. "Nie wiem natomiast, czy to narzędzie jest przemyślane, i nie wiem, czy jest dogadane z samorządami. Z informacji, które ja mam, to samorządy zostały zaskoczone takim rozwiązaniem. Tak nie można tworzyć prawa w demokratycznym państwie" - ocenił.

INTERIA.PL/PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »