Suma wszystkich strachów

"Czarny łabędź" nie jest może pojęciem często używanym przez ekonomistów, ale od ostatniego kryzysu finansowego zaznajamia się z nim coraz więcej inwestorów. Najkrócej mówiąc "czarne łabędzie" to wydarzenia, które występują niezwykle rzadko, przez co nie sposób je przewidzieć, ale gdy już się pojawią, ich skutki są piorunujące.

"Czarny łabędź" nie jest może pojęciem często używanym przez ekonomistów, ale od ostatniego kryzysu finansowego zaznajamia się z nim coraz więcej inwestorów. Najkrócej mówiąc "czarne łabędzie" to wydarzenia, które występują niezwykle rzadko, przez co nie sposób je przewidzieć, ale gdy już się pojawią, ich skutki są piorunujące.

Przykładowo, przez ostatnie kilka dekad ceny nieruchomości w USA, albo rosły, albo się stabilizowały. Dlatego instytucje finansowe modelujące przyszłość w oparciu o historyczne dane, przyjęły założenie, że silne spadki są praktycznie niemożliwe i odpowiednio do tej tezy dostosowały politykę kredytową.

Rzeczywistość brutalnie zweryfikowała taką strategię i kiedy mało prawdopodobne (według klasycznych miar statystycznych) zjawisko wystąpiło, zmieniło się wszystko - w system finansowy uderzył kryzys porównywalny z tym z lat 30. ubiegłego wieku.

Reklama

Dla uproszczenia można przyjąć, że "czarne łabędzie" to zdarzenia, których nikt nie mógł przewidzieć aż do momentu ich wystąpienia, chociaż to założenie krzywdzące niszowych myślicieli, najczęściej uznawanych przez tzw. media "głównego nurtu" za oszołomów.

"Czarnym łabędziem" był m.in.: atak terrorystów na World Trade Center - nikt się tego nie spodziewał, ale konsekwencje były niewyobrażalne - po jego wystąpieniu USA za priorytet w polityce zagranicznej uznały walkę z terroryzmem, co stało się pretekstem do wojen w Iraku i Afganistanie.

Próbując znaleźć przyszłe "czarne łabędzie", aby zminimalizować ich wpływ na nasze decyzje, powinniśmy odszukać obszary wiedzy, gdzie zdecydowana większość uczestników przyjmuje założenie, które w konkretnych, bardzo specyficznych warunkach może okazać się błędne.

Ostatnio obserwujemy wysyp takich zdarzeń, których skutki będą kolosalne, choć trudne do przewidzenia. Rewolucja na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej czy tsunami w Japonii to tylko niektóre z nich.

Swego czasu Warren Buffett stwierdził, że rządowa agencja gwarantująca kredyty hipoteczne w USA, Fannie Mae, miała w sobie więcej katastrofalnego ryzyka niż Berkshire Hathaway. Według niego bardzo potężny huragan czy trzęsienie ziemi mogły poczynić większe straty w Fannie Mae niż w Berhshire Hathawy, chociaż ta druga firma jest największym na świecie ubezpieczycielem szkód poniesionych w katastrofach i klęskach żywiołowych. Nikt nie chciałby na własnej skórze weryfikować tej hipotezy, ale trzęsienie ziemi i tsunami w Japonii najpewniej wymusi taki test.

"Prawdopodobnie w północno-wschodniej Japonii jest obecnie więcej szkód materialnych nieobjętych ubezpieczeniami niż po którejkolwiek katastrofie w historii. Takie nieubezpieczone szkody najmocniej uderzają w banki. 77 Bank, skoncentrowany w strefie klęski żywiołowej, jest sprawdzianem. Nie jest to test, których chciałbym osobiście powtórzyć, ale uważam, że ostatecznie będziemy w stanie potwierdzić obserwację Buffetta, iż banki nie przepadają za ubezpieczeniami katastrofalnymi".

John Hampton, zarządzający funduszem hedgingowym Bronte Capital

"Japoński kryzys atomowy może doprowadzić do długotrwałego zamknięcia największych reaktorów energii atomowej, które ucierpiały w czasie trzęsienia ziemi oraz tsunami. Societe Generale Commodities Research ocenia straty w 2011 r. na ok. 52 terawatogodzin atomowej energii (z 278 terawatogodzin wytwarzanych metodą jądrową w 2010 r.), co będzie musiało zostać zrekompensowane przez pozostałe elektrownie - głównie węglowe (39 proc.) i gazowe (47 proc.). Dlatego nasi koledzy podnieśli właśnie o 10 proc. prognozę dla ceny gazu w Europie w II kw. 2011 r.".

Didier Laurens, analityk Societe Generale

W ramach ćwiczenia możemy postawić pytanie "co jeśli" i na końcu wstawić scenariusz rynkowy, który większość ekonomistów i analityków skwitowałaby popukaniem się w czoło i pobłażliwie kpiącym uśmiechem. Co niespodziewanego mogłoby przekreślić tzw. bazowy scenariusz dla każdej z trzech największych gospodarek świata? Przypadku Japonii, już niestety nie musimy rozważać? Ale co może wydarzyć się na rynkach, jeśli w USA trzy lata po recesji ceny nieruchomości spadną o kolejne kilkanaście procent, a bank centralny po wygaśnięciu programu QE2 zasili banki kolejnym zastrzykiem kapitału? Co jeśli USA straciłyby najwyższy rating, a Chiny "obrażone" na psucie dolara gwałtownie ograniczyłyby zakup obligacji USA? Co jeśli ropa będzie najdroższa w historii, ponieważ jej największym producentom zaczną kończyć się złoża lub na skutek zamieszek politycznych zostaną zakręcone kurki? Co z surowcową hossą i inflacją, jeśli dolar uznany zostałby przez inwestorów za jedyną godną zaufania walutę? Co stałoby się ze światową gospodarką, jeśli Chiny przestałyby zalewać zagraniczne rynki podróbkami markowych dóbr i przeniosłyby środek ciężkości polityki gospodarczej z eksportu na import (kosztem wysokich rezerw walutowych) i podnoszenie poziomu życia własnych obywateli. Co jeśli polscy kredytobiorcy franki na spłatę rat kupowaliby po kursie 3,50 zł? Co jeśli te procesy zaszłyby jednocześnie albo w krótkim okresie jeden po drugim?

Łukasz Wróbel

Private Banking
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »