Znikają budki telefoniczne

"Dziennik Łódzki" ostrzega: gdy rozładuje nam się telefon komórkowy, nie będziemy mogli wezwać straży, pogotowia, policji. Do końca roku z ulic Łodzi zniknie bowiem co druga budka telefoniczna. W latach następnych może być ich jeszcze mniej.

Telekomunikacja Polska zabiera z polskich ulic telefony, bo nie przynoszą zysku. W miastach opłacalny jest co ósmy aparat, a na wsi co 25. Doprowadziły do tego wszechobecne komórki i pozwolenie Urzędu Komunikacji Elektronicznej. UKE uznał, że wystarczy jedna budka na 950 mieszkańców gminy. Do listopada 2006 był jeden aparat na 500 osób - przypomina gazeta.

Planowaną przez Telekomunikację Polską likwidację aparatów najbardziej odczują osoby starsze, których nie stać na komórkę. Niewesołe miny mają także strażacy i policjanci.
- Nie potrafię obsługiwać komórek. Gdy jestem poza domem, dzwonię z budki telefonicznej. Nie rozumiem, dlaczego ma być ich mniej. Już teraz czasem trzeba szukać sprawnego aparatu przez pół godziny - narzeka emerytka z Łodzi Zofia Zakrzewska.

Reklama

Likwidacja budek to zmartwienie dla strażaków.
- Ciągle wiele osób dzwoni z budek i wzywa nas do pożaru - mówi rzecznik Komendy Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej w Łodzi Piotr Cholajda. "Głównie są to zgłoszenia z miast, bo na wsiach już prawie nie ma budek" - dodaje.

Dlaczego UKE pozwolił TP SA na demontaż aparatów publicznych?
- Telekomunikacja ma ustawowy obowiązek utrzymywania telefonów publicznych, ale spółka skarżyła się, że budki są deficytowe i coraz mniej osób z nich korzysta - tłumaczy rzecznik UKE Jacek Strzałkowski.
- Po długich analizach uznaliśmy, że wystarczy jeden telefon na 950 osób, na 2 tys. mieszkańców musi być zamontowany aparat dostosowany do potrzeb niepełnosprawnych - wyjaśnia.

W 2008 r. TP SA będzie mogła znów wystąpić z wnioskiem o zmniejszenie liczby budek. Taki wniosek trzeba uzasadnić ekonomicznie. Jednak - pisze dziennik - nie będzie to trudne. Z badań wynika, że tylko 10 proc. publicznych telefonów jest rentownych. W miastach opłacalny jest co ósmy aparat, a na wsi co 25.

UKE, zanim zezwolił na zmniejszenie liczby ulicznych aparatów, zlecił badanie opinii publicznej. Wynikało z niego, że 81 proc. respondentów w ciągu roku nie dzwoniło z budki. Spośród 19 proc. korzystających, aż 65 proc. czyniło to sporadycznie. Ankietowani uznali, że dzwoniliby częściej, gdyby usługa telefoniczna była tańsza. Niewiele osób wskazywało na małą liczbę aparatów na ulicach; aż 92 proc. przyznało, że posiada telefon komórkowy - podaje "Dziennik Łódzki".

PAP/Dziennik Łódzki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »