Dotacje czyli administracyjna dżungla

Rozmowa z Andrzejem Sadowskim, ekonomistą, wiceprezydentem i założycielem Centrum im. Adama Smitha.

Widzi Pan zmiany, które następują w gospodarce dzięki dotacjom unijnym, szczególnie w sektorze MSP?

- Zmian za dużo nie widać, ale te które można zaobserwować są niestety negatywne.

Ciekawy punkt widzenia, a konkretniej?

- Pomoc unijna może być udzielona jedynie nielicznym. W Polsce jest około trzech milionów małych i średnich przedsiębiorstw i nie ma szans, aby wszystkie mogły skorzystać z dotacji. Korzystają nieliczni. To powoduje sytuacje, o których wspominał mi jeden z beneficjentów tej pomocy, który jest dużym przedsiębiorcą i za środki unijne zakupił linię technologiczną. Trochę wcześniej jego sąsiad, który latami budował przedsiębiorstwo, zaciągał kolejny kredyt na dalszy rozwój firmy.

Reklama

Nagle pojawiły się pieniądze pozwalające otrzymać te same rzeczy, które wcześniej były wynikiem pewnego procesu - zaradności życiowej, ciężkiej pracy oraz ryzyka, które się ponosiło. Efekt? Przedsiębiorca, który zaryzykował i zaciągnął duży kredyt staje przeciwko przedsiębiorcy, który dostaje finansowanie ze środków unijnych na podobną inwestycję. Przedsiębiorca "unijny" może zaproponować tańsze produkty, ponieważ ma pieniądze, które go tak naprawdę niewiele kosztują i może być "konkurencyjny" wobec przedsiębiorców pracujących latami na swoją rynkową pozycję.

Beneficjent, z którym rozmawiałem powinien być zadowolony z zaistniałej sytuacji, jednak sam przyznał, że taki układ jest nieuczciwy i niszczący dla rynku. Ci, którzy ciężko zdobywali pozycję są wypychani z rynku przez tych, którzy nie musieli ryzykować. Łatwy pieniądz skłania do hazardowych zachowań. Dotacje są fałszywymi sygnałami wysyłanymi do przedsiębiorców. Wygrywa ten, kto napisze ładniejszą aplikację lub ma po prostu "dostęp" do rozdzielających środki a nie ten, kto naprawdę dokonuje odpowiedzialnych wyborów. Ta "pomoc" dla przedsiębiorców przypomina ratowanie ryb od utonięcia.

Niszczy naturalny mechanizm konkurencji jaka istnieje pomiędzy firmami na rynku. W tej walce tylko na moment zwyciężają ci, którzy dostali łatwe pieniądze. Niszczony jest ład rynkowy, który pokiereszowany i osłabiony da na koniec słabszą gospodarkę. Nie wyciągnięto żadnej lekcji z tego, co stało się w byłej NRD.

Brzmi to strasznie pesymistycznie, ale przecież nie takie są chyba intencje decydentów unijnych

- Oczywiście można wierzyć, że za dotacjami stoi dobra intencja urzędników, ale próba administracyjnego wyznaczania kto wygra, a kto przegra, jest jedną z najbardziej szkodliwych ingerencji w rynek. Naturalny porządek kształtujący rynek to konkurencja działających na nim przedsiębiorców, którzy sami z siebie muszą dokonywać pewnych wyborów i podejmować ryzyko. Wszystko po to, aby osiągnąć zysk, a jest to możliwe, kiedy zadowala się coraz większą grupę konsumentów, a nie pisząc podania o dotacje. Podam przykład polskich emigrantów lat 80., którzy trafili do USA i Kanady. Ci w USA praktycznie nie otrzymywali pomocy.

Ci w Kanadzie mieli mieszkanie i regularny zasiłek. Po kilku latach emigranci w USA, którzy musieli liczyć na siebie mieli własne przedsiębiorstwa, na własność dom, samochody. Emigranci w Kanadzie byli nadal na garnuszku pomocy i rzadko który miał taką siłę woli, aby samemu stanąć na własnych nogach. Polscy rolnicy wygrali konkurencję z unijnymi, bo nie mieli dotacji albo nie miały one większego znaczenia. Po otwarciu granic wygrali z silnie dotowanym, czyli uzależnionym od pomocy rolnictwem UE. Wygrali, bo byli rynkowo zorientowani. Przegrają jak upodobnią się do tych, z którymi dają sobie tak świetnie radę.

Przykład wschodnich landów Niemiec zdaje się potwierdzać Pana tezę.

- Niemiecki rząd jeszcze przed przystąpieniem Polski do UE wystąpił do Komisji Europejskiej o olbrzymie dotacje na przeszkalanie w konkurencyjności przedsiębiorców ze wschodnich landów, którzy według własnego rządu mieli sobie nie poradzić z konkurencją przedsiębiorców z Polski. Żadne pieniądze jak widać nie pomogły.

To my kolonizujemy dziś te tereny, to polskich przedsiębiorców władze wschodnich landów zachęcają, aby się u nich osiedlali, ponieważ ci sztucznie wykreowani i podtrzymywani przedsiębiorcy wschodnioniemieccy nie są w stanie zapewnić rozwoju gospodarczego. Bogactwo bowiem nie bierze się z wydawania i rozdawania pieniędzy.

Trudno nie dostrzec jednak, że dzięki dotacjom poprawiają się warunki prowadzenia biznesu.

- Unia Europejska deklaruje, że zamierza osiągnąć pozycję równorzędną z USA. Nie osiągnie tego, jeżeli będzie zmuszać przedsiębiorców - na ich zresztą koszt - do innowacyjności, bo administracyjnie się innowacyjności nie wymusi. Jeżeli rząd francuski będzie zajmował się tworzeniem konkurencyjnej do Google przeglądarki internetowej, to są to nie tylko stracone pieniądze, ale coś znacznie groźniejszego. To niszczenie i zastępowanie rynku przez rząd. Dziś rządzący mają ochotę zastąpić Google - a jutro?

Czy mam rozumieć, że udzielanie dotacji unijnych porównać można do ekosystemu, którego naturalny rozwój został w sposób sztuczny zakłócony

- Jeśli ten system dotacji i podobne do przedstawionego myślenie o konkurencji zostanie przez dłuższy czas utrzymane, to Unia Europejska może pożegnać się ze swoją pozycją ekonomiczną. Już teraz przegrywa konkurencję ze światem. Obrona stanu posiadania poprzez zamykanie granic i rynków, wysokie cła i protekcjonizm tylko przyśpieszy utratę dotychczasowej pozycji. Tak - to ingerencja w rodzaj ekosystemu.

Wróćmy do polskiego sektora MSP. Dla wielu przedsiębiorców starania o dotację to niezła szkoła życia, żeby nie powiedzieć - przetrwania. Muszą się wykazać zaradnością. Czy to nie jest dobra strona pozyskiwania dotacji?

- Raczej nie. Cała energia jest ukierunkowana raczej na to, aby być "zaradnym inaczej". Zamiast działać na rynku, tworzyć nowe produkty, zderzać się z konkurencją, świadczyć lepsze usługi, polscy przedsiębiorcy ćwiczą się w pisaniu jak najlepszych aplikacji i szukaniu firm, które profesjonalnie zajmują się pozyskiwaniem dotacji unijnych albo dotarciem do podejmujących decyzje. Zamiast walczyć na konkurencyjnym, ale wolnym rynku zapuszczają się w administracyjną dżunglę, gdzie ich dotychczasowe umiejętności z normalnego świata na niewiele się zdają.

No tak, ale w końcu efektem tych starań jest pozyskanie dotacji.

- O ile do tego dochodzi. Bariery w ich uzyskaniu są w Polsce kilka razy większe od tych, które sama Unia Europejska od nas egzekwuje. Zostały sztucznie przez rządzących podwyższone. Sprawiają, że po którejś tam próbie zdobycia środków przedsiębiorca przekonuje się, że lepiej, szybciej, taniej a przede wszystkim normalniej jest iść do banku, gdy ma się dobry pomysł i projekt. Coraz częściej okazuje się, że przedsiębiorcy wcale tych dotacji nie chcą.

Przedsięwzięcia nie znoszą długich okresów między pomysłem a jego realizacją. Dotyczy to zwłaszcza sektora MSP, gdzie pomysł można i należy realizować bez zbędnej zwłoki. Czekanie na dotację zwiększa tylko możliwość porażki, bo w tym czasie ktoś inny może zacząć podobną rzecz uruchamiać. Cały system aplikacyjny ze swej istoty i wbrew naturze działania MSP, uniemożliwia szybkie reakcje na trendy rynkowe i ich zmiany, które zawsze będą szybsze niż kolejny wymyślony przez urzędników "program na dostosowanie się do nowych trendów".

Ale przecież gros projektów dla MSP tworzonych jest właśnie z myślą o podnoszeniu innowacyjności gospodarki.

- Innowacja będzie przedsiębiorcy o tyle potrzebna, o ile przyniesie mu dodatkowy zysk. Przedsiębiorca nie może być sztucznie innowacyjny tylko po to, aby powiększyć statystykę "innowacyjnych przedsiębiorców". Tworzenie sztucznych zachęt do bycia innowacyjnym nie sprawi, że przedsiębiorca i gospodarka staną się nagle bardziej konkurencyjni. Jak powiedział jeden z doradców ekonomicznych prezydenta USA, dolar zarobiony na nowoczesnej technologii i dolar zarobiony na frytkach jest tym samym dolarem. Zysk jest przewidywalną i najlepszą od zarania świata motywacją.

Polska ma uzyskać pieniądze na poprawę konkurencyjności gospodarki między innymi po to, aby trafiało tu więcej inwestycji zagranicznych. Natomiast nikt nie jest w stanie zrozumieć, że największą innowacyjnością jaką sobie można wyobrazić jest konkurencyjny system podatkowy i prawny. To on powoduje, że nagle zaczynają pojawiać się inwestorzy. Zmiana jakości naszego systemu byłaby znacznie lepsza niż rozdawanie pieniędzy. Pieniądze się po pierwsze skończą a po drugie rozdawanie deformuje wolny rynek i próbuje upodobnić przedsiębiorców do klientów pomocy społecznej.

Grzegorz Stech

Fundusze Europejskie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »