Jak przedsiębiorczy Polacy nie płacą ZUS-u?
Potrzeba jest matką wynalazku i chociaż pod względem innowacji nasza gospodarka nie stoi mocno na tle reszty kontynentu, o tyle w kwestii falandyzacji prawa zdaje się jesteśmy liderami. Polscy przedsiębiorcy znaleźli sposób na to, by legalnie nie płacić obowiązkowych składek ZUS - donosi Gazeta Wyborcza
Pośrednicy oferują przedsiębiorcom fikcyjny etat w Wielkiej Brytanii lub na Litwie i to wystarcza, by na mocy rozporządzenia 1408/71 z 14 czerwca 1971 r. być zwolnionym z płacenia obowiązkowej daniny (najczęściej około 850 zł miesięcznie) na rzecz ZUS. Miesięczny "abonament" kosztuje około 500 złotych, w ramach "optymalizacji" można korzystać z państwowej służby zdrowia. Przedsiębiorcom zostaje w kieszeni ponad 350 złotych i niestety puste konto emerytalne.
Resort pracy zwleka z wyjaśnieniem
- Rozwiązanie problemu przedsiębiorców, którzy unikają płacenia składek do ZUS-u, to nie jest dla nas pilna sprawa - usłyszała reporterka RMF FM Agnieszka Witkowicz w Ministerstwie Pracy. Polacy fikcyjnie zatrudniają się na część etatu w Wielkiej Brytanii lub na Litwie. W naszym kraju prowadzą działalność, a tam płacą składki. Niższe niż w Polsce.
Jak się nieoficjalnie dowiedziała nasza reporterka, aby skutecznie walczyć z oszustami niezbędne jest porozumienie minister pracy Jolanty Fedak z jej odpowiedniczką w Wielkiej Brytanii. Sprawa musi się rozegrać na najwyższym szczeblu, bo brytyjski odpowiednik ZUS, a także inspekcja pracy nie chcą współpracować z naszymi urzędami.
Żeby rozwiązać tę sprawę potrzebne są kontrole na Wyspach, ponieważ tam działają firmy, w których fikcyjnie są zatrudniani Polacy. Nasze Ministerstwo Pracy działa jednak wyjątkowo opieszale. Do tej pory nikt z resortu nie zadzwonił jeszcze do ZUS, żeby poznać szczegóły sprawy. - Jest na to jeszcze za wcześnie - usłyszała w biurze prasowym resortu reporterka RMF FM. Sama minister Jolanta Fedak jest bardzo zajęta i by udzielić merytorycznej odpowiedzi potrzebuje czasu co najmniej do poniedziałku.
***
Fedak: W przyszłym tygodniu rząd zajmie się fikcyjną pracą za granicą
W przyszłym tygodniu resort pracy przeanalizuje sytuację prawną osób, które fikcyjnie zatrudniają się za granicą, by nie płacić w Polsce składek na ZUS - powiedziała minister pracy Jolanta Fedak.
O tym, że Polacy prowadzący niewielkie firmy, np. taksówkarskie, i fikcyjnie zatrudniają się w Wielkiej Brytanii, na Litwie czy w Szwecji, napisała w czwartek "Gazeta Wyborcza". Według niej działają wyspecjalizowane grupy pośredników, które za 499 zł załatwiają fikcyjne zatrudnienie poza Polską. W efekcie drobny przedsiębiorca nie musi płacić 850 zł miesięcznie składki do naszego ZUS, ale tylko niecałe 500 zł pośrednikowi. Proceder taki, jak zaznaczyła GW, nie jest sprzeczny z prawem, dowodzi jedynie, że nasze przepisy są "dziurawe".
- W każdym państwie europejskim istnieją inspekcje pracy, które mogą skontrolować osoby fikcyjnie zatrudnione i zawiadomić o tym polskie władze, np. ministerstwo pracy czy ZUS. Nigdzie przecież nie można udawać, że się pracuje - powiedziała Fedak.
Zaznaczyła, że nie zna jeszcze sytuacji faktycznej, nie zajmowała się też szczegółowo rozwiązaniami prawnymi regulującymi zasady zwolnienia z obowiązku odprowadzania składek na ZUS przez osoby zatrudnione za granicą, chociażby na część etatu. Zapewniła jednak, że "szczegółowo się temu przyjrzy".
Poproszony o komentarz minister w kancelarii premiera Michał Boni powiedział, że "nie wszystko, co piszą gazety, jest prawdą", ale zapewnił, że rząd zainteresuje się zjawiskiem zatrudniania za granicą dla uniknięcia opłacania składek ubezpieczeniowych w Polsce.
Prezes Związku Rzemiosła Polskiego Jerzy Bartnik powiedział, że nigdy nie słyszał, "aby mali przedsiębiorcy rejestrowali się za granicą tylko po to, żeby zaoszczędzić 300 zł na składkach na ZUS".
- To przecież duże ryzyko. Taką osobę łatwo znaleźć chociażby wtedy, gdy przyjdzie do lekarza i będzie musiała pokazać dokument potwierdzający, że jest ubezpieczona w Polsce - powiedział Bartnik. Jego zdaniem na fikcyjne zatrudnianie mogą decydować się co najwyżej osoby młode, zajmujące się świadczeniem usług niematerialnych, doradczych, informatycznych, które być może kiedyś pracowały za granicą. - Na pewno nie jest to jednak zjawisko masowe, powodujące milionowe uszczuplenia w ZUS - dodał.
Dr Robert Gwiazdowski z Centrum im. Adama Smitha powiedział PAP, że "skoro proceder rejestrowania się za granicą, i w ten sposób unikania ZUS w Polsce, jest legalny, to nie ma żadnego powodu, by takie osoby ścigać". Jego zdaniem nic w tej sprawie nie będzie też mógł zrobić minister pracy.
- Nie można zapominać, że cała ta sprawa wynika z niezwykle wysokich obciążeń fiskalnych przedsiębiorców. Trzeba wprost powiedzieć, że pracujący nie oszczędzają na własne emerytury, jak głoszą zwolennicy nowego systemu emerytalnego opartego na ZUS i OFE, ale płacą podatki na cudze emerytury. Dlatego ZUS chce ich ścigać. Gdyby odkładali dla siebie, to mieliby prawo zrezygnować z emerytury w Polsce - uważa Gwiazdowski.
Czytaj także:
Lekarze wypowiadają wojnę ZUS-owi