Mamy najdroższy gaz w Europie
Polska płaci obecnie ok. 350 dol. za 1000 m sześc. gazu, podczas gdy na tzw. rynku spotowym jest to ok. 280 dol. - ocenili analitycy, z którymi rozmawiała PAP. Z powodu niższych cen "na spocie", kraje Europy Zachodniej negocjują ceny w kontraktach z Gazpromem.
Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo (PGNiG) nie ujawnia cen surowca w kontrakcie z Gazpromem - są one objęte tajemnicą handlową. Wicepremier, minister gospodarki Waldemar Pawlak zapowiedział niedawno, że po zawarciu porozumienia gazowego podjęte będą negocjacje cenowe z rosyjskim dostawcą.
W przeciwieństwie do kontraktów długoterminowych, na tzw. rynku spotowym zawierane są krótkoterminowe transakcje na dostawy gazu np. dostawy miesięczne.
- W Polsce mamy w tym momencie jedną z najwyższych cen gazu w Europie - powiedział PAP analityk Domu Maklerskiego BZ WBK Paweł Burzyński. Według jego szacunków cena ta w trzecim kwartale wyniosła 361 dol. za 1000 m sześc.; w czwartym kwartale minimalnie spadła. - Problem polega na tym, że w naszym kontrakcie z Gazpromem cena gazu jest powiązana z ceną produktów ropopochodnych. Jednak jest to relacja historyczna, ponieważ po kryzysie cena ropy rośnie, a cena gazu spada w związku z tzw. boomem łupkowym w USA - uważa analityk. Wyjaśnił, że rynek krótkoterminowych transakcji na tak dużą skalę jest czymś nowym w Europie i wynika z nadwyżek gazu, jakie powstały po tym, gdy Stany Zjednoczone zamiast importować gaz skroplony LNG - zwiększyły własną produkcję gazu z łupków. W efekcie gaz LNG z krajów arabskich trafił do Azji i Europy Zachodniej.
- Ceny spotowe są wciąż wyraźnie niższe od cen kontraktowych, ponieważ jest to nowy rynek i musi być konkurencyjny - zauważył Burzyński. Dodał, że na początku roku różnica między cenami kontraktowymi a spotowymi sięgała aż 40 proc.
Burzyński zauważył jednocześnie, że praktycznie wszystkie kraje Europy Zachodniej mają tańszy gaz niż w Polsce. - Im łatwo było pokazać Gazpromowi, że mają realny dostęp do rynku spotowego, gdzie ceny są niższe - powiedział. - Gazprom, chociaż jest potentatem, w większości przypadków ugiął się pod tą presją i kraje te uzyskały wyraźne obniżki - powiedział ekspert. Dodał, że Polska nie ma takiego dostępu do rynku spotowego jak Europa Zachodnia - możemy go uzyskać dopiero za kilka lat (chodzi o to, że nie mamy jeszcze połączeń gazociągowych ani terminalu LNG - PAP). W związku z tym nasza pozycja negocjacyjna jest gorsza.
Wśród krajów, którym udało się uzyskać upusty cen w kontraktach z Gazpromem, wymienił m.in. Niemcy, Francję i Włochy. Wyjaśnił, że upusty polegają na zmianie formuły cenowej. - Nowa cena zależy nie tylko od produktów ropopochodnych, ale również od cen gazu na rynku spotowym. Kraje te wynegocjowały od 10 do 30 proc. udziału rynku spotowego w formule cenowej - powiedział. Pytany, jaki daje to upust w stosunku do dotychczasowej ceny, odparł: "kilkanaście procent".
Analityk Domu Inwestycyjnego BRE Banku Kamil Kliszcz podał, bazując na cenach w belgijskim hubie Zeebruge (węzeł tego surowca, w którym handluje się nim na dużą skalę - PAP), że cena gazu w miesięcznych kontraktach wynosi ok. 280 dolarów. - Obserwujemy w ostatnich tygodniach wzrosty cen gazu w kontraktach miesięcznych. W przeliczeniu na 1000 m sześc. jest to ok. 270, 280 dolarów - powiedział PAP Kliszcz. Dodał, że w porównaniu do września w październiku ceny wzrosły tam o kilkanaście procent.
W przeciwieństwie do Burzyńskiego, Kliszcz szacuje, że Polska oraz inne kraje europejskie płacą obecnie podobną cenę za gaz w kontraktach długoterminowych z Gazpromem: ok. 340 do 350 dol. za 1000 m sześc. - Jest to cena indeksowana do produktów pochodnych ropy naftowej, która jest podobna w całej Europie - wyjaśnił. Dodał, że spadek cen spotowych w stosunku do cen kontraktowych rozpoczął się pod koniec 2008 roku wraz z kryzysem. Różnica ta była największa w lipcu, sierpniu ub.r., a w ciągu ostatnich miesięcy systematycznie maleje.
Pytany o upusty w kontraktach długoterminowych, odparł: "próby negocjowania upustów były, ale na ile zostały zrealizowane - to trudno ocenić". Wśród odbiorców Gazpromu, którzy próbowali uzyskać upusty wymienił niemiecki E.ON. - Były głosy, że podobno im się udało, natomiast Gazprom w oficjalnych komunikatach zaprzeczał, że jakieś renegocjacje cen w umowach długoterminowych wchodzą w grę, raczej zachęty ilościowe, że jak się przekroczy jakiś wolumen, to można mieć obniżoną cenę - powiedział Kliszcz.
- Rzeczywiście jest taka sytuacja, że ci partnerzy, którzy handlowali w dużej mierze gazem od Gazpromu na otwartych rynkach Europy Zachodniej m.in. w Niemczech, stracili konkurencyjność i odnotowywali obniżone wolumeny sprzedaży - przyznał. Dodał, że tzw. ceny spotowe w kontraktach krótkoterminowych natychmiast reagują na siły popytu i podaży na rynku. - Natomiast w kontraktach długoterminowych sama formuła i opóźnione o 9 miesięcy indeksowanie do cen ropy wskazują, że cena nie oddaje bieżących relacji rynkowych - powiedział analityk. - Taki był zamysł, żeby te ceny ustabilizować: żeby z jednej strony Gazprom miał długoterminowe gwarancje dotyczące jego inwestycji na nowych złożach, a z drugiej strony, żeby dać stabilizację klientom, którzy nie odczuwają wahań cen - wyjaśnił.
Podobnie jak Burzyński, Kliszcz uważa, że boom łupkowy w USA i przekierowanie do Europy gazu LNG obniżyły ceny spotowe gazu w Europie. - Teraz jednak ceny spotowe wyraźnie się od tych "dołków" odbiły w miarę ożywienia gospodarki. Nie nastąpiła natomiast zmiana strukturalna na rynku gazowym - Amerykanie zwiększyli produkcję w ostatnich kliku latach i w mniejszym stopniu opierają się na imporcie gazu - zauważył analityk.