Prywatny pacjent w publicznym szpitalu

Resort zdrowia chce zezwolić szpitalnym SPZOZ-om na przyjmowanie komercyjnych pacjentów, ale pod warunkiem, że nie wydłuży to kolejki osób leczonych w ramach NFZ. Tyle tylko, że jeśli ktoś płaci z własnej kieszeni, to właśnie po to, żeby przeskoczyć kolejkę i nie czekać na zabieg miesiącami czy latami.

Wygląda na to, że Ministerstwo Zdrowia chce zjeść ciastko i mieć ciastko, tzn. wykorzystać w pełni "wolne moce przerobowe" publicznych szpitali i ograniczyć marnotrawstwo, a przy tym nie narazić się kolejkowiczom.

Skuteczność kliniczna i efektywność ekonomiczna

"Efektywne wykorzystanie łóżek szpitalnych wynosi w Polsce nieco ponad 60 proc. w szpitalach ogólnych" - oceniają autorzy książki "Komercyjne świadczenia usług medycznych przez szpitale publiczne", która akurat teraz, gdy resort zdrowia inicjuje dyskusję na temat odpłatności za leczenie, trafia na rynek.

Waldemar Malinowski, Ewelina Nojszewska, Sebastian Sikorski przekonują, że państwo powinno stworzyć warunki prawne do skuteczniejszego leczenia w ramach wydatków prywatnych, przede wszystkim regulując współpracę firm ubezpieczeniowych i publicznych szpitali.

Reklama

Zdaniem autorów książki, "na pewno poprawiłoby to zarówno skuteczność kliniczną, jak i efektywność ekonomiczną, między innymi dzięki właściwemu wykorzystaniu łóżek szpitalnych, przede wszystkim tych pustych".

Precyzują również pojęcie "szpitalne łóżko". Wyjaśniają, że przepisy prawa szczegółowo określają sposób, w jaki szpitalne łóżko ma być "uzbrojone" i wskazują, że termin ten oznacza zarówno pracowników medycznych, jak i sprzęt.

Łatwo powiedzieć...

Tylko jak to zrobić? - Każdy pacjent powinien móc, jeśli chce, zapłacić za swoje leczenie - przekonywał 10 kwietnia w radiowej Trójce wiceminister zdrowia Marek Tombarkiewicz i podkreślał, że właściwie żadna ustawa nie zakazuje publicznym szpitalom przyjmowania chorych na komercyjnych zasadach.

Większości słuchaczy nie przekonał. Po audycji w radiowej sondzie nt. świadczeń komercyjnych w państwowych szpitalach przeciwników tego pomysłu było 55 proc. Ubezpieczeni boją się, że komercyjni wypchną ich z kolejek. Tymczasem MZ nie przedstawiło dotąd żadnych konkretnych gwarancji, że tak się nie stanie; są tylko deklaracje.

O szczegóły dopytywaliśmy w MZ. "W związku z wątpliwościami interpretacyjnymi dotyczącymi dopuszczalności udzielania odpłatnych świadczeń zdrowotnych przez podmioty lecznicze niebędące przedsiębiorcami, w szczególności samodzielne publiczne zakłady opieki zdrowotnej, zaproponowano uproszczenie przepisów w tym zakresie, tak aby taka możliwość wynikała wprost z przepisów ustawy" - odpowiedziano nam na pytanie o zapowiadaną nowelizację ustawy o działalności leczniczej, co umożliwić ma leczenie pacjentów komercyjnych.

Za odpłatne świadczenia wyrzucano dyrektorów

Poprzednie ekipy rządzące w MZ też kusiło, żeby optymalnie wykorzystać możliwości lecznic i zrestrukturyzować szpitalnictwo, gdyż tonie ono w długach i kosztuje olbrzymie pieniądze (jak zapisano w planie finansowym NFZ na 2017 r., to 31,3 mld zł).

W przypadku szpitalnych SPZOZ-ów niewiele z tych planów wyszło. Owszem, można sobie kupić w SPZOZ-ie prywatnie badania laboratoryjne, diagnostykę endoskopową, obrazową, ale komercyjne wykonanie zabiegu nie wchodzi w grę. Natomiast te publiczne lecznice, które samorządy przekształciły w spółki, mogą leczyć odpłatnie.

- Dotychczasowe zapisy były niejednoznaczne. Dostępne było leczenie bezpłatne i częściowo odpłatne - przyznał wiceminister Tombarkiewicz w portalu politykazdrowotna.com i podkreślił, że MZ ma analizy wskazujące, że nie jest sprzeczne z konstytucją, aby w jednej placówce finansowanej w ramach kontraktu z NFZ mogli się równocześnie leczyć pacjenci komercyjni i niekomercyjni. - Ale warunek jest jeden - równy dostęp dla wszystkich - uspokajał kolejny raz.

- Duże zmiany w prawie muszą nastąpić, żeby prezesi i dyrektorzy szpitali nie mieli żadnych wątpliwości co do świadczenia tych usług. Organy zarządzające wyrzucały dyrektorów, którzy chcieli świadczyć usługi komercyjne. Musi być więc jasny sygnał z MZ w tej sprawie - apeluje w rozmowie z Rynkiem Zdrowia Waldemar Malinowski, wiceprezes zarządu Jaworskiego Centrum Medycznego i prezes Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Szpitali Powiatowych, jeden ze współautorów wspomnianej książki.

W jego ocenie usługi komercyjne nie rozwiążą problemu niedofinansowania ochrony zdrowia. Jak zaznacza, obecnie generują one 2-3 procent wpływów. Zwraca też uwagę, że żeby świadczyć usługi komercyjne, trzeba mieć pieniądze na ich marketing.

Co z ubezpieczeniem?

Ale nie to było główną barierą. - Świadczenia komercyjne muszą być związane z dodatkowymi ubezpieczeniami, żeby nie było bezpośredniego płacenia z kieszeni pacjenta, bo takich osób jest i będzie niewiele. Tylko ubezpieczenia dodatkowe mogą rozruszać rynek odpłatnych świadczeń. Jednakże muszą to być działania kompatybilne - przekonuje Malinowski.

Wyjaśnia, że nie może być tak, że gdy dojdzie do powikłań po zabiegu wykonanym odpłatnie w publicznej placówce, pacjent będzie leczony dalej ze środków NFZ. Ta kwestia musi być rozwiązana w ramach dodatkowych ubezpieczeń.

Pieniądze prywatnych pacjentów "powinny być włączone do systemu w ramach zorganizowanego, koordynowanego leczenia, a nie stanowić pieniężny wyraz błąkania się pacjenta pozostawionego samemu sobie. Pokazuje to przestrzeń dla dobrze prawnie uregulowanego leczenia w ramach ubezpieczeń komercyjnych" - czytamy w pracy "Komercyjne świadczenia usług medycznych przez szpitale publiczne".

Wskazano w niej również, że całkowite wydatki na zdrowie stanowią 6,3 proc. PKB (w 2015 r.), przy czym 1,8 proc. pochodzi z kieszeni prywatnych pacjentów. Jak zaznaczono, nie jest to ubezpieczenie prywatne, tylko prywatne wydatki bezpośrednie.

Tymczasem resort zdrowia poinformował nas, że "obecnie nie są prowadzone prace w zakresie wprowadzenia dodatkowych ubezpieczeń".

Puste łóżka w systemie

Malinowski zauważa, że problem "pustych łóżek" ma charakter systemowy, a wziął się z tego, że decydenci w różnych okresach preferowali różne świadczenia. Raz były to np. usługi z zakresu neurologii i neurochirurgii, innym razem z innego zakresu. Brakowało jednak woli, żeby na bieżąco reorganizować szpitalną bazę i zamykać niepotrzebne już oddziały.

- 20 lat temu, gdy zaczynałem pracę w szpitalnictwie, rekomendowano potrzebę funkcjonowania 650 szpitali. Dzisiaj jest tysiąc, kontraktowanych na 50-55 proc. ich potencjału. Mamy w Polsce za dużo o 40 proc. łóżek szpitalnych - mówił Piotr Pobrotyn, dyrektor Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu, w czasie II Kongresu Wyzwań Zdrowotnych (Katowice, 9-11 marca). Wskazywał, że jednocześnie każdy szpital, jako indywidualny podmiot, jest w stanie udowodnić konieczność kolejnej inwestycji.

Są dwie metody dostosowania szpitalnej infrastruktury do realnych potrzeb zdrowotnych i w rezultacie do ograniczania marnotrawstwa. Można - jak chce MZ i autorzy cytowanej książki - lepiej wykorzystywać istniejące szpitalne łóżka (np. poprzez wprowadzenie komercyjnych usług), ale można też likwidować szpitalne oddziały, gdy utracą rację bytu.

Ryszard Rotaub

Więcej informacji w miesięczniku "Rynek Zdrowia"

Dowiedz się więcej na temat: zdrowie | szpital | pod warunkiem | służba zdrowia | sieć szpitali
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »