Rosną żądania akcjoanriuszy Elektrobudowy

Inwestorzy finansowi Elektrobudowy żądają radykalnej poprawy wyników spółki. I nie są to tylko pobożne życzenia.

Inwestorzy finansowi Elektrobudowy żądają radykalnej poprawy wyników spółki. I nie są to tylko pobożne życzenia.

Od kilku sesji giełdowe notowania Elektrobudowy, największej w kraju firmy zajmującej się usługami elektromontażowymi, rosną jak na drożdżach. Po słabym pierwszym półroczu firma wychodzi na prostą.

- Wiem, że Elektrobudowa jest w stanie zarabiać rocznie 6-8 mln zł i połowę z tej kwoty oddawać akcjonariuszom w postaci dywidendy. Oczekujemy od zarządu istotnej poprawy wyników finansowych - mówi Grzegorz Stulgis, przewodniczący rady nadzorczej Elektrobudowy.

Już jest lepiej

Na razie nie jest tak dobrze. Po pierwszym półroczu spółka była prawie 3 mln zł pod kreską. Rynek drgnął w trzecim kwartale.

Reklama

- Przy 20 mln zł przychodów zaczynamy zarabiać. Tak było w trzecim kwartale. Mogę zaryzykować twierdzenie, że zrealizujemy tegoroczną prognozę, czyli na koniec roku pochwalimy się 3,3 mln zł czystego zysku - tłumaczy Jacek Faltynowicz, prezes Elektrobudowy.

Niebawem spółka ma przedstawić nową, trzyletnią strategię. Tworzy ją przy współudziale inwestorów finansowych, którzy rok temu przejęli ją od funduszy Enterprise Investors.

- Skupimy się oczywiście na naszym podstawowym biznesie. Chcemy jednak rozszerzyć paletę usług o automatykę. Zrobimy to własnymi siłami lub przejmując inne firmy. Interesuje nas też serwis branżowy - wyjaśnia prezes Elektrobudowy.

Na cudzych błędach

Spółka coraz śmielej wychodzi poza granice kraju, nie tylko po kontrakty.

- Przeprowadziliśmy rozeznanie wśród ponad 100 firm w Europie działających w naszej branży. Chcemy poznać ich historię, produkty, wzloty i upadki. Te najlepsze spółki będą dla nas wzorem, do którego będziemy dążyć. Nie wykluczam też ściślejszej współpracy. Chodzi na przykład o utworzenie wspólnej grupy zakupowej czy też współpracy na rynkach trzecich. Może to lista naszych potencjalnych akwizycji? - zastanawia się Jacek Faltynowicz.

Na razie spółka chce zdobywać zagraniczne kontrakty.

- Polski rynek nie rośnie w takim tempie, jakiego oczekiwaliśmy. Chcemy, aby przychody z eksportu wzrosły z 5 do 20 proc. rocznych przychodów - mówi szef firmy.

Jednym tchem wymienia powody, które niekorzystnie wpływają na kondycję spółki w kraju.

- Dotykają nas opóźnienia w prywatyzacji. Żaden zarząd przed prywatyzacją nie podejmie poważnych decyzji inwestycyjnych. Czekamy na sprzedaż zakładów energetycznych, Polskich Hut Stali... Wtedy wejdziemy i zrealizujemy kontrakty wynikające choćby ze zobowiązań inwestycyjnych przyszłych inwestorów - mówi Jacek Faltynowicz.

Puls Biznesu
Dowiedz się więcej na temat: firmy | zadania
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »