Włosi boją się greckiej choroby
Wreszcie przyszedł czas na Włochy - tamtejszy rząd zaakceptował program oszczędnościowy na lata 2011-2012 wart 24 mld euro. Wcześniej dotkliwe cięcia wydatków i spektakularne zmiany w systemach emerytalnych ogłosiły rządy Grecji, Portugalii, Hiszpanii, Niemiec, Wielkiej Brytanii i Danii.
We Włoszech ograniczone mają być zarobki w sektorze publicznym, do którego nie będzie też w najbliższym czasie naboru. Cięcia uderzyć mają w emerytury i zarobki w samorządach. Planowane jest podniesienie podatków i uszczelnienie poboru danin. Ruchy te da się przeliczyć - to 1,6 proc. PKB Włoch.
Rząd ma nadzieję, iż oszczędności dadzą zniżkę deficytu budżetowego poniżej 3 proc. PKB do 2012 r. (w 2009 r. 5,3 proc. PKB). Co będzie jednak z państwowym długiem publicznym - wynosi on 115 proc. PKB i jest najwyższy w strefie euro - nie wiadomo.
Premier Silvio Berlusconi i minister finansów Giulio Tremonti na dzisiejszej konferencji prasowej ogłoszą szczegóły programu.
Postulatem jest m.in. ograniczenie biurokracji i rozwój zacofanego południa Włoch.
Skomentować to można jednym zdaniem: dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane a powyższe hasła są czystym pustosłowiem uprawianym w Italii od wieków.
Między zamierzeniami rządu a ustawą przepchniętą przez podzielony parlament jest bowiem ogromna wyrwa.
Krzysztof Mrówka