Polacy stawiają na mieszkania na własność

Polacy bardzo cenią własność nieruchomości. Posiadanie mieszkania do życia oznacza dla nich posiadanie go na własność. Prawdopodobnie ten czynnik przesądza o tym, że rynek najmu jest u nas stosunkowo słabo rozwinięty. Wynajmowanie mieszkań traktujemy jako sytuację przejściową, a nie sposób na życie. To różni nas od niektórych społeczeństw Europy Zachodniej.

Ciasne, ale własne - taka jest specyfika warunków mieszkaniowych, w jakich żyją Polacy. Aż 83 proc. obywateli realizuje swoje potrzeby mieszkaniowe żyjąc we własnych mieszkaniach. Takie dane dostarcza Eurostat. Pod względem własności jesteśmy w czołówce europejskiej, wyprzedzają nas tylko niektóre państwa regionu (m.in. Litwa, Słowacja). Przoduje Rumunia, gdzie 96 proc. obywateli ma mieszkania na własność. Z kolei średnia europejska to 70 proc.

Niestety, fakt posiadania własności, nie wiąże się z komfortem życia, bowiem aż 44 proc. Polaków żyje na zbyt małej przestrzeni. W tym zestawieniu wyprzedzają nas tylko dwa państwa - Rumunia i Węgry.

Reklama

Kwestia własności różni nas znacznie od niektórych społeczeństw Zachodu, bo choć Europejczycy żyją generalnie w swoich mieszkaniach, to jednak nie wszędzie własność jest aż tak bardzo ceniona. Przykładowo - w Niemczech ponad 47 proc. obywateli wynajmuje swoje lokum! W Austrii ten odsetek wynosi 42 proc. W tych zamożnych społeczeństwach, w odróżnieniu od Polski, wieloletnie życie pod wynajmowanym dachem nie jest niczym dziwnym i praktykuje się je często. Spory odsetek "wynajmowiczów" mają też i inne społeczeństwa Zachodu.

W Polsce wynajem zaspokaja potrzeby mieszkaniowe tylko kilku procent obywateli. To też jedna z przyczyn, dla których rynek najmu jest u nas stosunkowo płytki. Dlaczego nie rozwinął się wzorzec charakterystyczny dla Zachodu? To pytanie skierowane do socjologów i psychologów społecznych. Ci odpowiadają, że kultywacja własności mieszkaniowej to psychologiczny relikt PRL-u. Podświadomie uważamy, że własne mieszkanie jest pewniejsze i stabilniejsze. Daje komfort psychiczny w niespokojnych czasach, pozwala się zakorzenić i jest niejako symbolem tego, że "czegoś" się w życiu dorobiło. Oczywiście to bardzo złudne przekonanie, bowiem najczęściej mieszkanie tylko z nazwy jest nasze, w rzeczywistości do czasu spłacenia kredytu należy ono do banku a nie do nas. Ponadto, by spełnić marzenie o własności często decydujemy się żyłować nasze możliwości finansowe, biorąc kredyt ponad miarę. To skutkuje faktem, że zamiast stabilizacji dostajemy niepewność jutra i nieruchomość, która na długie lata pochłania naszą uwagę i zasoby.

Ostatnie lata zweryfikowały wiele mrzonek, które funkcjonowały w świadomości społecznej, odnośnie nieruchomości. Jedną z nich było właśnie przekonanie, że kupno własnego domu daje stabilizację. Wiązało się ono z innym fałszywym poglądem - że inwestycje w nieruchomości są bezpieczne, a mieszkania i domy w dłuższej perspektywie i tak będą zyskiwać na wartości.

Taką przesłanką kierowali się często kupujący w czasach górki cenowej z lat 2006 - 2008. Ich pewność i bezpieczeństwo runęły jak domek z kart, gdy okazało się, że ryzyko kursowe i zmiany poziomu stóp procentowych mogą znacznie zmienić dotychczasową wysokość rat kredytów. Jeśli dodać do tego tąpnięcie na rynku nieruchomości i spadek cen, wyłania się obraz nieciekawy. Sporo kupujących sprzed 8 - 10 lat dziś nie ma szans sprzedać swoich mieszkań, bo te są warte mniej niż w momencie zakupu, albo też kwota ze sprzedaży nie pozwoli uregulować całości zobowiązania wobec banku.

I tu na pewno można wskazać istotną przewagę modelu życia "na wynajem". Nawet jeśli nie jesteśmy w stanie regulować czynszu najmu takiego lokalu, nie oznacza to automatycznie finansowej pętli na szyję. Nie jesteśmy uwiązani. Mieszkanie można zmienić, wynająć coś tańszego bądź tylko pokój itp. a w najgorszym razie wyprowadzić się do innego miasta, gdzie czynsze najmu będą niższe albo wyższe będą zarobki.

Wynajem daje ludziom mobilność, o którą jest znacznie trudniej, jeśli żyjemy we własnym mieszkaniu kupionym na kredyt. Ten drugi scenariusz nie pozwala nam z dnia na dzień spakować się i np. ruszyć za pracą do innego miasta. Nawet jeśli tak postąpimy, mieszkanie będzie dla nas obciążeniem - "coś" trzeba będzie z nim zrobić, by pracowało na siebie, inaczej bowiem czekają nas straty. To oznacza, że nieruchomość trzeba będzie komuś wynająć, ale sam wynajem to za mało. By istniała możliwość dalszego najmu, nasze własne mieszkanie będzie wymagało remontów, inwestycji itp. Przez dłuższy czas będziemy do niego uwiązani i zmuszeni do nakładów finansowych.

To znacznie mniej komfortowa sytuacja w porównaniu do człowieka, który od lat wynajmuje. Ten nie ma obciążającego go bagażu, a decyzję o zmianie może podjąć nieomal z dnia na dzień.

Oczywiście można powiedzieć, że jest on zależny od właściciela nieruchomość. Obawa przed drastycznie rosnącym czynszem i niechęć do płacenia na "nieswoje" to główne argumenty zwolenników mieszkaniowej własności. Prawdą jest, że mieszkanie stanowi nasz majątek, ale dopiero wtedy, gdy wywiążemy się z kredytu. Do tego momentu i tak płacimy - z odsetkową nadwyżką. Druga sprawa, czyli wysokość czynszu - też jest demonizowana. Prawidłowo skonstruowana umowa najmu przekreśla możliwość podwyższenia ceny z dnia na dzień. Zresztą takiego postępowania się prawie nie spotyka. W warunkach dużej konkurencji na rynku zmiana ceny wiąże się zazwyczaj z utratą lokatora.

Obecnie co prawda raty kredytów mieszkaniowych są - dzięki niskim stopom procentowym - niższe niż czynsze najmu, co stanowi argument za własnością i spłacania "na swoje", ale pamiętajmy że niskie stopy procentowe w końcu kiedyś zaczną rosnąć, a wraz z nimi raty naszych kredytów...

WGN Nieruchomości
Dowiedz się więcej na temat: wynajmowanie mieszkań | domy | kredyt | mieszkanie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »