Kiedy skończą się rządy tercetu egzotycznego w prawie podatkowym?

Zacznę od "klasyki sienkiewiczowskiej": "istniejące tylko teoretycznie" Państwo Polskie w czasach liberałów było faktem, czego doświadczaliśmy na co dzień przez osiem lat, zwłaszcza w podatkach, którymi "rządził" oficer pokładowy nieistniejącej już floty morskiej, politolog z licencjatem oraz nauczycielka szkoły podstawowej.

Pozwolę sobie jednak sformułować tezę polemiczną, nieco korygującą sienkiewiczowską myśl: Polska jako państwo w wersji liberalnej istniała jednak praktycznie, lecz był to twór fasadowy. A do tej roli na pewno nadawali się fachowcy od podatków o wspomnianym przygotowaniu. Ktoś jednak stał za tą fasadą i faktycznie decydował. Nie wiem jak to było w innych działach administracji publicznej, ale w podatkach przez te lata rządziła "grupa trzymająca władzę", czyli tercet egzotyczny lobbystów i zagranicznego biznesu podatkowego oraz części mediów. Nikt z tej władzy zbytnio nie krył. Wiadomo było, kto tu decyduje, co prywatnie przyznawali nawet urzędnicy resortu, który potrafił być szczery aż do BULU (uwaga: liberalna ortografia tamtej epoki).

Reklama

Nie czas na wspominki, lecz dobrze pamiętamy jak załatwiano tzw. odwrotne obciążenie na niektóre grupy towarów, bo niepłacenie VAT-u jest "do załatwienia". Wtedy również powstała teoria, że w liberalnym państwie wszystko jest "towarem", czyli również prawo podatkowe. Można było "kupić", ponoć zupełnie legalnie, niepłacenie lub nawet zwroty podatków - problemem była tylko umowa ze skutecznym oferentem i cena usługi. Do "pakietu" oczywiście wchodziła oprawa medialna, czyli wsparcie "wolnej prasy", tworzące wolę czwartej władzy. Pamiętam bardzo dobrze pouczającą rozmowę w pewnej dużej firmie, gdzie odpowiedzialny za finanse i podatki członek zarządu bez ogródek stwierdził, że co miesiąc za doradztwo podatkowe płaci - jak na realia tego rynku - bardzo duże pieniądze, ale uzyskuje za to "pełne bezpieczeństwo", bo jego usługodawca "ma silną pozycję w resorcie finansów", co tworzyło parasol, pod którym mógł robić co chciał, a jak będzie przeszkadzać mu jakiś przepis, "to się go odpowiednio zinterpretuje lub zmieni". Mówił to publicznie, słuchający kiwali głowami z aprobatą lub siedzieli cicho, bo być ich może nie stać było na tego rodzaju usługi. Padały nazwy liderów tej działalności, wyrazy uznania dla ich skuteczności. Potem można było zobaczyć wielkie, całostronicowe reklamy tej firmy w "opiniotwórczych gazetach" i ich przedstawicieli w gremiach doradczych ówczesnego ministra finansów: tak z bliska wygląda liberalna demokracja, którą tak zażarcie broni obecna opozycja.

Liberalizm ówczesnego państwa pogłębiał się z każdym rokiem. Biurokraci nie tylko realizowali grzecznie pomysły rządzącego tercetu, lecz nawet płacili za ich usługi "reformowania" systemu. Zagraniczny biznes podatkowy brał pieniądze od obu stron, co jest również cechą charakterystyczną dla organów Unii Europejskiej, a zwłaszcza jej Komisji, która... zamawia i płaciła za raporty na temat w firmach zarabiających jednocześnie na unikaniu opodatkowania. Czyli staliśmy się bezsprzecznie Europą - "prawdziwą" i "zachodnią", o której marzyły pokolenia gnębione "podczas sowieckiej okupacji".

Zwykli, biedni podatnicy, a zwłaszcza polskie firmy, których nie stać było na kupienie sobie usługi niepłacenia podatków, miały dość liberalnej polityki podatkowej. Liberałowie stracili w tej grupie wyborców większość elektoratu, który jesienią zeszłego roku poparł ówczesną opozycję. Wbrew gazetowym diagnozom zmiana politycznej orientacji większości przedsiębiorców nie wynikała z opresyjności podatkowej ówczesnej władzy. Wręcz odwrotnie: obok dwulicowości i fałszu oficjalnej narracji ("podatek liniowy", "uproszczenie podatków") najbardziej wkurzały przywileje dla zagranicznych konkurentów, którym wolno było nie płacić podatków, bo mieli dużych, powiązanych z władzą "doradców".

Czy po ponad pół roku rządów prawicowych coś tu się zmieniło? Wszyscy wiemy, że nic. Nowy rząd realizuje projekty opracowane jeszcze za liberalnych czasów, na stronach resortu publikowane są "rządowe opracowania" z logiem tych samych zagranicznych firm podatkowych, wszystkie (bez wyjątku) pomysły zmiany prawa podatkowego, które przedstawił PiS w czasie kampanii wyborczej, resort finansów wyrzucił do kosza i robi to samo, co poprzednicy, czyli chroni rządy tercetu egzotycznego.

Mam tu swoje dość zabawne doświadczenia. Na moje listy adresowane do tego resortu, w których proszę o usunięcie luk podatkowych, odpowiada mi od kilku lat ta sama osoba - zmieniają cię tylko podpisy urzędujących wiceministrów. "Twierdza III RP" trzyma się dobrze i uszczelnienia systemu podatkowego nie będzie, bo trzeba by uchylić większość przepisów, które są "korzystne dla podatników".

Teraz resort daje zarobić również biznesowi informatycznemu wymyślając jakiś idiotyzmy sprawozdawcze dla firmy, które trzeba będzie wysyłać co miesiąc do ministerstwa. Obowiązki te budzą powszechną wesołość w firmach, bo autorzy tzw. struktury logicznej tychże informacji nie mają pojęcia o ewidencji podatkowej prowadzonej przez przedsiębiorców. Przypomnę, że za opinię, w której prawdopodobnie wymyślone te bzdury, resort zapłacił jednej z zagranicznych firm doradczych kilkadziesiąt milionów złotych.

Co można powiedzieć w konkluzji? W tym resorcie realizowany jest ten sam scenariusz co w całej publiczny biurokracji: po wyborach miała zmienić się fasada, czyli nazwiska osób na stanowiskach rządowych - nic więcej. Nowi politycy mieli posłusznie wykonywać to, co podkładali im ich "podwładni", czyli faktyczna grupa przyznająca władzę.

Nie bez powodu dotychczasowe pół roku działań resortu finansów miało dość ciepłą ocenę ze strony liberalnych ekonomistów, "Gazety Wyborczej" i tym podobnych mediów. Podkreślano zwłaszcza "realizm" wypowiedzi oraz działań nowego szefa resortu, który był (i jest) bardzo ostrożny w uszczelnianiu podatków. Było za co chwalić, bo każde realne uszczelnienie odbiera komuś korzyści, za które swego czasu zapłacono, a umów trzeba dotrzymywać. Prawda?

Tercet egzotyczny dalej rządzi podatkami, "uszczelnienia VAT-u" nie ma i nie będzie, bo tu nie tylko idzie o pieniądze. To scenariusz wysadzenia w powietrze nowej większości parlamentarnej, skoro nie udało się tego zrobić przy pomocy Trybunału Konstytucyjnego. Nie bez powodu świadomi podatkowi eksperci z zagranicznego biznesu podatkowego mówią wprost na spotkaniach z przedsiębiorcami, że trzeba już tylko "odliczać dni do zmiany rządu". Pewnie już odliczają.

Witold Modzelewski, profesor Uniwersytetu Warszawskiego, Instytut Studiów Podatkowych

Instytut Studiów Podatkowych
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »