Modzelewski: Trzeba wreszcie zlikwidować krajowe "odwrotne obciążenie"

Opublikowane przez resort finansów dane dotyczące zwrotów w podatku od towarów i usług w latach 2008-2016, mimo że trochę się różnią od wcześniejszych informacji na ten temat, potwierdzają tezę o katastrofalnych skutkach tzw. krajowego odwrotnego obciążenia dla budżetu państwa - przekonuje prof. Witold Modzelewski.

Przypomnę "historię choroby": od dnia 1 kwietnia 2011 r. do dziś w wyniku lobbingu stale rozszerzana jest lista towarów i usług, których dotyczy ten przywilej: zaczęło się od złomu, surowców wtórnych i odpadów (2011 r.), potem wylobbował go rynek stali i miedzi (2013 r.), następnie objęto nim inne metale kolorowe i większość elektroniki (2015r.), a ostatnio - resztę elektroniki i podwykonawstwo usług budowlanych (2017r.). Warto przypomnieć, że od 2011 roku, ku uciesze biznesu podatkowego, przywilej ten obowiązuje na rynku ... sprzedaży uprawnień do emisji gazu cieplarnianego, przez co można tworzyć dowolne "figury" wyłudzające zwrot tego podatku.

Reklama

Wiadomo, że ów przywilej jest inaczej nazwaną stawką 0 proc., ponieważ:

- sprzedawca nie wykazuje podatku należnego i ma prawo do zwrotu podatku naliczonego,

- nabywca będący podatnikiem niczego nie płaci bo jego podatek należny z tytułu nabycia równa się podatkowi naliczonemu.

Lobbyści, którzy wyspecjalizowali się w załatwieniu tego przywileju, wciskali kit, że "budżet nic na tym nie traci", bo podatek (jakoby) "płaci nabywca", co jest zwykłym oszustwem. Nie ma tu żadnego odwrotnego "obciążenia" bo nie powstaje zobowiązanie podatkowe. Poza tym szermują ogólnikowym argumentem, że "ostatecznie podatek ten płaci konsument".

Są to oczywiste bzdury, bo nie ma konsumenckiego rynku złomu, odpadów, surowców wtórnych, większości metali, a zwłaszcza uprawnień do emisji gazów cieplarnianych. Inni twierdzą już ostrożniej: przywilej ten jest "neutralny podatkom": nikt nie zyskuje i nikt nie traci.

Oczywiście znajdą się tacy, którzy za pieniądze są w stanie uzasadnić dowolną tezę: tuż przed upadkiem liberalnych rządów na ul. Świętokrzyskiej 12 zamówiono ekspertyzę, że ów przywilej spowodował (jakoby) wzrost dochodów budżetowych o około 500 mln zł. Za te rewelacje zapłacono ponoć kilkadziesiąt tysięcy złotych.

Każdy, kto choć ma jakieś pojęcie o tym podatku wie, że wprowadzenie stawki 0 proc. powoduje wzrost zwrotów podatku, czyli en bloc spadek dochodów budżetowych: dochody budżetowe są różnicą między wpływami a zwrotami. Opublikowane przez resort finansów informacje potwierdzają w pełni tezę, że stałe rozszerzenie zakresu "odwrotnego obciążenia" spowodowało wzrost kwoty zwrotów oraz przyspieszenie tempa wzrostu tych kwot. W latach 2011-2015 wpływy wzrosły z 189 961 do 210 684 mln zł., natomiast zwroty z 69 129 aż do 87 563 mln zł., czyli ich udział we wpływach wzrostu z 36,4 proc. do 41,6 proc. Spowodowało to, że mimo wzrostu wpływów, dochody utrzymywały się na zbliżonym poziomie: w 2011 r. - 120 832 mln zł, a w roku 2015 r. - 123 121 mln zł, zaś w 2013 r. nawet spadły do 113 412 mln zł. Jeszcze gorzej było w 2016 roku, bo zwroty wzrosły do 93 580 mln zł, a dochody wynosiły 126 600 mln zł. Co najważniejsze, nie wystąpiły w tym nasze żadne istotne wyniki systemowe i makroekonomiczne,, które uzasadniałyby taką dynamikę przyrostu kwot zwrotu.

Jeśli więc władza chce istotnego wzrostu dochodów budżetowych, to musimy uchylić ten przywilej, bo on - wbrew twierdzeniom lobbystów i działających w ich interesie ekspertów - musiał spowodować i oczywiście spowodował zwiększenie zwrotów tego podatku: ich przyrost o ponad 20 mld złotych w latach 2011-2016 był skutkiem tego, że branże: złomiarska, surowców wtórnych, odpadów elektroniki, przestały płacić ten podatek w obrotach między firmami, a w to miejsce zażądały (i otrzymały) zwroty.

Odrębnym problemem jest odpowiedź na pytanie: jaką część zwrotów stanowią wyłudzenia, czyli wykorzystywanie patologii tego podatku przez oszustów podatkowych? Znany jest przecież fenomen, że po wprowadzeniu tego przywileju spada większość dostaw wewnątrzwspólnotowych tych towarów, a gwałtownie rośnie sprzedaż krajowa. Ile jest w tym przywileju fikcyjnych, "karuzelowych" oszustw? Optymiści twierdzą, że około 15 proc., pesymiści, że 40 proc.

Opublikowano przez resort finansów dane obrazującej skalę mistyfikacji dotyczących owego "odwrotnego obciążenia". Budżet stracił i będzie tracić coraz więcej. Opowiadano bzdury, że miało to na celu "uszczelnienie" tego podatku: był to tylko skuteczny lobbing mający na celu niepłacenie podatku. I zakończył się sukcesem dla beneficjentów i stratę dla budżetu.

Pora na warunki: w resorcie finansów wciąż jest ekspozytura tych interesów, które doprowadziły do upowszechnienia tego przywileju. Chyba już pora, aby ludzie ci przestali wreszcie psuć ten podatek. Bez likwidacji tego przywileju, czyli dokładnie - uchylenia załącznika nr 11 i 14 do ustawy o VAT, nie będzie w 2018 roku istotnego wzrostu dochodów budżetowych (potrzeba około 170 mld zł). Można mieć również nadzieję, że lobbyści, którzy narazili budżet państwa na te straty, nie będą już "doradzać" obecnej władzy. Oczywiście, gdyby wrócili do władzy liberałowie - ich powrót będzie zupełnie oczywisty.

Witold Modzelewski

Profesor Uniwersytetu Warszawskiego

Instytut Studiów Podatkowych

Instytut Studiów Podatkowych
Dowiedz się więcej na temat: oszustwa | budżet | VAT
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »