Cała prawda o irlandzkim kryzysie
O sytuacji na Zielonej Wyspie i żyjących tu Polakach rozmawiamy z Aleksandrem Sadomskim - dziennikarzem wychodzącej w Dublinie "Polskiej Gazety".
Olek przyleciał do Irlandii w czerwcu 2006 r. , tuż po obronie pracy magisterskiej. Zanim trafił do gazety, pracował w kilku miejscach, m.in. w Ulster Banku, w dziale obsługi klienta.
- Irlandia jest krajem, który najbardziej ucierpiał na kryzysie. Media cały czas bombardują nas informacjami o załamaniu tutejszej gospodarki. Czy na co dzień daje się faktycznie odczuć recesję, czy może te doniesienia są przesadzone? A może kryzys dotknął jedynie wybrane sektory, jak np. budownictwo?
- Niestety to nie tylko pożywka dla mediów, ale fakt odczuwalny przez większość z nas. Rzeczywiście, najbardziej ucierpiał sektor budowlany, jednak ciężkie czasy odczuwa się we wszystkich branżach. Zresztą gospodarka to sieć połączonych naczyń, znaczne zwolnienia w którymś z sektorów w odczuwalny sposób odbijają się na innych. Pracę tracą bowiem w mniejszym lub większym stopniu wszyscy, niezależnie od branży i zajmowanego stanowiska. Teraz tak naprawdę każdy boi się o swoją posadę...
- Jednym z objawów recesji jest znaczny wzrost bezrobocia - z najniższego w całej Unii (około 4 proc.), do jednego z najwyższych (12 proc.) Jaki ma to wpływ na sytuację osób, które szukają pracy? Z pewnością dłużej zostają bez zajęcia.
- Oczywiście im więcej bezrobotnych, tym większa konkurencja na rynku pracy. Pamiętam w 2006 roku kiedy przyjechałem do Irlandii, ktoś, kto potrafił tylko porozumieć się po angielsku, w ciągu kilku tygodni mógł znaleźć pracę. Teraz jest to prawie niemożliwe. Równie trudną sytuację mają osoby, które właśnie straciły pracę. Ludzie pozaciągali kredyty, pozakładali rodziny i nagła utrata zatrudnienia bywa bardzo bolesna. Oczywiście w Irlandii sprawnie działa system świadczeń socjalnych, ale przy wciąż astronomicznych kosztach życia, starcza to właściwie wyłącznie na przetrwanie. W tych ciężkich czasach najlepiej sobie radzą ludzie potrafiący szybko dostosować się do nowych warunków, zmieniającego się rynku pracy i charakteru zatrudnienia, czyli ludzie młodzi. Najtrudniej mają starsi, dla których przekwalifikowanie zawodowe to zmiana przyzwyczajeń i nawyków. Osobną kwestią jest wykorzystywanie obecnej sytuacji przez pracodawców. Ludzie godzą się bowiem pracować za niższe stawki, w większym wymiarze godzin i w gorszych warunkach. Często takie zatrudnienie łamie irlandzkie prawa pracownicze. Z całą stanowczością doradzamy naszym Czytelnikom, aby w takich wypadkach zgłaszali sprawę do irlandzkiego trybunału pracy. Niestety, wielu boi się zaryzykować i akceptuje gorsze warunki.
- Jak kryzys wpływa na sytuację Polaków mieszkających w Irlandii? Czy częściej niż miejscowych dotykają ich zwolnienia?
- Czynnikiem decydującym jest tu znajomość języka. Obecna sytuacja sprawia, że w większości firm konieczne są zwolnienia. Jeżeli pracodawca ma dokonać wyboru między Irlandczykiem a Polakiem, którego znajomość języka jest zaledwie na poziomie komunikatywnym, wybór jest oczywisty. Bardzo rzadko natomiast mamy do czynienia z bezpodstawnym faworyzowaniem Irlandczyków.
- Czy na Zieloną Wyspę przyjeżdża teraz mniej rodaków niż kilka lat temu? A czy ci którzy są, masowo wyjeżdżają?
- W ostatnim czasie do Irlandii przyjeżdża mniej Polaków niż w poprzednich latach. Jednocześnie jednak, ci którzy już tu są, decydują się zostać. Tak naprawdę sytuacja jest bowiem ciężka w całej Europie i nikt nie chce wpaść "z deszczu pod rynnę". Dobrze obrazują to wypowiedzi przyjaznych Polakom Irlandczyków, którzy w "chudych" latach Celtyckiego Tygrysa wyjeżdżali do Anglii, a później do Stanów. "My mieliśmy lepiej, bo mogliśmy gdzieś wyemigrować. Teraz, kiedy wszędzie jest fatalnie, zwyczajnie nie ma dokąd pójść?" - powtarzają i trzeba przyznać, że sporo w ich słowach jest prawdy.
- Gdy dwa i pół roku temu na kilka dni przyleciałam do Dublina, w rozmowach z Polakami słyszałam, że powoli nasza pozycja się umacnia. Przestajemy być traktowani wyłącznie jako tania siła robocza. Były to jeszcze jednak nieśmiałe głosy, według badań tylko około 10 proc. Polaków pracowało wówczas na wyższych stanowiskach. Jak jest dzisiaj?
- Polonia irlandzka coraz bardziej asymiluje się z Irlandczykami. Dotyczy to zwłaszcza Polaków mówiących dobrze po angielsku. Oprócz wykształcenia i umiejętności wyniesionych z Polski, nabierają obycia z "żywym językiem" i irlandzkim akcentem, ale również z tutejszą mentalnością. Polak przebywający i pracujący kilka lat w środowisku irlandzkim, staje się tak naprawdę wyspiarzem, co zwiększa możliwości awansu i rozwoju zawodowego. Istotną częścią pracy są bowiem nieoficjalne spotkania, na których budują się relacje w zespołach. Polak, który rozumie irlandzkie poczucie humoru, jest w stanie porozmawiać o sporcie albo sytuacji politycznej, jest traktowany jak swój, co znacznie podnosi jego notowania w firmie. Jest również duża grupa Polaków, która przeleciała do Irlandii na studia. Niektórzy po ukończeniu uczelni wracają do kraju, ale wielu decyduje się wykorzystać możliwości jakie daje na Zielonej Wyspie irlandzkie wyższe wykształcenie. Tak więc, chociaż oficjalnych statystyk nie mamy, wyraźnie daje się zauważyć, że Polacy przebijają się na rynku irlandzkim i zajmują coraz bardziej prestiżowe stanowiska.
- Rodakom, którzy przyjeżdżają do Irlandii z roku na rok jest coraz teoretycznie powinno być coraz łatwiej. Internet przepełniony jest poradami dla "nowych", w irlandzkich bankach i niektórych urzędach można mówić po polsku. Czy zatem nadal zdarzają się osoby kompletnie nieprzygotowane do wyjazdu albo, co gorsza, dające się oszukać?
- Media są tak przepełnione informacjami o wszechobecnym kryzysie, że mało osób przyjeżdża tu obecnie zupełnie nieprzygotowanych. Zazwyczaj są to ludzie, którzy mają tu znajomych, załatwianą pracę lub chociaż mieszkanie, czyli mają konkretny punkt zaczepienia pozwalający wierzyć, że może uda się "wystartować". Niestety wciąż trafiają się osoby, które dają się oszukać. Wielu jest bowiem tak zdesperowanych, że zapomina o należnej ostrożności i czujności. W ostatnich tygodniach wśród irlandzkiej Polonii głośno było o sprawie fałszywych ubezpieczeń. Wielu naszych rodaków, próbując zaoszczędzić na ubezpieczeniu samochodu, dało się nabrać grupie oszustów podszywających się pod jeden z irlandzkich banków. Do tej pory winnych nie złapano, a wiele osób straciło na swojej naiwności wielomiesięczne oszczędności.
- Polacy, którzy wyjeżdżają do Wielkiej Brytanii i Irlandii dzielą się na dwie podstawowe grupy - tych, którzy przyjechali tu na chwilę, by trochę zarobić i szybko wrócić oraz tych, którzy tutaj układają sobie życie i na razie nie myślą o powrocie. Czy teraz można mówić o przewadze którejś z tych grup?
- Ten podział jest bardzo płynny, trudno więc mówić o przewadze którejś strony. Emigranci mają bowiem swoje plany, a życie i tak pisze własny scenariusz. Ja przyjechałem tu tylko na rok, odłożyć pieniądze na mieszkanie i wrócić do kraju, a jestem już 3,5 roku i wciąż nie wiem kiedy i czy w ogóle wrócę. Myślę, że decydujące są pierwsze miesiące. Ludzie przyjeżdżają tu na chwilę, ale zaczyna im się podobać i zostają oraz odwrotnie - ci, którzy chcieli tu budować swoje życie, zmieniają zdanie i wracają do kraju. Są to więc zjawiska trudne do sprecyzowania i bardzo zmienne.
Milena Waldowska
Czytaj również:
Dlaczego w Polsce nie ma kryzysu?
Sezonowa migracja "młodych" Polaków - gdzie nam dobrze a gdzie nie?