Hiszpania: od dzisiaj bez pracy ponad 100 tys. osób

W Hiszpanii przez koronawirusa pracę może stracić ponad 100 tysięcy osób. Taśmy zatrzymały zakłady samochodowe i kolejowe, zamknęły sieci barów i restauracji, produkcję ograniczyły znane firmy odzieżowe. Liczba zarażonych COVID-19 sięga 10 tysięcy, zmarło ponad 340 osób.

W ciągu ostatniej doby liczba chorych na koronawirus wzrosła prawie o tysiąc osób. Tak szybko przybywa nowych zachorowań COVID-19 tylko w Chinach. Dlatego w Hiszpanii obowiązuje stan alarmowy - pierwszy stopień stanu wyjątkowego. Zamknięte są granice i nie wolno przemieszczać się po kraju. Lżej chorzy zamykani są w hotelach. Jak poinformował MSZ, sprzęt medyczny, którego zaczyna brakować, ma zostać przesłany z Chin. Pekin zaoferował też wysłanie specjalistów, którzy zwalczają koronowirusa w Państwie Środka.   

W takiej scenerii kierujący zakładami przemysłowymi postanowili nie czekać na decyzje rządu, który dzisiaj ma przeznaczyć na ratowanie gospodarki 50 mld euro. Dyrekcje zakładów wykorzystują tzw. postępowanie czasowej regulacji zatrudnienia (ERTE), które pozwala "w sytuacji podyktowanej siłą wyższą" zwolnić na czas określony część lub cały zespół. 

Reklama

Smutny rekord pobiła grupa restauracji Alsea, do której należy m.in. Starbucks i Foster’s Hollywood, która postanowiła "zwolnić" 22 tys. osób. Iberia zapowiedziała ERTE dla 90 proc. 16-tysięcznej załogi, Burger King szykuje się do "zwolnienia" 14 tys. osób, a SEAT - 10 tys. We wszystkich 17 fabrykach pojazdów - Hiszpania jest drugim producentem samochodów w Europie - prace straci w sumie 60 tys. osób. Podobne decyzje podjęły sieci hoteli, które nie mają co liczyć na rozpoczęcie o czasie sezonu turystycznego.  

W Hiszpanii odżyły wspomnienia ostatniego kryzysu podczas którego poziom bezrobocia osiągnął 25 proc., a wśród młodych przekroczył 50 proc. (wciąż wynosi w tej grupie ponad 30 proc.). Na razie na niewiele przydają się pocieszenia, że zgodnie z Kodeksem Pracy zwolnieni na mocy ERTE mogą liczyć na powrót na dawne miejsca pracy.

Hiszpańskie media cytują Alexandra de Juniaca, prezesa Międzynarodowego Zrzeszenia Przewoźników Powietrznych (IATA), który w rozmowie z Reutersem ostrzegł, że jeśli kryzys potrwa dwa lub trzy miesiące, wśród linii lotniczych dojdzie do bankructw i fuzji. "Kto nam zagwarantuje, że zakład, który teraz zwalnia z pracy, będzie za miesiąc czy dwa wciąż istniał" - pytają hiszpańskie związki zawodowe. 

Ewa Wysocka

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: rynek pracy | Hiszpania | koronawirus | COVID-19
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »