Rikszą przez miasto

Spotkać ich można najczęściej na deptaku handlowym Stroget oraz w okolicach Radhusplads i Kongens Nytorv. Jest ich kilkudziesięciu, wożą turystów, nie trują środowiska naturalnego. Rikszarze.

Sezonowa praca za granicą to zajęcie, które przyciąga co roku w różne miejsca wielu chętnych do zarobienia kasy. Zawsze jednak w takim momencie pojawia się pytanie, dokąd pojechać by nie trafić do obozu pracy. Truskawki, szparagi, praca na roli - tu nie trzeba żadnych kwalifikacji, a szansa, że trafi się z deszczu pod rynnę jest spora.

Od wielu już lat Kopenhaga stanowi przysłowiową mekkę dla sezonowych rikszarzy z różnych stron świata, którzy zjeżdżają tu na sezon by zarobić trochę grosza. W tej kilkudziesięcioosobowej, wielonarodowościowej mieszance są Bułgarzy, Litwini, Czesi, Słowacy, Hiszpanie, Meksykanie, dwóch Duńczyków, a prawie połowa to nasi rodacy - przyjechali z różnych stron Polski, najwięcej osób z Warszawy i najbliższych okolic.

Reklama

Jeden z nich, Andrzej, pracy sezonowej szukał poprzez internet (Google) i rok temu całkowicie w ciemno po raz pierwszy przyjechał do Danii zbierać truskawki na Jutlandii. Po jednym dniu, gdy okazało się, że trafił do obozu pracy, zwinął się szybko i następnego dnia pojechał do Kopenhagi i resztę sezonu przepracował na rikszy. W tym roku nie szukał czegoś ekstra, tylko od razu przyjechał do Kopenhagi na sprawdzone już riksze. Zabrał ze sobą kolegę Marcina, bo we dwójkę zawsze raźniej i przede wszystkim bezpieczniej. Planują spędzić tu kilka wakacyjnych tygodni i zarobić kasę.

Mają swój plan - wydać jak najmniej, a zarobione w Danii pieniądze przeznaczyć na realizację celów, które wyznaczyli sobie jeszcze w Polsce. Jedzenie zabrali z kraju, mieszkają pod namiotem na campingu Belahoj za połowę tego co w hotelu. Tu też garażują swoje pojazdy. Są zadowoleni ze swoich decyzji. Riksze wynajmują od właściciela za 5 tys. koron/miesiąc.

Sami sobie ustalają czas pracy - w piątki i soboty - gdy największy ruch - pedałują nawet do 5 rano. W niedzielę z reguły robią sobie wolne, chyba że... pogoda kusi aby wyjechać. - Klienci są różni, a w tym roku - mówi Andrzej - jest ich znacząco mniej niż rok temu. Dlatego do kwestii cen podchodzą elastycznie, choć każdy z nich ma swoją dolną granicę, poniżej której nie rusza się z miejsca. Stawka wyjściowa tzw. startowe to 40 koron, a do tego doliczana jest stawka za czas przejazdu. Przykładowo za przejazd od Tivoli do Nyhavn (około 2 km) biorą zwykle 100 koron, jednak nie mniej niż 80.

Jacy są klienci? Które nacje są najgorsze? - pytam Andrzeja.

- Nie lubię jeździć z Francuzami, bo chcą jechać jak najdalej płacąc jak najmniej, a ponadto są trochę hałaśliwi. Najlepszymi i najspokojniejszymi klientami są Norwegowie. Polacy prawie zawsze się targują i zachowują podobnie jak Francuzi.

Ile zarabiają? Zapytani o wysokość zarobków nie podają kwoty nawet w przybliżeniu. Skoro jednak przyjeżdżają tu na sezon, by śmigać rikszą po Kopenhadze, to chyba nie w celach charytatywnych.

Krzysztof Kozik, Kopenhaga

Szukasz pracy? Przejrzyj oferty w serwisie Praca INTERIA.PL

Praca i nauka za granicą
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »