Klucz do gazowej niepodległości

Dywersyfikowanie źródeł gazu jest jednym z rządowych priorytetów. Chodzi nie tylko o bezpieczeństwo energetyczne. Także o uczciwe ceny.

Od dostaw gazu z Rosji uzależnieni jesteśmy od kilkudziesięciu lat. To do dziś ciągnąca się konsekwencja powojennego, przymusowego powiązania naszej gospodarki z ówczesnym ZSRR. Jednak po upadku imperium i rozpadzie systemu komunistycznego akurat w tej kwestii niewiele się zmieniło: Rosja jak była, tak dalej jest naszym głównym dostawcą gazu. Być może dlatego, że jak dotychczas nie stanęliśmy pod ścianą: Moskwa właściwie nigdy nam tego symbolicznego kurka nie zakręciła. Co nie oznacza, że możemy czuć się bezpieczni.

Zagrożenie

W Rosji narasta wielkomocarstwowy nacjonalizm. Kreml mówi o możliwości wykorzystania surowców energetycznych jako oręża politycznego. I nie są to czcze pogróżki. Boleśnie przekonała się o tym Ukraina. W końcu też, to właśnie gazowym szantażem Moskwa wymusiła uległość Białorusi. Niestety i Polska może się zetknąć z przypadkiem podobnego szachowania.

Reklama

- Przez ostatnie 25 lat w doktrynę rosyjskiej polityki międzynarodowej otwarcie wpisane było wywieranie nacisku na inne państwa za pośrednictwem zmonopolizowanych dostaw surowców. O kontynuację tej strategii Federacji Rosyjskiej, czyli o utrzymanie jej dominującej pozycji w regionie, walczy Gazprom - Piotr Naimski, sekretarz stanu w KPRM, pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej odwołuje się do politycznego kontekstu naszych gazowych powiązań z Rosjanami.

Prezes zarządu Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa Piotr Woźniak kładzie natomiast akcent na ich aspekt gospodarczy:

- Nie wykluczamy utrzymania w naszym portfelu gazu ziemnego pochodzącego z Rosji. Będzie to jednak zależało od oferowanych nam warunków; muszą być konkurencyjne.

Choć to, co mówią obaj panowie, jest jasne, proste i oczywiste, i choć właściwie to samo zawsze mówili i nadal mówią politycy wszystkich ugrupowań, choć od transformacji ustrojowej minęło ćwierćwiecze, Polsce jakoś jednak nie udało się przez te lata zbudować całkowicie niezależnego od Rosji systemu dostaw gazu. Wciąż wisi nad nami groźba nieuzasadnionego zmniejszania jego dostaw; co zdarzyło się choćby w zeszłym roku. No i te absurdalnie wysokie ceny...

Oczywiście na naszą sytuację mają wpływ obiektywne czynniki geopolityczne, ale nie tylko one. Nie bez znaczenia jest tu także brak dostatecznej konsekwencji w działaniach kolejnych rządów.

Rząd ma plan

Strategia PGNiG jest czytelna. - Przede wszystkim dążymy do tego, aby pozyskiwać gaz na rynkowych warunkach, korzystając ze zdywersyfikowanego portfela dostawców - tłumaczy Piotr Woźniak. - To droga prowadząca do zapewnienia stabilnego i korzystniejszego dla PGNiG sposobu pozyskiwania surowca.

A zatem rzecz w tym, abyśmy mogli, a nie musieli kooperować z Rosjanami. Stałoby się tak wtedy, gdyby udało się całkowicie uniezależnić Polskę od ich źródeł gazu. To ważne: w całej tej grze chodzi nie tylko o zmianę kierunku dostaw gazu, ale także właśnie o dywersyfikację jego źródeł. Żeby nie było tak, co podkreślają eksperci, że gaz, który kupujemy na zachodzie Europy, także pochodzi z rosyjskich złóż, tylko trafia do nas okrężną drogą.

Kluczowym elementem rządowego planu jest rozwinięcie gazowego połączenia z Norwegią poprzez Danię. To powrót do idei, którą odrzucił rząd Leszka Millera. Jednym z następstw podjętych wówczas decyzji było pozostawienie polskiego sektora gazowego, a więc w praktyce - całej gospodarki, na łasce Rosjan. Z czego ci skwapliwie skorzystali, dyktując nam nie mające nic wspólnego z rynkiem, horrendalnie wysokie ceny.

- Kontrakt jamalski wygaśnie z końcem 2022 roku i od tego momentu zamierzamy oprzeć się na dostawach z kierunków innych niż wschodni. Dlatego zaangażowaliśmy się w realizację projektu połączenia gazowego z Norwegią - mówi wiceprezes PGNiG Janusz Kowalski. - Dzięki importowi gazu norweskiego oraz LNG via Terminal im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Świnoujściu powstanie w końcu prawdziwie konkurencyjny rynek w Polsce i w Europie Środkowej.

Najpierw jednak to nowe połączenie musi powstać. Między innymi o nim właśnie rozmawiali w Oslo prezydent Andrzej Duda i premier Beata Szydło. Do całej koncepcji przychylnie nastawione są instytucje Unii Europejskiej.

- Mamy poważne przesłanki, by liczyć na zrozumienie Komisji Europejskiej i wsparcie projektu gazociągu z norweskiego szelfu do Polski - potwierdza to minister Naimski.

Nie będzie więc problemów? To akurat nie jest takie oczywiste...

- Powiedzmy, że prace nad połączeniem szelfu norweskiego przez Danię i Baltic Pipe z Polską rozpoczniemy w roku 2017. Na ich ukończenie potrzeba kilku lat. Będą trwały na pewno dłużej niż obecna kadencja Sejmu - tłumaczy. - A musimy być gotowi przed rokiem 2022, gdy kończy się długoterminowy kontrakt z Gazpromem. Ktokolwiek obejmie później rządy, to - mam nadzieję - za swój obowiązek uzna kontynuowanie wieloletniej strategii.

Jego obawy nie są bezpodstawne: pamiętamy, co SLD zrobiło z pierwszymi planami budowy gazowego połączenia ze Skandynawią...

Nasze plany pilnie śledzi Moskwa. I niewątpliwie nie jest nimi zachwycona. Także dlatego, że Polska jest dla Rosjan dużym, poważnym klientem. Jego utrata będzie dla kraju żyjącego z eksportu surowców sporym problemem. Nic więc dziwnego, że o naszych zamiarach szeroko informowały rosyjskie media. Przekonywały, że Polska będzie teraz "kupowała droższy gaz". Komentatorzy nie dodawali przy tym tylko, że zwracamy się ku północy i zachodowi także dlatego, że Gazprom dyktuje nam absurdalne ceny gazu.

Klucz do gazowej niepodległości

Norweska rura dopiero ma powstać. Gazoport - już działa. W ciągu roku może przyjąć statki, które w skroplonej postaci przywiozą 5 mld m sześc. gazu. To wystarczy na pokrycie trzeciej części naszego krajowego zapotrzebowania. Jest więc terminal w Świnoujściu kolejnym, ważnym segmentem naszego systemu bezpieczeństwa gazowego.

- Prowadzimy regularne analizy możliwości rozwoju terminalu. To naturalne, bo warunki na rynku szybko się zmieniają i musimy być na nie przygotowani - mówi Tomasz Stępień, prezes Gaz-Systemu. - Możliwe są zarówno szybkie inwestycje, jak i większa rozbudowa zwiększająca przepustowość terminalu nawet do 10 mld m sześc.

Ile by to kosztowało?

- Najdroższa byłaby budowa trzeciego zbiornika. Jednak z już przygotowanych opracowań wynika, że zwiększenie możliwości odbioru gazu do 7,5 mld m sześc. rocznie można uzyskać i bez tej kosztownej inwestycji.

Tak na marginesie: wciąż nie zarzucono pomysłu budowy drugiego gazoportu. Jego naturalną lokalizacją byłby rejon Zatoki Gdańskiej.

Dlaczego rząd tak dużą rolę przywiązuje do gazoportu i zakupów LNG? Dlatego, że na naszych oczach zachodzi fundamentalna zmiana, którą warto wykorzystać: rynek LNG rozwija się burzliwie i nie trzeba przeprowadzać szczególnie wyrafinowanych kalkulacji, by zauważyć, że nasza nowo oddana do użytku infrastruktura w Świnoujściu aż prosi się, by jej potencjał wpisać w ten trend.

- No i terminal w istotny sposób przyczynia się do wzrostu bezpieczeństwa energetycznego kraju - raz jeszcze podkreśla wiceprezes Kowalski.

Dodajmy, że jego spółka długoterminowo zarezerwowała 65 proc. przepustowości terminala. Co oznacza, że z jego usług będą mogły korzystać także inne podmioty. A ponieważ rośnie też znaczenie transakcji krótkoterminowych i spotowych, terminal w Świnoujściu pozwoli Polsce stać się pełnoprawnym uczestnikiem międzynarodowego rynku LNG. Ożywienie konkurencji pomiędzy różnymi dostawcami może się natomiast przełożyć na obniżenie oferowanych przez nich cen.

Polski hub gazowy?

Czy to w ogóle możliwe? Tak. Polska rzeczywiście ma szansę stać się gazowym hubem dla surowca spoza Rosji.

- Pod warunkiem, że gaz będzie pochodził nie tylko z różnych stron, ale rzeczywiście z różnych źródeł - podkreśla minister Naimski. - Jeśli w perspektywie 5-6 lat zapewnimy sobie możliwość sprowadzania kilkunastu miliardów metrów sześciennych gazu rocznie z norweskiego szelfu i w postaci LNG poprzez gazoport, to będziemy mogli oferować go odbiorcom także w innych krajach Europy Środkowej. Do tego, rzecz jasna, potrzebne są jeszcze połączenia z ich systemami przesyłowymi.

Do tej koncepcji musimy jednak zjednać sojuszników. I to nie tylko na poziomie biznesowym, ale także państwowym, politycznym. A to już może budzić naprawdę poważny niepokój Rosjan...

Czy polskie plany są realne? W dużej mierze ich realizacja zależeć będzie od cen surowca. Te zaś zmieniają się dość dynamicznie. Z gazowym biznesem kolidują między innymi inwestycje w OZE - w wielu krajach koryguje się prognozy dotyczące zapotrzebowania na gaz.

Rynek w coraz większym stopniu należy więc do klientów. Ci natomiast nie chcą już wiązać się długoterminowymi kontraktami z jednym dostawcą. Zatem Polska w roli jeszcze jednego, zwiększającego swoją obecnością konkurencję, poważnego uczestnika rynku gazu to wizja całkiem realna. Być może już w przyszłym dziesięcioleciu to my będziemy dostarczać gaz do Czech, na Słowację, Litwę i Ukrainę.

Dariusz Malinowski

Więcej informacji w portalu "Wirtualny Nowy Przemysł"

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »