Praca za Odrą, ale...
Na tle innych, zachodnich krajów niemieccy pracodawcy mogą wydawać się skąpi. Mimo to kilkaset tysięcy naszych rodaków od lat - legalnie lub na czarno - najmuje się do pracy w Niemczech.
ZA ODRĄ |
Głównie dlatego, że blisko nam do tego kraju, a po drugie - wielu Polaków zna język niemiecki.
Słowo "saksy" pochodzi od nazwy niemieckiego landu Saksonia, którego stolicą jest Drezno. Tradycja wyjazdów do pracy w Niemczech narodziła się wśród Polaków już w XIX-tym wieku. Wtedy jeździło się głównie do Saksonii i stąd powiedzenie "wyjechać na saksy".
Numer jeden - praca sezonowa
Do niedawna ok. 300 tys. Polaków wyjeżdżało co sezon za Odrę, aby pomagać niemieckim rolnikom przy zbiorach. Obecnie liczba pracowników sezonowych spadła do 170 tys., ale nadal jest to zdecydowanie najliczniejsza polska grupa na niemieckim rynku pracy. Ten rok jest wyjątkowy. O ile przez poprzednie 2-3 lata bauerzy prosili się, aby ktokolwiek z Polski przyjechał do pracy, tak obecnie to nasi rodacy znowu walczą o wolne miejsca na plantacjach pod Berlinem. Wszystko w skutek obaw, że kryzys szybko dopadnie także Polskę, a w konsekwencji wzrośnie bezrobocie.
Bauerzy nie płacą zbyt wiele.
Zwykle 5-6 euro na godzinę. Ktoś bardzo sprawny fizycznie i doświadczony może liczyć na stawkę 7-8 euro i nic więcej. Zaś nowicjusze, którzy trafią do chciwego pracodawcy, który na domiar złego będzie musiał od przysłanych mu Polaków zapłacić w Polsce składkę na ZUS (dotyczy osób na płatnych urlopach lub prowadzących działalność), mogą ostatecznie zainkasować marne 3 euro za każdą przepracowaną godzinę.
Zdecydowana większość niemieckich pracodawców rolnych zatrudnia Polaków legalnie. Istnieje jednak całkiem spora grupa bauerów, którzy polegają wyłącznie na pracy wykonywanej na czarno. Zarobki oferują na przeciętnym poziomie, ale w razie choroby lub wypadku najwięcej na co można u nich liczyć, to na pomoc w zakupie biletu do domu.
Numer dwa - opiekunki
Opieka nad osobami starszymi w Niemczech to od lat polska specjalność. Ocenia się, że ok. 100 tys. Polek pracuje, w tym prawie wszystkie nielegalnie, zajmując się zniedołężniałymi Helmutami i Gertrudami. Ponieważ bardzo łatwo udawać, że w domu pojawił się kolejny lokator, Niemcy z reguły w ogóle nie występują o zezwolenie na pracę dla opiekunki. Dzięki temu mogą sporo zaoszczędzić na ubezpieczeniu i podatkach.
Polskie opiekunki pracują na ogół w systemie zmianowym, tzn. przez kilka miesięcy zajmują się opieką w Niemczech, potem na kilka miesięcy wracają do domu - w międzyczasie w niemieckim domu pojawia się inna Polka, zmienniczka - aby po kilku miesiącach wrócić. I tak przez całe lata. Zarobki opiekunek wynoszą ok. 800-1000 euro miesięcznie. Na czysto, bo mieszkanie i wyżywienie mają gratis.
Aby walczyć z szarą strefą władze niemieckie uchyliły furtkę do legalnego zatrudniania cudzoziemskich pomocy w domach, w których jedna z osób wymaga stałej opieki. Niestety, ta zachęta nie odniosła żadnego skutku. Powód: konieczność opłacania składek ubezpieczeniowych od legalnie zatrudnionej opiekunki, co w praktyce może oznaczać nawet podwojenie kosztów.
Ponieważ popyt na opiekunki dalej jest w Niemczech nie zaspokojony - a miejscowe, wyspecjalizowane firmy świadczące tego typu usługi potrafią kasować za całodobową opiekę nawet kilka tysięcy euro miesięcznie - jak grzyby po deszczu pojawiają się polskie firmy jednoosobowe, które usiłują wygrywać z drogą, niemiecką konkurencją. Polki zajmujące się opieką zakładają firmę w Polsce albo za Odrą. Pod własnym szyldem mogą legalnie wykonywać usługi w Niemczech. Wybierając taki samodzielny sposób działania, można liczyć na wyższe zarobki, rzędu 1500-2000 euro miesięcznie. Należy jednak mieć zlecenia przynajmniej od kilku podopiecznych, bo w przeciwnym razie można zostać oskarżonym o fikcyjne prowadzenie działalności i narazić się na kary.
Numer trzy - praca dla studentów
Co roku, zwykle w grudniu, Wojewódzkie Urzędy Pracy prowadzą rekrutację do pracy wakacyjnej w Niemczech skierowanej do studentów. Oferta dotyczy osób kształcących się na studiach dziennych, zaocznych oraz wieczorowych (z wykluczeniem słuchaczy ostatniego roku). Kandydaci muszą zadeklarować dobrą znajomość języka niemieckiego oraz gotowość do wakacyjnej pracy przez okres minimum dwóch miesięcy.
WUP-y nie mają gotowych ofert dla studentów. Ich rola polega na zebraniu zgłoszeń i przesłaniu stronie niemieckiej. Następnie niemieccy pracodawcy wybierają konkretną osobę i za pośrednictwem Arbeitsamtu wysyłają zaproszenie.
Numer cztery - pracownicy goście
Na podstawie porozumienia międzyrządowego co roku 2000 Polaków może pracować w Niemczech w charakterze tzw. pracownika-gościa. Oferta dotyczy osób w wieku 18-35 lat. Ponieważ głównym przesłaniem programu jest podnoszenie kwalifikacji, pracować można tylko w swoim, wyuczonym zawodzie.
Praktyka pokazuje, że limit 2000 miejsc zwykle nie jest wykorzystany. Tymczasem, udział w tym właśnie programie może otworzyć przed zainteresowanym niemiecki rynek pracy na wiele lat. Od 2004 r. obowiązuje bowiem zasada, że każdy kto wykaże, że pracował legalnie w Niemczech nieprzerwanie przez 12 miesięcy, ten ma prawo do stałego pobytu w tym kraju i wolnego wyboru miejsca pracy.
Numer pięć - wiele innych możliwości
Kilkanaście tysięcy Polaków pracuje w Niemczech jako pracownicy delegowani, wysłani przez polskie firmy. Pracują głównie na budowach, ale także np. w rzeźniach. Teoretycznie powinni zarabiać tyle co Niemcy (taki jest wymóg strony niemieckiej), ale w praktyce dostają na rękę dużo mniej. W przeciwnym razie nasze firmy nie byłyby w stanie wygrywać niemieckich przetargów.
Polak, który studiuje za Odrą może tam legalnie pracować przez 90 dni w roku (na cały etat) lub przez 180 dni (na pół etatu). Po ukończeniu studiów (wystarczą dwa ostatnie lata nauki) zyskuje swobodny dostęp do niemieckiego rynku pracy.
Od 2007 r. o zezwolenie na pracę nie muszą się ubiegać obywatele z nowych państw Unii, którzy posiadają dyplom inżyniera z dziedziny budowy maszyn i pojazdów lub elektromechaniki.
Kilkadziesiąt tysięcy Polaków ominęło niemieckie bariery w podejmowaniu pracy zakładając własną firmę w Polsce (aby potem świadczyć za Odrą tzw. usługi transgraniczne) lub w Niemczech.
Kto nie chce zakładać własnej firmy, nie chce schylać karku na polu i nie chce wykonywać w Niemczech innych nisko płatnych i mało prestiżowych zajęć, musi poczekać do 1 maja 2011 r., kiedy to władze w Berlinie będą zmuszone ostateczne uwolnić rynek pracy dla obywateli z nowych krajów Unii.
Józef Leszczyński
Przydatne linki
www.wirtschaft-polen.de (podstrona ambasady Polski w Berlinie, praktyczne informacje na temat zasad podejmowania pracy i zakładania firm w Niemczech), www.ambasadaniemiec.pl, www.pracownicysezonowi.pl