Ile ropy jeszcze nam zostało?

Stany Zjednoczone, Europa i rejon Azji Wschodniej Peak Oil mają już za sobą. W każdym przypadku wzorzec był podobny - najpierw miały miejsce odkrycia i wzrost produkcji, potem jej zahamowanie, a następnie spadek. Światowy trend przebiega podobnie.

W czerwcu 2000 roku Federalna Służba Geologiczna USA (USGS - United States Geological Survey) opublikowała raport przedstawiający szacunki zasobów ropy. Przedstawiła je w trzech kategoriach - istniejące z prawdopodobieństwem 95 proc. (najbardziej ostrożna prognoza), istniejące z prawdopodobieństwem 5 proc. (najbardziej optymistyczna) oraz prognozę średnią. Według wersji najbardziej ostrożnej, do roku 2030 do odkrycia pozostało 500 mld baryłek, według prognozy najbardziej optymistycznej 1600 mld baryłek, a według prognozy średniej 900 mld baryłek. Wykres pokazuje, jak musiałyby się zmieniać ilości odkrywanej ropy, żeby zrealizowane zostały przewidywania tych scenariuszy.

Minęło już 10 lat, możemy więc zobaczyć, który scenariusz najlepiej pasował do rzeczywistości. Linia zielona (najbardziej optymistyczna), niebieska (średnia) czy fioletowa (prognoza pesymistyczna)?

Odkrycia pozostają w całkiem niezłej zgodności z najbardziej pesymistycznym scenariuszem - a nawet układają się pod fioletową krzywą. Sugeruje to, że pozostałe do odkrycia rezerwy są już niewielkie. Inaczej mówiąc - co było do znalezienia, to już znaleźliśmy, a scenariusz "średni" okazał się w rzeczywistości gruszkami na wierzbie. Dotychczasowe odkrycia to tylko 40 proc. tego, co prognozowała USGS w swojej "średniej prognozie". Dotyczy to praktycznie wszystkich rejonów świata.

Zarówno IEA (International Energy Agency - przyp. redakcji), jak i EIA (Energy Information Administration - przyp. redakcji) - główne instytucje monitorujące rynek ropy - opracowują prognozy przyszłego wydobycia, za punkt odniesienia przyjmując zdecydowanie zawyżony scenariusz średni USGS (a nawet super optymistyczny scenariusz maksymalny). Akceptują również oficjalnie podawane rezerwy krajów OPEC, które najprawdopodobniej są dwukrotnie zawyżone. Skutkiem tych założeń są optymistyczne przewidywania dalszego wydobycia ropy.

Założenia te poddają w wątpliwość nie tyle kompetencje tych agencji, co ich obiektywizm w doborze informacji, dopasowywanych do oczekiwań ich mocodawców.

IEA (International Energy Agency, po polsku Międzynarodowa Agencja Energetyczna MAE) została założona w czasach kryzysu naftowego w 1974 r. przez kraje OECD - bogate kraje, będące największymi importerami ropy. Zadaniem IEA jest zapobieganie przerwom w dostawach ropy naftowej i dostarczanie informacji o statystykach dotyczących międzynarodowego rynku ropy i innych sektorów energetycznych.

EIA (Energy Information Administration) to statystyczne ramię Departamentu Energii USA. Publikowane przez EIA raporty są uznawane w przemyśle energetycznym i mediach za autorytatywną wykładnię prognoz energetycznych rządu USA.

Zarówno rządy, na rzecz których działa IEA, jak i administracja amerykańska są zainteresowane tym, żeby zasoby ropy były jak największe, perspektywy wydobycia były jak najbardziej różowe, a cena ropy jak najniższa. To właśnie chcą usłyszeć.

Upolitycznienie IEA i EIA skutkuje przyjmowaniem maksymalnie optymistycznych założeń, wychodzących naprzeciw oczekiwaniom ich mocodawców.

Pół wieku po peaku

Fakty są takie, że już od lat 80. XX wieku wydobywamy znacznie więcej ropy, niż odkrywamy. Dzisiaj na jedną odkrywaną baryłkę przypadają co najmniej 3 wydobywane. To tak, jakbyśmy z konta w banku, na które wpłacamy 1 tys. zł miesięcznie, wyjmowali 3 tys. zł. Nie da się tego utrzymać zbyt długo.

Odkrywamy coraz mniej - tempo odkryć i jego zmiany mówią też wiele o ilości ropy pozostającej do znalezienia.

Większość odkryć złóż ropy miała miejsce do lat 60. XX wieku. Szczyt odkryć mieliśmy w 1964 roku. Tak - pół wieku temu. W kolejnych dekadach, pomimo postępu technologicznego i intensywnych poszukiwań, odkrycia były coraz mniejsze. Poszukiwania są prowadzone z użyciem najnowocześniejszych technologii, w tym badań satelitarnych i obejmują coraz to nowe, trudniej dostępne obszary, takie jak regiony polarne i dno głębokiego oceanu. Rezultat? Ropy jakoś nie widać... Wszystko wskazuje na to, że po prostu wiele więcej już jej nie znajdziemy.

Co gorsze, wykres pokazujący ilość odkrywanej i wydobywanej ropy nie oddaje do końca naprawdę ponurej rzeczywistości.

Trudno i drogo

Podstawą obecnego wydobycia są wielkie złoża. Z 14 największych złóż pochodzi aż 20 proc. światowego wydobycia. 13 z nich jest już starych i wzrost produkcji mają już za sobą. W sumie połowa światowej produkcji pochodzi jedynie ze 120 dużych złóż. 4000 małych złóż stanowi drugą połowę.

Wszystko więc zależy od tych nielicznych dużych złóż. Tymczasem ostatnie wielkie regiony roponośne odkryliśmy pod koniec lat 60. XX wieku - były to Syberia Zachodnia w 1967, North Slope na Alasce w 1968 roku i Morze Północne w 1969 roku. Od tego czasu odkrywamy już tylko relatywnie niewielkie pola naftowe, a nowe odkrycia odpowiadające kilkumiesięcznemu światowemu zapotrzebowaniu, jak. np. Kashgan na Morzu Kaspijskim w Kazachstanie czy Tupi u brzegów Brazylii, które są rozgłaszane jako odkrycia dekady.

Ale to, że odkrywamy ropę już jedynie w niewielkich polach, to jeszcze nie cały problem. Obecnie odkrywana ropa znajduje się w trudno dostępnych miejscach. IEA przewiduje, że już za 10 lat blisko 40 proc. wydobycia ropy ma pochodzić ze złóż głębokowodnych.

Sięgamy po ciężką ropę, która jest bardzo gęsta i nie wypływa tak łatwo jak lekka, dotychczas wydobywana - techniki jej pozyskania są znacznie bardziej skomplikowane i kosztowne. Rozpoczynamy eksploatację złóż przesyconych toksycznym siarkowodorem, jak Kashgan, wymagających szczególnych środków ostrożności. Sięgamy po ropę w dżunglach Amazonii, dotychczas obszarów dzikich i najbogatszych w gatunki zwierząt i roślin.

Ciąg dalszy artykułu na następnej stronie

Jeszcze 40 lat

Światowy szczyt wydobycia ropy ze złóż na lądzie nastąpił w latach 80. XX wieku. Rozpoczęliśmy więc eksploatację złóż położonych na szelfie kontynentalnym. Po ich wliczeniu światowy szczyt wydobycia ropy mieliśmy w latach 90. XX wieku. Sięgnęliśmy więc po złoża głębokowodne i niekonwencjonalne. Przesuwamy granicę coraz dalej.

Całość światowych zasobów ropy szacuje się na około 6 bln baryłek. Biorąc pod uwagę, że dostępne technologie pozwalają na wydobycie około 1/3 surowca, daje to 2 bln baryłek możliwej do pozyskania ropy. Zważywszy na fakt, że dotychczas zużyliśmy około 1 bln baryłek, do wydobycia pozostało jakieś drugie tyle.

Jeśli udałoby się podnieść skuteczność wydobycia o 10 proc. (co jest teoretycznie możliwe, choć bardzo trudne), doszłoby do tego kolejne 600 mld baryłek. Jeśli zaś do rezerw wliczymy zasoby złóż niekonwencjonalnych, to możemy mówić jeszcze o kolejnych kilku bln baryłek. Nie można powiedzieć, że ropa już się kończy. Po prostu kończy się ropa tania i łatwa w wydobyciu.

Pozostające do dyspozycji rezerwy są oficjalnie szacowane na 1,2 bln baryłek. Oczywiście, wciąż odkrywamy nowe złoża i poprawiamy też techniki eksploatacji, skuteczniej wydobywając ropę ze znanych złóż - można się spodziewać, że zwiększy to rezerwy, lecz nie o rzędy wielkości, a co najwyżej o kilkadziesiąt procent.

Sprawdź bieżące notowania surowców na stronach Biznes INTERIA.PL

Jeśli zwyczajnie podzielić 1,2 bln baryłek konwencjonalnych rezerw ropy przez roczne zużycie na poziomie 30 mld baryłek, to otrzymujemy odpowiedź, że ropy wystarczy na ponad 40 lat.

Rezerwy na wyrost

W skali świata mamy wiele złóż, w różnym stopniu wyeksploatowanych, z ropą różnej jakości, łatwiej lub trudniej dostępnych, szybciej lub oszczędniej eksploatowanych. Po uśrednieniu można przyjąć, że światowe wydobycie ropy będzie miało kształt krzywej dzwonowej, w której z początku ropa jest relatywnie łatwo dostępna, a wydobycie rośnie, następnie stabilizuje się tworząc plateau wydobycia i oscylując na nim przez jakiś czas. Czas trwania plateau - płaskiego szczytu wydobycia i jego "wyboistość" będzie zależeć od tempa uruchamiania nowych złóż i spadku wydobycia ze starych, katastrof naturalnych bądź problemów politycznych, cen ropy, wzrostu lub spadku zapotrzebowania w czasie recesji.

Przewiduje się, że okres plateau potrwa kilka-kilkanaście lat. Kiedy więc nastąpi moment, w którym wydobycie ropy osiągnie maksimum, a potem zacznie maleć? To zależy głównie od tego, jak duże są rezerwy i rzeczywiste zasoby do wykorzystania.

Informacje o rezerwach w złożach nie są publicznie dostępne, wręcz przeciwnie, w wielu krajach stanowią ściśle chronioną tajemnicę. Oficjalne rezerwy są znane, jednak nie są przez poszczególne kraje w żaden sposób weryfikowane czy audytowane. Wielu geologów i ekonomistów podaje je w wątpliwość.

W oczy rzuca się spektakularny wzrost ilości deklarowanych rezerw pod koniec lat 80. XX wieku. Koszt wydobycia baryłki ropy oscylował w tym czasie na poziomie 1-3 dol., zaś cena sprzedaży wynosiła kilkanaście dol. To był złoty interes. Producenci ropy uważali, że ceny są wystarczająco wysokie, a nowe odkrycia i postęp w technikach wydobywczych spowodują ich spadek - więc im szybciej wydobędą i sprzedadzą swoją ropę, tym więcej na tym zarobią. Wtedy to starający się kontrolować ceny ropy kartel OPEC wpadł na pomysł, aby ustalić limity wydobycia proporcjonalnie do posiadanych przez poszczególne kraje zasobów.

I cóż się stało? Kuwejt szybko ogłosił, że ma o 50 proc. więcej, niż wcześniej podawał. W jego ślady poszła Wenezuela. Do licytacji dołączyły i inne kraje OPEC. Przeszacowaniu zasobów nie towarzyszyły żadne znaczące odkrycia. Odkrycia były coraz mniejsze, a mimo to formalnie zgłaszane rezerwy rosły.

Częściowo wzrost rezerw można by wytłumaczyć rosnącą efektywnością wykorzystania pól naftowych - nowe technologie pozwalały wydobyć większą część ropy ze złoża. Analiza podawanych przez OPEC danych sugeruje jednak, że mamy do czynienia z zabiegami statystycznymi, ukierunkowanymi na zachowanie stałego współczynnika zgłaszanych rezerw do wydobycia.

Jeśli wierzyć, że kraje OPEC przedstawiają rzeczywiste dane, to szczyt wydobycia ropy nastąpi prawdopodobnie za kilkanaście lat. Jeśli jednak przedstawiane rezerwy są zawyżone i mają podłoże polityczne, to jest całkiem możliwe, że świat już teraz osiągnął długotrwały płaski szczyt wydobycia.

Dramatyczna alternatywa

Mamy też ropę ciężką i superciężką - jej ilość szacuje się nawet na 10 bln baryłek. To wielokrotnie więcej niż rezerwy ropy konwencjonalnej. Same zasoby ropy w piaskach roponośnych, głównie w Kanadzie i Wenezueli szacuje się nawet na 3-4 bln baryłek. Jakieś 10 proc. już teraz leży w zasięgu naszych technologicznych możliwości, a także opłacalności ekonomicznej. Kanada z piasków roponośnych pozyskuje już połowę swojej produkcji i jest głównym dostawcą ropy do USA.

Jednak ropa niekonwencjonalna jest dużo trudniejsza w ekstrakcji. Aby otrzymać jedną baryłkę należy podgrzać dwie tony materiału, a na podgrzewanie i rozpuszczanie lepkiej substancji zużyć 30 m sześc. gazu ziemnego. Oznacza to konieczność zwiększenia produkcji gazu.

CZYTAJ RAPORT SPECJALNY INTERIA.PL: Jaka przyszłość czeka surowce?

Eksploatacja piasków roponośnych jest też bardzo uciążliwa środowiskowo. Nafciarze wycinają leśny ekosystem ustępujący wielkością jedynie Amazonii. Kopalnie powstają u brzegów rzeki, bo żeby oddzielić bitumen od piasku, potrzeba olbrzymich ilości wody. Nafciarze czerpią ją z Athabaski, przez co jej poziom w górę od miasta Fort McMurray - centrum naftowego boomu - obniżył się trzykrotnie. 95 proc. zabranej przez przemysł wody nigdy nie wraca do rzeki. Po procesie wypłukania bitumenu zostaje gliniasta toksyczna maź zawierająca benzol, cyjanek, dziesiątki metali ciężkich i trujących kwasów.

W samej kanadyjskiej prowincji Alberta produkowane toksyczne pozostałości pozwoliłyby codziennie wypełnić 720 basenów olimpijskich. Firmy naftowe po prostu budują wysokie na kilkadziesiąt metrów wały z ziemi i tworzą olbrzymie stawy, które aż kłębią się od substancji rakotwórczych. Według organizacji Environmental Defence, codziennie z toksycznych zbiorników do wód gruntowych i dalej do rzek przesiąka 11 mln litrów silnie toksycznych ścieków.

Abstrahując nawet od skali katastrofy ekologicznej, szybkie skalowanie tego źródła energii do poziomu porównywalnego z ropą klasyczną, ze względu na brak wody, gazu, skalę inwestycji i brak siły roboczej, jest praktycznie niemożliwe. Porównajmy liczby: typowy, pojedynczy szyb naftowy z Abqaiq czy Berri, z północnych rejonów Saudyjskiego pola Ghawar, to produkcja ropy sięgająca 40 do 60 tys. baryłek ropy dziennie. A piaski roponośne? Shell przygotowuje się do zwiększenia produkcji w projekcie Athabasca Oil Sands ze 150 do 250 tys. baryłek dziennie. Koszt inwestycji to około 20 mld dol., a czas uruchomienia to 5-7 lat. Po dekadach inwestycji wydobycie ropy z piasków roponośnych wynosi 1,4 mln baryłek dziennie. Szacuje się, że przy intensywnych inwestycjach do 2015 roku uda się osiągnąć 2,5 mln baryłek dziennie. W scenariuszu szybkiego wzrostu produkcji, przewiduje się, że do roku 2030 Kanada będzie w stanie dostarczyć do 3-5 milionów baryłek dziennie, co odpowiada 5 proc. obecnego wydobycia.

Marcin Popkiewicz, www.ziemianarozdrozu.pl

Inflacja, bezrobocie, PKB - zobacz dane z Polski i ze świata w Biznes INTERIA.PL

Private Banking
Dowiedz się więcej na temat: surowce | Private Banking | ropa naftowa | -oil | OPEC
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »