Amerykański bilet płatniczy sporo stracił

W dawniejszych czasach banknoty polskie tytułowano 'biletami płatniczymi NBP', możemy zatem pozwolić sobie na taką odrobinę ironii w kontekście amerykańskiego dolara.

W dawniejszych czasach banknoty polskie tytułowano 'biletami płatniczymi NBP', możemy zatem pozwolić sobie na taką odrobinę ironii w kontekście amerykańskiego dolara.

Otóż niewątpliwie USD dziś sporo stracił, a wykres głównej pary walutowej poszedł w górę. I tak np. dzisiejsze minima to mniej niż 1,1670, ale wieczorem notujemy 1,18 i więcej. Tym samym zdarzyło się coś ważnego: gracze przywrócili konsolidacyjny stan z sierpnia, września i większej części października.

Dynamika PKB Eurolandu za III kw. wyniosła +0,6 proc. k/k oraz +2,5 proc. r/r, zgodnie z oczekiwaniami. Produkcja przemysłowa w Strefie wzrosła (we wrześniu) o 3,3 proc. r/r, nieco lepiej niż przewidywano, bo prognoza opiewała na +3,2 proc. r/r. Ale np. niemiecki indeks ZEW rozczarował: 18,7 pkt, prognozowano 20 pkt.

Reklama

Pan Evans z Fed wygłosił raczej mętne przemówienie, w którym poetycko mówił o 'delfickim' i 'odysejskim' sposobie prowadzenia polityki pieniężnej i mówienia o jej przyszłości. Polityka 'delficka' ma się odnosić do sytuacji, w której otoczenie rynkowe jest zrozumiałe. Polityka 'odysejska' to działanie na bieżąco w okresach niepewności. Dla nas istotne jest to, że Evans mówił o kwestii podbicia inflacji co najmniej do poziomu 2 proc., co jest celem Fed. I wyraził tu pewną wątpliwość: "jeśli nie uda się to nam teraz, w okolicznościach w miarę normalnych, to dlaczego społeczeństow miałoby nam wierzyć w przyszłości, gdy będziemy chcieli wcielać w życie politykę nietypową?". Zdaje się, że to wyraz braku wiary w dolara tudzież sianie swego rodzaju defetyzmu.

Janet Yellen stwierdziła z kolei, że słuchanie tylu różnych głosów w FOMC jest 'confusing', tj. wprowadzające w błąd, budzące konsternację i nieprzyjemne. Z kolei Bullard podkreślał to, że inflacja pozostaje poniżej oczekiwań, a rynek finansowy nie pozwala w obecnym kształcie na sensowne prognozy. Wreszcie Bostic z Atlanty mówił nieco bardziej jastrzębie, ale w sumie banalne rzeczy: np., że należałoby w przyszłych latach podnosić oprocentowanie, choć oczywiście w sposób "stopniowy".

Zyskalim i stracilim

Czytelnik, jak wierzymy, wybaczymy nam tę kolokwialno-ludową formę. Cóż, stracilim np. na EUR/PLN, a zyskalim - i to nader solidnie - na USD/PLN. Ta druga para zeszła poniżej 3,60, co jest wymowną zmianą, jak na ostatnich kilkanaście dni. Teraz możemy rozważać nawet 3,57 - 3,58 jako wsparcie.

Na EUR/PLN wykres poszedł jednak w górę. Euro za wiele zarobiło do dolara, by mogło to ujść złotemu na sucho. Wzrost kursu euro mógł mieć związek z konferencją bankierów centralnych we Frankfurcie, choć nie wydaje się, by powiedziano tam coś jedoznacznie przełomowego. EUR/PLN nie pokonał zresztą szerokiego zakresu 4,22 - 4,2530 (ew. 4,2630, tej granicy tym bardziej nie naruszono). Na razie notujemy 4,2470.

Tomasz Witczak

FMCM
Dowiedz się więcej na temat: waluty
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »