Anglicy zaskoczyli, eurodolar znów próbował ruchu w górę

Bank Anglii zaskoczył dziś inwestorów, ponieważ nie obniżył stopy procentowej. Powszechnie zakładano (choć na pewno nie była to stuprocentowa wycena), że nastąpi ruch z 0,5 proc. do 0,25 proc. - po to np., by podbijać konkurencyjność brytyjskiego eksportu czy ogólnie pobudzać gospodarkę.

Bank Anglii zaskoczył dziś inwestorów, ponieważ nie obniżył stopy procentowej. Powszechnie zakładano (choć na pewno nie była to stuprocentowa wycena), że nastąpi ruch z 0,5 proc. do 0,25 proc. - po to np., by podbijać konkurencyjność brytyjskiego eksportu czy ogólnie pobudzać gospodarkę.

Bank Anglii uznał jednak, że jest jeszcze za wcześnie na taki ruch - szczególnie że Bank nie ma jeszcze nawet nowego raportu o inflacji, a dane makro dotyczą okresu przed-referendalnego. Pierwsze lipcowe odczyty poznamy dopiero u progu sierpnia (np. PMI). Poza tym mógł być w owym braku ruchu ze strony BoE także podtekst pewnego rodzaju prężenia muskułów - tzn. chęć pokazania, że nie stało się, pomimo Brexitu, nic tak strasznego, że konieczne byłyby radykalne działania.

Trochę na fali takiego robienia dobrej miny na wartości zyskało dziś - po decyzji BoE - euro w stosunku do dolara. Ba, widać było skok do 1,1165. Niby to wysoko, ale jednak nie jest to nawet poziom maksimów z 5 lipca (wtedy było ok. 1,1180), nie mówiąc o linii trendu łączącej szczyty z 3 maja i 9 czerwca. Co więcej, po południu czy też wczesnym wieczorem jesteśmy już w pobliżu 1,11 i impuls na rzecz euro dogasa.

Reklama

Publicznie wypowiedział się dziś w Idaho przedstawiciel Fed - Dennis Lockhart. Zaleca w kwestii stóp podejście ostrożne i cierpliwe. Stwierdził co prawda, że czerwcowe dane z rynku pracy (nie mylić z tragicznymi majowymi) były "silne i szeroko umotywowane", ale zwrócił też uwagę na niepewność związaną z Brexitem. Jednocześnie podkreślił, że sama decyzja referendalna Brytyjczyków nie wpłynęła na ścieżkę wzrostu gospodarczego w USA.

Mamy tu więc typowe dla wielu członków FOMC przemieszanie wątków i wzajemne łagodzenie konkurencyjnych tez. Zaiste, dobry bankier i analityk musi mieć dwie równie silne ręce ("on the other hand..."). Fed z jednej strony - ustami Lockharta i innych - uspokaja, z drugiej jednak zostawia sobie Brexit, Chiny, rynek pracy i inne czynniki jako wymówkę przed odcinaniem rynków finansowych od taniego pieniądza.

Po takich wypowiedziach znów będzie spadać wiara rynków w to, że Fed podwyższy stopy. Faktem jest jednak, że na dnie pro-dolarowego baku wciąż jest trochę paliwa. Bo jeśli nie Fed, to kto? Bank Japonii, Bank Anglii, Europejski Bank Centralny - wszystkie one grają bardzo luźno, to Fed jak na razie jako jedyny podniósł stopy (w grudniu 2015 - spory kawałek czasu temu), to Fed wciąż jeszcze pro forma podkreśla, że kolejny taki ruch jest możliwy. Co więcej, Europa ma liczne swoje problemy - sam Brexit może się okazać zawirowaniem, do tego dochodzą problemy Grecji, Hiszpanii czy Portugalii (które w każdej chwili mogą eskalować), mamy też poważne problemy banków włoskich (czego echem była ostatnia decyzja UniCredit o sprzedaży papierów Pekao) czy samego Deutsche Banku. W tej sytuacji dolar może być (nie)pewnym safe heaven.

Warto pamiętać, że od stycznia 2015 wykres EUR/USD w zasadzie nie wychodził ponad rejon 1,15 - 1,17. U dołu zaś testował parę razy okolice 1,05 i nawet niższe. Teraz jednak nie liczymy na szybką, spokojną wędrówkę do tego obszaru - aż tyle paliwa chyba nie ma. Tym niemniej może być tak (powinno tak być, o ile rynki nas czymś nie zaskoczą), że dolar będzie się utrzymywać na względnie mocnych poziomach. Innymi słowy - zakres 1,08 - 1,12 wydaje się nam mimo wszystko bardziej prawdopodobny niż ponowny atak na 1,15 - 1,17, jeśli mówimy o perspektywie najbliższych kilku tygodni czy nawet miesięcy. Wszystko to - rzecz jasna - ceteris paribus...

Na złotym

Złoty polski właściwie powinien dziś tracić, bo powszechny pogląd był taki, że to obniżka stóp w Anglii będzie impulsem na rzecz walut wschodzących. Jeśli jej więc nie było, to PLN powinien oberwać po skrzydłach.

Pewnym zaburzeniem tego, jeśli chodzi o parę USD/PLN, były skutki chwilowego wzrostu eurodolara. USD/PLN zwykle odbija ruchy głównej pary (symetrycznie), tak więc mieliśmy krótko po 13:00 zejście aż do 3,95. Teraz jednak na głównej jest 1,11 (chwilami nieco więcej), więc u nas zbliżamy się do 3,97.

Na EUR/PLN notujemy 4,41 - na pewno nie ma jakiegoś szczególnego przełomu, jeśli chodzi o ostatnie dni. Na GBP/PLN już wczoraj dobijaliśmy do 5,30, później (wieczór, noc) funt się osłabił, notowano 5,20 - ale to w przekonaniu, że na Wyspach oprocentowanie pójdzie w dół. Nie poszło - i dziś powstała biała świeca z górnym knotem badającym opór w pobliżu 5,34. Teraz jesteśmy jednak poniżej 5,30, sytuacja się uspokaja.

Jutro ważna rzecz - decyzja agencji Fitch na temat naszego ratingu. Generalnie panuje pogląd, że ruszona zostanie najwyżej perspektywa. To byłoby sensowne: delikatne pogrożenie palcem z sugestią, że "mamy na was oko", przy jednoczesnym przyznaniu, że z gospodarką tak źle nie jest, a z zamieszań politycznych nie zrodziła się ani ludowa rewolucja, ani dyktatura.

Tomasz Witczak

FMCM
Dowiedz się więcej na temat: waluty | 'Ruch'
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »