Dolar najtańszy od wielu miesięcy

Piątkowe dane z amerykańskiego rynku pracy miały wesprzeć dolara i odwrócić trend, który obserwujemy od pierwszych dni nowego roku. Tak się jednak nie stało, głównie za sprawą rozczarowującego tempa wzrostu płac. Pomimo solidnego przyrostu zatrudnienia dolar stracił, co pozwoliło płacić za niego mniej niż 4 zł po raz pierwszy od kilku miesięcy.

Piątkowe dane z amerykańskiego rynku pracy miały wesprzeć dolara i odwrócić trend, który obserwujemy od pierwszych dni nowego roku. Tak się jednak nie stało, głównie za sprawą rozczarowującego tempa wzrostu płac. Pomimo solidnego przyrostu zatrudnienia dolar stracił, co pozwoliło płacić za niego mniej niż 4 zł po raz pierwszy od kilku miesięcy.

Zatrudnienie w USA wzrosło o 227 tys. przy oczekiwanym wzroście na poziomie 180 tys. oraz poprzednim odczycie na poziomie 157 tys., który zrewidowano nieznacznie w górę. Payrolle prywatne wypadły wyżej na poziomie 237 tys., co oznacza, że zatrudnienie w sektorze rządowym spadło o 10 tys. Stopa bezrobocia wzrosła do poziomu 4,8%, co pokazuje, że rynek pracy może faktycznie ulegać lekkiemu przegrzaniu. Z drugiej strony lekkie odbicie tej miary to prawdopodobnie efekt wzrostu stopy aktywności zawodowej. Jednak najgorszym czynnikiem z całego raportu są płace. Miesięczna dynamika płac wyniosła zaledwie 0,1% m/m, przy oczekiwanym wzroście na poziomie 0,3% m/m. Co więcej obniżono dane za poprzedni miesiąc z 0,4% m/m do poziomu 0,2% m/m. Czemu rynek zwracał uwagę właśnie na płace? Wyższe tempo ich wzrostu powinno prowadzić do wyższej siły nabywczej konsumentów, co powinno przekładać się na większy popyt, a w konsekwencji na wzrost inflacji. Co za tym idzie, wyższe płace byłyby argumentem za szybszymi podwyżkami stóp w USA. Na ten moment FED nie ma jednak powodów do pośpiechu, co powinno ograniczać siłę amerykańskiej waluty.

Reklama

Z drugiej strony, coraz ciekawszą sytuację możemy zaobserwować na rynku europejskim. Dane gospodarcze ulegają wyraźnej poprawie, ale sytuacja polityczna może znacząco się skomplikować. W weekend swoją kampanię prezydencką zainaugurowała Marine Le Pen, która uznawana jest za faworytkę w pierwszej turze wyborów prezydenckich we Francji. Le Pen znana jest z krytyki euro, dlatego też wzrost jej poparcia mógłby być negatywnym czynnikiem dla wspólnej waluty. Szczególnie, ze najnowsze sondaże pokazują także coraz mniejsze poparcie dla partii Angeli Merkel, co oznacza, że w najbliższych miesiącach układ sił na europejskiej scenie politycznej może ulec przetasowaniu. Gdyby tak było, reakcja rynku walutowego mogłaby być gwałtowna.

Poprzedni tydzień przyniósł wiele ciekawych wydarzeń, w tym decyzje banków centralnych, a także kluczowe dane z USA. Drugi tydzień lutego zapowiada się na znacznie spokojniejszy, ale może być to złudne wrażenie. Od zaprzysiężenia Donalda Trumpa nie minął jeszcze miesiąc, a nowy prezydent Stanów Zjednoczonych może zaskoczyć rynki kolejnymi pomysłami. Oprócz tego warto zwrócić uwagę na powrót Chin na rynek, a także na interesujące dane z Kanady. O godzinie 8:51 za euro płacono 4.29 zł, a za dolara 3.99 zł.

Jakub Stasik

analityk XTB

Wszelkie decyzje inwestycyjne podjęte na podstawie powyższych informacji lub analiz podejmowane są wyłącznie na własne ryzyko. Powyższa informacja nie stanowi rekomendacji indywidualnej, a jakiekolwiek przedstawione w niej dane i analizy nie odnoszą się do indywidualnych celów inwestycyjnych, potrzeb ani indywidualnej sytuacji finansowej osób, którym zostały przedstawione.

x-Trade Brokers DM SA
Dowiedz się więcej na temat: waluty
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »