Innowacje w Polsce. Tak blisko, tak daleko

Mówimy: innowacje. Myślimy: wydatki na badania i rozwój, przełomowe wynalazki, nowoczesne technologie i - na końcu - olbrzymie zyski. Prawda. Tyle że nie cała.

Najpopularniejszym wskaźnikiem innowacyjności kraju lub firmy jest poziom wydatków na badania i rozwój. Miernik to wygodny, lecz dalece niewystarczający, wręcz zwodniczy. Bo to tylko kwota wpisana w rubryczkę excela zatytułowaną B+R. To, co zostanie do niej zakwalifikowane, zależy od wpisującego (lub organu państwowego, który przepisami określa, co można zaliczyć jako wydatek badawczo-rozwojowy).

Kiedy mierzymy wydatki, zakładamy świadomie lub nie - najczęściej skądinąd niebezpodstawnie - że określony poziom nakładów wydatków przynosi określone efekty. Rezultaty są już trudniejsze do uchwycenia.

Reklama

Fakt, inwestycje w innowacje są często szczególnie ryzykowne. Prócz kapitału wyrażonego w liczbach, do sukcesu - zwłaszcza w skali kraju - potrzeba jeszcze trochę innego kapitału. Społecznego. A z tym u nas znacznie gorzej.

Pieniądze to za mało

Truizm: największe nawet pieniądze nie gwarantują przełomowych wynalazków. Trzeba jeszcze czegoś bardziej nieuchwytnego... Poprzednia ekipa ukuła na to termin "przyjazny innowacjom ekosystem". A obecna to hasło nadal realizuje. Efekty widać.

W zeszłym roku Polska awansowała na 39. pozycję w globalnym indeksie innowacyjności pośród 128 krajów - to skok aż o 7. pozycji. Odnotowaliśmy w tym roku również wzrost wskaźnika innowacyjności według European Innovation Scoreboard - przesunęliśmy się o jedno miejsce wyżej - na pozycję 23.

Obecna ekipa zrozumiała, że potrzebne są oba kapitały, że nie wystarczy wydać masę pieniędzy, trzeba to robić mądrze. Nie znaczy to jednak, że jesteśmy bliscy likwidacji problemu.

Widać rozwiązania, które mają zmniejszyć ryzyko działalności innowacyjnej - tzw. mała ustawa innowacyjna zwiększa ulgi podatkowe do 50 proc., zapowiadana jest "duża" (ma wejść w życie od 2018 r.), która pozwoli odpisać od podatku 100 proc. wydatków na prace badawczo-rozwojowe. Rząd zaklepał miliardy na wsparcie innowacyjnych przedsięwzięć - zarówno w PFR, jak i NCBiR. Tylko funduszy europejskich na lata 2014-20 na projekty związane z działalnością innowacyjną mamy ok. 16 mld euro.

Odrobina zaufania

Pieniądze są już znacznie mniejszym problemem, pozostają nim braki w kapitale społecznym - brak akceptacji dla ryzyka, niechęć do współpracy, niedostatek proinnowacyjnej atmosfery.

- Barierą rozwoju nowoczesnej gospodarki, zwłaszcza przedsięwzięć obarczonych dużym ryzykiem, jest brak kapitału zaufania. Za mało ze sobą rozmawiamy, a za dużo w naszych relacjach jest autorytarnego paternalizmu - uważa minister nauki i szkolnictwa wyższego Jarosław Gowin. - Jeśli ograniczymy innowacyjność do przemysłu czy stosowanych nauk technicznych, nie wygramy przyszłości. Ważna jest też bowiem innowacyjność społeczna. Proinnowacyjnych postaw trzeba uczyć, nie przesadzam, już w przedszkolach.

W granicach swych kompetencji Gowin stara się wprowadzać zmiany - w przygotowywanym właśnie projekcie ustawy o szkolnictwie wyższym znalazły się zapisy, zachęcające (czy przymuszające, jak chcą krytycy) uczelnie do rozwoju programów badawczych i współpracy z przemysłem i biznesem.

Zmieni się też algorytm finansowania szkół wyższych. System "pieniądze idą za studentem" załamał się z powodu niżu demograficznego i spadku popularności studiów, które często przestały gwarantować zatrudnienie. Nowy model położy nacisk na jakość kształcenia i poziom badań.

Lepsza wydaje się też koordynacja prac na szczeblu administracji - rok temu powstała Rada ds. Innowacyjności, której zadaniem pozostaje koordynacja prac poszczególnych resortów. Nieźle układa się współpraca między kluczowymi dla tej dziedziny resortami nauki i rozwoju.

- Po raz pierwszy od ponad 20 lat jest rząd, któremu udało się w kwestii innowacyjności wyrwać się z silosowości, resortowości ministerstw - mówił Gowin.

Sęk w tym, że dobra współpraca na poziomie rządowym może się okazać niewystarczającym czynnikiem sukcesu. Tym bardziej, że ambicje są duże, a wzorce pod ręką.

- Są państwa, które w stosunkowo krótkim czasie osiągnęły sukcesy na polu rozwijania proinnowacyjnej świadomości wskutek umiejętnej polityki rządu. Nie tylko kraje na poły autorytarne - jak Korea Południowa - ale także bliżsi nam geograficznie i kulturowo Finowie - przypominał minister Gowin.

Doświadczenia fińskie pokazują, jak wciąż odlegli jesteśmy od tego modelu. By się do niego zbliżyć, nie wystarczy stworzyć "ekosystem przyjazny innowacjom". Trzeba zbudować w państwie kulturę innowacji.

Ale jak? Po pierwsze: dialog i współpraca. Fińska droga do innowacyjności to efekt ogólnospołecznej, demokratycznej debaty. Nie byłaby skuteczna bez wysokiego w tym kraju kapitału zaufania.

Trudne wzorce

Jeżeli mówimy, że w Finlandii państwo stało się katalizatorem innowacji, to pamiętajmy, że zaufanie do niego jest tam na nieporównywalnie wyższym poziomie niż w Polsce. To kraj wysokich podatków, ale i rozbudowanych usług publicznych, co też jest impulsem do współpracy. Fiński model edukacji (jak na złość: 6-letnia szkoła podstawowa i 3-letnie gimnazjum) też ukierunkowano raczej na poszukiwanie wiedzy niż jej zapamiętywanie.

Ważne stały się również innowacje społeczne, poprawiające poziom życia obywateli. I nie chodzi tylko o technologiczne nowinki (choć dostęp do internetu uznano za prawo obywatelskie). Idzie na przykład o wsparcie edukacji na dalszych etapach życia, rozbudowane usługi publiczne, ale i o rozwój obywatelskiej świadomości - przykładem takiej innowacji społecznej z naszego podwórka może być segregacja śmieci.

"Człowiek, kreatywna jednostka, przełamująca zastane schematy myślowe i zdolna do podejmowana niestandardowych działań jest tutaj najważniejsza. Reszta - mechanizmy finansowe, odpowiednie otoczenie instytucjonlane, infrastruktura badawczo-rozwojowa, itd. - to narzędzia, których potencjał będzie wykorzystany dopiero wówczas, gdy znajdą się w rękach otwartego na innowacje społeczeństwa" - pisał o fińskim modelu na portalu innowacji Waldemar Wierżyński.

Z tej perspektywy widać, jakim wyzwaniem jest w Polsce innowacyjność. To problem nie tylko gospodarki, ale i społeczeństwa, a trudno o rozwój kapitału społecznego i zaufanie do państwa w atmosferze ostrego konfliktu politycznego. Państwo, do którego obywatele mają coraz mniej zaufania, nie będzie skutecznym katalizatorem innowacji.

Na koniec konstatacja. Wprawdzie budowa proinnowacyjnych instytucji rozpoczęła się w Finlandii w latach 70. XX w., lecz skok przypadł na lata 90. Dlaczego? Po upadku ZSRR Finowie stracili głównego partnera gospodarczego i ich kraj pogrążył się w kryzysie - w trzy lata PKB spadło 14 proc., a bezrobocie skoczyło do 20 proc.

By wydobyć się z kryzysu, Finlandia postawiła na innowacyjność, co potwierdza jedno z praw Murphy'ego, że "ludzie zachowują się racjonalnie, kiedy już naprawdę nie mają innego wyjścia". Dlaczego to smutne? W Polsce dziś do kryzysu daleko, dostępnych jest wiele innych wyjść. Obyśmy z nich zawczasu skorzystali...

Adam Sofuł

Więcej informacji w portalu "Wirtualny Nowy Przemysł"

Dowiedz się więcej na temat: rozwój biznesu | Finlandia | innowacje | nowoczesne
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »